F1 Grand Prix Włoch 2021

W ostatnich latach wyścig na Monzie dostarcza nadspodziewanie dużo emocji. Na szczęście Grand Prix Włoch 2021 udanie kontynuuje ten trend!

Krótka rozgrzewka

Treningi były mocno ograniczone, a to dlatego, że drugi raz w tym sezonie mieliśmy do czynienia z „weekendem sprintowym”. Oznaczało to, że po raptem jednej sesji, zawodnicy przystępowali do kwalifikacji, w których wcale nie wygrywali pole position. Potem mieli kolejny trening, ale już na zasadach parc ferme (więc po co?!), sprint… wreszcie niedziela i wyścig właściwy.

W inauguracyjnej sesji brylowały Mercedesy, choć Verstappen starał się Srebrne Strzały podgryzać. Nadspodziewanie dobrze sprawowały się Astony Martiny oraz Alpha Tauri w rękach Pierre’a Gasly’ego. To tyle co można było powiedzieć o treningu, bo już zaraz mieliśmy kwalifikacje.

Te kwalifikacje, co to kwalifikacjami nie są

Pierwsza część obyła się bez wielkich zaskoczeń (choć my bardzo byśmy chcieli inaczej). Odpadł zespół Haasa, Robert Kubica, Tsunoda oraz Latifi. W ostatniej chwili awansować udało się Russellowi, ale tylko dlatego, że okrążenie Tsunody zostało anulowane, za przekroczenie limitów toru. W sesji drugiej odpadł Russell, oba Astony i oba Alpine. Zaskoczeniem natomiast było przejście Giovinazziego do Q3 i to drugi tydzień z rzędu.

Warto nadmienić, że już od pierwszych chwil kwalifikacji mieliśmy do czynienia z jajami na torze, z jakich Monza jest ostatnio znana. Przepraszam, ale nie da się tego inaczej nazwać, bo jest to po prostu parodia sesji kwalifikacyjnej. Zawodnicy niemal stają na torze, byle tylko nie wyjechać przed swojego rywala i załapać się w jego cień aerodynamiczny. Zjawisko z roku na rok przybiera na sile i jeśli sędziowie się tym tematem nie zajmą, to nie tylko straci sport, ale grozi to naprawdę poważnym wypadkiem.

Ostatnia sesja to dominacja Mercedesa, w której o dziwo zwyciężył Bottas, pokonując Hamiltona i Verstappena. Valtteri miał jednak za plecami nowy silnik, co jest kluczowe na takim torze. Także do wyścigu sprinterskiego i tak czekał go start z końca stawki. Za Verstappenem nagle świetną prędkością pochwaliły się oba McLareny z Ricciardo na czwartym i Norrisem na piątym polu startowym. Warto pamiętać, że wszystkie te miejsca w rzeczywistości były o jedno wyżej, gdyż na przedzie znikał Bottas, który lądował na szarym końcu po swoich karach. Dalej byli Gasly, Sainz, Leclerc, Perez i Giovinazzi. Perez wreszcie w pierwszej dziesiątce. Choć daleko, to dający Red Bullowi nadzieję na jakiekolwiek zagrywki taktyczne.

Sprint

W sobotę mieliśmy trening, który jest zupełnie pomijalny, a potem sprint mający pokazać, że F1 potrafi wygenerować dwa ciekawe wyścigi w jeden weekend. Cóż… ten sprint pokazał coś zupełnie innego. Owszem był ciekawy, ale jedynie przez pierwsze okrążenie. Słabo wystartował Hamilton, co zaowocowało spadkiem nie tylko za Verstappena, ale i oba McLareny. Na pierwszej szykanie o bolid przed sobą zahaczył Gasly, co uszkodziło przednie skrzydło w jego aucie. Francuz nie zdawał sobie z tego sprawy i już kilkadziesiąt metrów dalej, w trzecim zakręcie, skrzydło urwało się i wbiło pod Alpha Tauri, który wycięło prosto w bariery. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale konieczny był wyjazd Safety Cara. Zanim jednak ten zdążył pojawić się na torze, kontakt z Tsunodą zaliczył Robert Kubica. Polak po bardzo odważnym, nawet nieco karkołomnym manewrze, wyprzedził kilku rywali na dohamowaniu do drugiej szykany i wszedł „pod łokieć” Japończykowi. Chciał go zamknąć na wyjściu z szykany, ale ten nie ustąpił i trącił Alfę Romeo w tylne koło. Kubica się obrócił i wypadł z toru. Na szczęście uszkodzenia nie były duże i udało się wyjechać ze żwiru. Safety Car dał za to okazję na dogonienie stawki. Potem okazało się, że jednak dostało się podłodze, co mocno pogorszyło tempo Roberta.

