Forza Italia 2022
Forza Italia 2022 to kolejna edycja bodaj najpopularniejszej imprezy traktującej o włoskiej motoryzacji w naszym kraju. Jak było na pierwszej Forzie po pandemii?
Ekspansja i zmiany
Cóż, na pewno nie było… skromnie. Zlot przez ostatnie lata mocno się rozrósł i nawet pandemia nie uszczupliła jego zasobów. Ba! Śmiem sądzić, że wręcz przeciwnie – tak właściciele włoskich pojazdów, jak i osoby chcące je po prostu pooglądać, przybyli w większej sile, niż w poprzednich edycjach. I dobrze, ja też się cieszę, że wreszcie wszystko to się skończyło i można wrócić do imprez plenerowych!
Tym razem impreza miała nieco inny kształt, bo „otwarty” zlot dla odwiedzających (niedziela), poprzedziło sobotnie spotkanie uczestników, na którym mieli prawdziwie włoską biesiadę, pogadanki, pogaduchy… słowem, takie prawdziwe spotkanie pasjonatów, z tym niepowtarzalnym włoskim smaczkiem. Ja uczestnikiem niestety nie byłem, także imprezę odwiedziłem dopiero w niedzielę. Z tego punktu widzenia, co pierwsze rzuca się w oczy, to największa i najbardziej oczywista zmiana, czyli zmiana lokalizacji. Po dwóch edycjach w – moim zdaniem – świetnie pasującym pałacu Alexandrinum, Forza Italia przeniosła się do Pałacu Rozalin. Do tych wszystkich zmian doszła także zmiana daty, czyli z jesiennej, nieco chłodniejszej soboty, na czerwcową, gorącą niedzielę.
Tak samo, a jednak inaczej
Wszystko to przełożyło się na zgoła odmienne doświadczenie. Przynajmniej z punktu widzenia odwiedzających. Po pierwsze teren w najbliższym otoczeniu pałacu był znacząco mniejszy. Nie miało to dużego znaczenia przy chodzeniu, ale miało już dla samochodów. Te były upakowane bardzo ciasno, w sposób niezbyt nadający się nawet do oglądania. Moje ukochane Alfy serii 105/115 stały tyłem, blisko siebie, upakowane na jakimś pagórku, jakby to były jakieś zaplątane na zlot Maluchy. Eksponowane zdecydowanie bardziej były pojazdy typu Lamborghini Urus, nowa Alfa Tonale, czy kilka Ferrari i Lamborghini lub… Cinquecento Złomnika. Może nie załapałem żartu, ale wolałbym tam w jednym z centralnych miejsc widzieć jakiegoś nietypowego klasyka. Pewnie jestem spaczony i po Mojej wielkiej włoskiej wyprawie coś ze znaczkiem Lamborghini nie wywołuje u mnie od razu opadu szczęki, ale naprawdę wolałbym lepszą ekspozycję kilku zabytków.
Był też ogromny parking trawiasty dalej przed pałacem, a tam rzędami stały głównie współczesne Alfy. Jednak w czerwcowy skwar niezbyt miałem frajdę z przechadzania się pomiędzy rozgrzanymi autami.
Dla oka i ucha
Wiem, że na razie to głównie narzekam i to na pojazdy, ale dla mnie to one wciąż są główną treścią tego zlotu, a mam wrażenie, że w nowej lokalizacji były po prostu dużo słabiej eksponowane. Przejdźmy więc do dobrych stron, skoro już mowa o maszynerii. No jednak BYŁO tam nieco tych Ferrari i Lamborghini. Było 308 (także GTS!), było oryginalne 412, była Testarossa, było nowe 296, 360 Modena Spider, czy F355, a nawet 599. Do tego jeszcze Diablo i Urus. Do tego z mniej „topowych” marek: Delta HF Integrale, wspomniane Alfy pokroju 1750 GT Veloce, czy Junior GT1600.
Dalej obfitość Maserati, choćby Biturbo 420. No i tradycyjna wystawa Fiatów 500 i co ciekawszych klasyków od tej marki. Na przykład nieźle wypasiona wersja Cinquecento i Panda 4×4, czyli terenowy wilk w owczej skórze. Jakby tego było mało tegoroczna edycja obfitowała też w sporo jednośladów. Od wystawki Ducati, przez Piaggio, czy Moto Guzzi. Także niech was nie zwiedzie moje narzekanie – naprawdę BYŁO na czym zawiesić oko i co podziwiać. Po prostu nieco ciężej się to oglądało.
Klimat umiarkowany
Jednak zlot Forza Italia to nie tylko same pojazdy, ale i ten niepowtarzalny klimat, który zawsze udaje się Paniom i Panom organizatorom wytworzyć. Włoska muzyczka, sielski, niespieszny dzień… coś czego mi tu nieco zabrakło, a co pięknie działało w pałacu Alexandrinum. Tu, może przez większy ścisk, może przez upalny dzień, ale ten klimat było dużo trudniej poczuć. W dodatku o ile w poprzedniej miejscówce podawali tak dobre włoskie papu, że po dziś dzień moja małżonka wspomina tamtą pastę z krewetkami, to tu były… hamburgery i hot-dogi. Ja wiem, że pewnie się czepiam i zlot jest jedną z najfajniejszych imprez tego typu. Wiem, że jestem „klientem drugiej kategorii”. Nie to, żeby ktoś mnie tak traktował, ale nie ukrywajmy – zlot jest organizowany głównie dla uczestników, a nie odwiedzających. Wiem, że wciąż Forza oferuje sporo więcej, ponad to co na innych tego typu eventach. Były nawet, też nie pierwszy raz, atrakcje dla dzieci, by je czymś zająć. Była możliwość jazdy na symulatorze. Były fanty i upominki. Były prelekcje, jak zawsze z resztą. Jednak… no, zastanawiam się, czy jako odwiedzający nie wolałbym zapłacić choćby minimum tą dychę, jak nie więcej, ale mieć więcej tej sielskości, charakteryzującej Forza Italia sprzed lat.
Nie ma też co ukrywać, że ponieważ impreza zyskuje na popularności, to pewnie musi się zmieniać. Tymczasem ja po prostu jestem wredny i się czepiam, bo chciałbym czegoś, do czego wrócić się już nie da. Dlaczego jednak nie spróbować?
Podsumowując: w dalszym ciągu zlot Forza Italia to najlepsza tego typu impreza na jakiej dane mi było bywać i mam nadzieję, że w końcu zawitam na niej jako uczestnik. Do czasu jednak, kiedy jestem tylko odwiedzającym, jeśli spytacie mnie którą wersję wybieram, to odpowiem: jesienną, na wschód od Warszawy.
PS. I tak – uważam, że te niesamowite auta lepiej prezentują się z kroplami deszczu rozpływającymi się na karoserii, niż w pełnym słońcu, kiedy (wbrew pozorom) trudniej zrobić klimatyczne zdjęcie. 😉 Skoro już o zdjęciach mowa, to jeszcze kilka z nich znajdziecie poniżej.