Po GP Wielkiej Brytanii 2022
GP Wielkiej Brytanii 2022 zapewniło wiele emocji… chyba nawet więcej, niż wszyscy się spodziewali. Wróćmy na chwilę do wyścigu i podsumujmy najważniejsze fakty.
Driving standards, safety standards
Wyścig na Silverstone pokazał, że kierowcy F1 wcale nie są tacy super i wyjątkowi. Powiem więcej – to wiemy wszyscy. Niemniej dwa jednoczesne wypadki na starcie, z jednym w którym kierowca zagapił się i za późno zahamował, nie świadczą za dobrze o stawce królowej motorsportów. Nie to, żeby w innych seriach podobne kraksy się nie zdarzały. Też mają miejsce (choć nie we wszystkich), ale podobno kierowcy w F1 są najlepsi na świecie. Tymczasem lepsi wcale nie są. Oczywiście można zwalić to na kształt bolidów itp. itd. Niemniej przynajmniej jeden z tych wypadków nie powinien mieć miejsca.
Najważniejsze jednak, że wypadek Zhou, poza stratą punktów i pieniędzy, nie miał praktycznie żadnych konsekwencji, a do tych poważnych było niezwykle blisko. Oczywiście wszyscy teraz przypisują zasługę HALO, ale tytanowy pałąk jest tylko jednym z kilkunastu systemów, które uratowały Chińczykowi życie. Mimo wszystko sporo jest jeszcze do poprawy. Russell słusznie zwrócił uwagę, że nie powinno być przerwy między ogrodzeniem, a oponami, w którą wpadł bolid Alfa Romeo. Z drugiej strony, gdyby nie ta przerwa, bolid prawdopodobnie przeleciałby przez ogrodzenie na obsługę toru (czy dziennikarza), która w ostatniej chwili uciekła.
Benny Hill i trzej muszkieterowie
Skoro już przy Russellu jesteśmy. Nie do końca wiem co George sobie myślał, ale we wszystkich znanych mi seriach wyścigowych, wyjście zawodnika z pojazdu stojącego na torze, jest równoznaczne z wycofaniem się z rywalizacji. Jeśli ja o tym wiem, to zdaje się powinien wiedzieć to także kierowca Formuły 1, prawda? Do tego dochodzą tłumaczenia, że pobiegł sprawdzić, czy z Zhou wszystko w porządku. YYyyyyyy…. co mógł sprawdzić? Czy się rusza? Zamienić słówko? Pogłaskać po kasku? Jest lekarzem może hobbystycznie? To nie czasy, że Senna wybiegał z bolidu i pomagał innemu kierowcy. Dziś jedna osoba nawet nie da rady samemu wyjąć zawodnika z bolidu. Ba! Nawet nie może dotknąć bolidu, bo nie wie czy jest bezpieczny, bez usterki systemu hybrydowego i napięcia podawanego na nadwozie! Także sorry George…
Na szczęście po wypadkach mieliśmy sporo walki i śmiem sądzić, że to była najlepsza walka na torze, jaką mogliśmy podziwiać od lat. Walka Pereza, Leclerca i Hamiltona powinna przejść do kanonu współczesnej F1. Trzej zawodnicy, z trzech topowych zespołów, stoczyli świetny pojedynek. Bez kontaktów, bez narzekania i płakania. Oczywiście sporo tego było na granicy przepisów, a nawet poza nimi, jeśli chodzi o wyprzedzanie w limitach toru. Niemniej bardzo dobrze, że nie wpleciono w to kar, tylko wreszcie pozwolono się ścigać.
Przedstawiciele wszystkich trzech zespołów też nie narzekali. Każdy ugrał co miał do ugrania – Perez lepszą pozycję, Hamilton podium, a Ferrari i tak miało wygraną… Potem też mieliśmy walkę Micka Schumachera z Verstappenem. Mick o dziwo jechał agresywnie, ale nieco zachowawczo, jakby czując respekt przed rywalem i jego bolidem. Tymczasem śmiem sądzić, że Max w kilku miejscach zamknął Micka bardziej niż powinien i gdyby kierowca HAASa nie jechał z tak dużymi marginesami, to skończyłoby się kraksą.
Grande strategia
A! No właśnie, Ferrari! Ciężko mi już mówić o tym zespole, bo coraz bardziej zastanawiam się, czemu ja czerwonym w ogóle kibicuję. Ciekawe, czy Leclercowi czasem przechodzi przez głowę taka myśl, że co ja najlepszego zrobiłem, wpakowując się w długi kontrakt z takim zespołem? Serio, na jego miejscu już bym się zastanawiał.
Ilość wpadek w tym sezonie wcale nie jest większa, niż za czasów Vettela przegrywającego tytuły z tym samym składem. Po prostu przez ostatnie lata nie walczyli w czołówce, więc wtopy nie odbijały się tak bardzo na obrazie całej rywalizacji. W tym roku są… a właściwie mieli być, główną siłą do pokonania. Jednakże na własne życzenie w ostatnich kilku wyścigach zdobyli sumarycznie mniej punktów niż Mercedes. Żadne z uzasadnień Binotto odnośnie ściągnięcia Sainza, a nie Leclerca na pitstop, nie jest logiczne. Mattia tłumaczył, że to przecież typowa obrona prowadzenia w wyścigu i każdy by tak postąpił. Mówi to gość, który pozwolił na ściągnięcie Leclerca z pewnym drugim miejscem na Imoli i zmuszenie go do trudnej pogodni, przez którą popełnił błąd. Błędu nie usprawiedliwiam, ale durnego pomysłu też nie.
Typową obroną byłoby ściągnięcie Leclerca i danie mu miękkich opon, by albo mieć przewagę nad zawodnikiem przed nim, albo wrócić na miękkich i mieć się jak bronić. Innej opcji przecież nie było, a na Silverstone dość łatwo się wyprzedza. Choć prawda, że Ferrari z prędkościami maksymalnymi ma akurat problem. Jednak to tyczy cię wyłącznie scenariusza, w którym rywale nie zjadą po nowe opony, a oni przecież to zrobili. W związku z tym wygrał Sainz, bo jak można było się spodziewać, opony zapewniały taką przewagę tempa, że nawet Hiszpan ustępujący szybkością Charlesowi z uszkodzonym skrzydłem, był w stanie to wygrać.
Do tego dołożyć można wstrzymywanie Leclerca przez Sainza dwukrotnie, w czasie jednego wyścigu. Jak na zespół słynący z team orders jest to co najmniej dziwne, szczególnie że w tym wypadku wstrzymując Charlesa, z każdym okrążeniem zmniejszali jego szanse na wygraną. Dziwne to pomysły, jakby na Silverstone z całych sił starali się pokazać, że Carlos też może. Wyszło? Wyszło, tylko jakim kosztem?
No ok, może nie do końca chcieli grać na Sainza, bo przy restarcie próbowali przekazać mu sugestie celowego zwolnienia, które były tak głupie, że nawet nie da się ich komentować.
Nie potrzebują przeciwników
Autodestrukcyjne zachowania Ferrari przekładają się już na konflikty w samym zespole. U Włochów zdaje się nie jest już tak miło i fajnie, jak to zawsze było. Wszyscy widzieli zdjęcie Binotto i Leclerca „z paluszkiem”. To tylko wierzchołek góry lodowej. Po wyścigu część zespołu pracująca z Leclerciem, nie chciała świętować zwycięstwa Sainza. Dopiero ekhem, delikatna sugestia, ich do tego skłoniła. Sam Monakijczyk zaś nie udał się, zgodnie z planem, z Wlk. Brytanii do Maranello by ćwiczyć na symulatorze przed kolejnym wyścigiem, tylko wrócił do swojego domu w Księstwie.
Nie jest to tylko czcze gadanie, bo wczoraj przyłapano Binotto i Leclerca w restauracji w Monako. Szef zespołu miał się osobiście udać do kierowcy i zaprosić go na kolację dla wytłumaczenia kilku spraw i oczyszczenia atmosfery. Podobno się udało, ale skoro emocje w samym zespole osiągają już taki poziom, to wątpię by to pomogło uniknąć kolejnych poważnych błędów. Szczególnie, że na stanowiskach strategów w Ferrari wciąż zasiadają Minionki.
Szkoda, bo wydaje się, że ten sezon może / mógł być najlepszym podejściem Ferrari do mistrzowskiego tytułu od lat. Sami to skopali, a w kolejnych konkurencja podgoni i tak łatwo nie będzie. W sumie już podgoniła.