I to tyle. Po kilku okrążeniach Safety Car zjechał i właściwie nic się nie zmieniło Zaskoczeniem było to, że McLareny nie dały się Hamiltonowi. Norris mimo miękkiej mieszanki, która powinna się poddać na koniec wyścigu, z powodzeniem przystopował Lewisa. To zaś oznaczało, że w pierwszym rzędzie obok Verstappena ustawi się… Ricciardo!

Start dla pomarańczowych

Jeśli ktoś w tym momencie stwierdził, że na Monzy sprawy powoli przybierają dziwny bieg, to niedziela miała go utwierdzić w tym przekonaniu. Start najlepiej wyegzekwował Ricciardo właśnie i to on na dojeździe do pierwszego zakrętu objął prowadzenie. Norris spadł za Hamiltona, ale szybko odzyskał pozycję bez skrupułów walcząc z mistrzem świata, niemal na noże. Z tyłu po kolejnej świetnej sobocie, katastrofalnie zachował się Giovinazzi. Włoch nie zmieścił się w drugiej szykanie po walce z Leclerciem, po czym wrócił na tor przecinając drogę Sainzowi. Hiszpan nie miał gdzie uciec i trącił bolid Antonio. Zakończyło się utratą przedniego skrzydła w Alfie Romeo i spadkiem na koniec stawki. Z tyłu Bottas powoli piął się do przodu, jak z resztą można się było spodziewać.

Na przedzie McLareny zaskakiwały wszystkich. Nie tylko Norris znów, podobnie jak w sprincie, był w stanie utrzymać za sobą Hamiltona, ale Ricciardo nie dawał się Verstappenowi w walce o prowadzenie. Po dwudziestu okrążeniach ciągłej walki w czołówce, opony w końcu powiedziały: NIE. Pierwszy zjechał Ricciardo, a co działo się potem…

Wyścig dla sędziów

Verstappen zjechał po McLarenie. Wyjątkowo jego postój zupełnie nie wyszedł Red Bullowi i Max stał w boksie nieruchomo ponad 10 sekund. Hamilton wreszcie uporał się z Lando, więc McLaren szybko ściągnął swojego kierowcę, by zmusić Mercedesa do reakcji. Udało się i Lewis także zjechał okrążenie później, ale jego pistop również nie poszedł perfekcyjnie. Cały ten galimatias i ciąg przyczonowo-skutkowy zaowocował chwilą, która musiała się skończyć, tak jak się skończyła. Oto Verstappen mknął po prostej startowej, a Hamilton właśnie wyjeżdżał z boksów. Gdy tylko skończyła się linia ograniczająca, Lewis szybko wyskoczył na zewnętrzną, niemal wypychając z toru rywala, który już prawie z nim się zrównał. Verstappen nie dawał za wygraną i mając połowę bolidu obok auta Hamiltona, wszedł z nim po zewnętrznej w pierwszą szykanę. Chwilę później zabrakło mu miejsca na torze, bo i rywal nie zamierzał go więcej zostawić, bolid wjechał na „kiełbachę” czyli wysoką część tarki, auto podskoczyło i spadło na Mercedesa. Obaj rywale wylądowali w żwirze, kończąc tym samym swój wyścig.

Skala emocji była poza czerwonym polem, ale rywalizacja przecież trwała dalej. Właściwie jeszcze nie trwała, bo od razu pojawił się samochód bezpieczeństwa, by pozwolić na posprzątanie bałaganu z pierwszych zakrętów toru. Po jego zjeździe na przedzie stawki wciąż meldował się Ricciardo, ale ku uciesze Tifosi drugi był Leclerc! Monakijczyk nie zdołał jednak długo utrzymać swojej pozycji i po chwili wyprzedził go Norris. Potem także Perez i Bottas, którym to Panom Safety Car pozwolił na odrobienie strat do czołówki. Sergio wyprzedził jednak Leclerca zyskując przewagę przez wyjazd poza torem, za co dostał karę pięciu sekund doliczonych do czasu wyścigu. Mimo wszystko toczył jednak świetną (i zwycięską) walkę z Bottasem, jednocześnie pozwalając McLarenowi na spokojną jazdę na przedzie i pierwszy dublet od ponad dekady!

Grand Prix Włoch 2021 niespodziewanie wygrał Ricciardo przed Norrisem, Bottasem i Leclerciem. Perez po karze piąty, potem Sainz, Stroll, Alonso, Russell i Ocon. Wynik niesamowity, choć myślę, że nieco przyćmiony przez starcie Maxa i Lewisa. Czemu przyćmiony? Ano dlatego, że ów starcie wcale nie pozwoliło „pomarańczowym” wygrać. McLaren miał tempo by odeprzeć ataki Hamiltona i Verstappena w normalnej walce na torze, a to już naprawdę COŚ.

Akcent polski

No dobrze, a co z nami? Przed wyścigiem napisałem, że trzeba być realistą, ale jeśli gdziekolwiek ma się pojawić jakaś magia, to właśnie na Monzy. Magii nie było, bo nie żyjemy w Akademii Pana Kleksa. Robert Kubica ukończył wyścig na 14. pozycji. Jaśniejszym punktem był drugi trening, gdzie Robert pokazał się z dobrej strony, wykręcając 6. czas. Była nadzieja na to, że dogadał się wreszcie z bolidem. Jednak kontakt z Tsunodą wszystko zniweczył i w wyścigu głównym Kubica znów jechał za całą stawką. Sam zawodnik przyznał, że miał ogromne problemy z jechaniem blisko za kimś i do końca nie rozumie czemu. Problemy skutkowały ślizganiem się, to z kolei większym zużyciem opon i kółko się zamykało. Robert wprost powiedział na koniec, że w sezonie 2019 jeździł lepiej, będąc wciąż za kółkiem, tylko sprzęt nie pozwalał tego przekuć na wynik.

Czy to koniec, bo Raikkonen już potwierdził powrót? Pewnie tak, może nie. Nam chyba pozostaje się cieszyć, że mieliśmy okazję znów zobaczyć Roberta Kubicę na starcie GP Formuły 1. Nieważne co ludzie, „szpece” i inne wynalazki o nim myślą lub wiedzą. Dla mnie, we mnie i w wielu z nas już na zawsze pozostaną te niesamowite chwile i pierwsze razy: pierwszy start Polaka w F1, pierwsze punkty, pierwsze podium, pierwsze pole position, pierwsza i niestety jedyna wygrana… Walki jak równy z równym z największymi sławami tego sportu. Pierwsze wyjazdy na wyścigi, by móc zobaczyć naszego rodaka na szczycie szczytów sportu motorowego. Wreszcie ponowne uczenie się, czym jest F1 niemal od zera, starając się zrozumieć sport od środka, a nie jedynie patrzeć na relacje i wyniki. Chyba jest za co dziękować, prawda? 😉

Nie żegnam się z Robertem F1. Po prostu jestem już gotowy i pogodzony z faktem, że być może więcej go na starcie nie zobaczymy.

Max kontra Lewis kontra przepisy

Co do sytuacji z Verstappenem i Hamiltonem. Karę ostatecznie dostał Max i choć uzasadnienie sędziów jest dość logiczne, to jednak sama sytuacja nie do końca. Oto wedle ów uzasadnienia, jeśli rywal nie zrówna się z przednią osią twojego auta, to zawsze możesz go zamknąć w zakręcie. To otwiera pole do dość niebezpiecznych zachowań. Już pominę, że w takim razie Tsunoda powinien także dostać karę, za kolizję z Kubicą w sprincie. Dlatego nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że nieco źle wyglądało by, gdyby za dwie kolizje głównych rywali, był odpowiedzialny ten sam zawodnik (Hamilton). To by skłaniało do jednoznacznej oceny, gdyby zgarnął tytuł, prawda? Tymczasem nawet brytyjscy komentatorzy, w tym naprawdę stronniczy ze Sky, czyli oficjalnej transmisji F1, od razu stwierdzili, że nie ma tu winy Verstappena. Martin Brundle, czyli nie tylko brytyjski komentator, ale i były kierowca F1, powiedział wprost: „Verstappen nie zrobił nic złego, miał prawo być, tam gdzie się znalazł”. Inny znany brytyjski dziennikarz Will Buxton, od razu po werdykcie sędziów, rozpoczął w mediach społecznościowych ciekawą dyskusję o tej karze i precedensie, do jakiego prowadzi. Link do niej TUTAJ.

Tak naprawdę myślę jednak, że F1 ma poważny problem. Gentlemanów w F1 już dawno nie ma. Norris potraktował Hamiltona równie agresywnie, jak ten Verstappena. Różnica? To nie był główny rywal, więc Lewis ustąpił. Gdy doszło do spotkania czołowej dwójki, nie odpuścił już nikt. To nie jest nic nowego. Gdy stawka jest wysoka, to i emocje biorą górę. Pamiętacie Vettela uderzającego Hamiltona w Baku? No właśnie. No i chyba najsłynniejsze spotkanie dwóch liderów czyli Prost i Senna na Suzuce ’89. Mam jednak wrażenie, że między tamtymi wydarzeniami, a tymi z ostatniego weekendu, jest spora różnica. Różnica tego, że 30 lat temu naprawdę trzeba było być szatanem/samobójcą, aby tak ryzykować. Dziś jest sporo bezpieczniej, a niesamowicie zacięte pojedynki z serii juniorskich, przenoszą powoli ten styl jazdy do F1. Jasne – tego chcieliśmy. Tylko czy królowa motorsportów jest na to gotowa? Mam pewne wątpliwości.

Ktoś napisał w Internecie (tłumaczenie moje):
– Dajcie im się ścigać! Nie chcemy by o tytule rozstrzygali Panowie przy stoliku!

– Obawiam się, że właśnie to rozstrzygnie o tytule i właśnie dlatego, że daliśmy im się ścigać.

Nie ma lepszego podsumowania całej sytuacji.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading