F1 Grand Prix… Holandii? Królestwa Niderlandów 2021?
Wreszcie! Wreszcie jakiś wyścig, a nie samozaoranie F1, jak to było w Belgii. W dodatku wyścig ciekawy dla nas! Tylko czy Grand Prix Holandii 2021 na pewno miało miejsce? 😉
Takie tam królestwo zaskoczeń
Odpowiedź jest prosta – w sumie to nie wiadomo 😛 . No bo tak, niby po angielsku mówi się „Dutch GP”, niby to się tłumaczy jako GP Holandii, ale… Holandii już nie ma. Od 2020 roku państwo, którego stolicą jest Amsterdam, zmieniło nazwę na Królestwo Niderlandów. Dlaczego?”Holandia” na całym świecie kojarzyła się a ulicą czerwonych latarni i jaraniem zioła. Tylko w sumie nawet Holendrzy nie zmienili nazwy wyścigu. Nawet wujek Google w wielu opisach wciąż ma Holandię. Zostańmy więc przy tej nazwie, choć kraj już podobno jej nie uznaje.
A jaki zaskakujący był to weekend wyścigowy, szczególnie dla Polaków! Kto by pomyślał, że Robert Kubica dostanie jeszcze szansę za kierownicą bolidu F1. Szansę skądinąd bardzo niewdzięczną, bo i trudną do okiełznania. Oto, po dwóch sesjach treningowych jeżdżonych przez Kimiego, Kubica miał wskoczyć za kółko na godzinę i od razu jechać kwalifikacje.
Treningi na sucho
„Jeżdżonych” to wiele powiedziane, raczej nieco-pojechanych tak przez Raikkonena, jak i większość stawki. Wszystko przez wyjazdy poza tor i awarie bolidów, które co rusz wywoływały czerwone flagi. Odbierały tym samym czas na poznanie tego nowego toru. Jasne – sam Zandvoort nowym torem nie jest. Jednak F1 tu nie jeździło od wielu lat, a w dodatku po ostatnich modyfikacjach, jest torem mocno nietypowym. Wszystko przez nachylenie zakrętów. Szczególnie chodzi tu o pierwszy, trzeci i ostatni. Kierowcy F1 nie przywykli do jazdy po takich łukach, a inżynierowie nie mieli danych, by im cokolwiek podpowiedzieć. Szczególne problemy były z zakrętem numer trzy, a najszybciej idealną linię przez niego znalazł Fernando Alonso.
Tu muszę oddać pokłony mojemu koledze Maćkowi, który wprost powiedział prostą rzecz. Nie było o niej wzmianki nawet w oficjalnym komentarzu F1 przez całe zawody. Otóż wszyscy chwalili Nando, jak to szybko załapał. Nikt jednak nie skojarzył, że przecież Alonso startował w Indianapolis, więc prawdopodobnie doświadczenie co do jazdy w łukach i szybkiej linii przez nie, tutaj zaprocentowało.
W ostatnim treningu także pojawiła się czerwona flaga, która ukróciła i tak skromny czas Polaka, na zapoznanie z torem i samochodem. Wśród reszty stawki zaskoczeniem była dobra forma Ferrari, choć dalej wyglądało na królowanie Red Bulla, z Mercedesem mogącym je próbować odebrać. Także Alpine dobrze sprawowało się na pochylonych łukach, z kolei McLaren zdecydowanie miał problemy z tą konfiguracją toru.
Czasówka
Kwalifikacje przyniosły nieco zaskoczeń. Po pierwsze wiadomo było, że na torze będzie ciasno, szczególnie podczas pierwszej sesji. Tak też się stało i ofiarą tłoku padli Perez oraz Vettel, którym szybkie kółka nie wyszły przez kolejkę tworzącą się przed ostatnim zakrętem, gdzie oczekiwali kierowcy robiący dystans przed sobą. Z resztą dystans niektórzy robili stając już nawet na wyjeździe z alei serwisowej (!!!). Wspomniana dwójka odpadła w pierwszej części wraz z Kubicą i dwoma Haasami. Od Roberta więcej nie można było wymagać po godzinie w bolidzie i tak małym cudem było to, że przeskoczył zawodników amerykańskiego zespołu.
W drugiej sesji w koszty poszedł zespół Williamsa. Najpierw z toru wyleciał Russell próbujący poprawić swoje okrążenie. Jakimś cudem bolid wrócił do garażu o własnych siłach i bez widocznych uszkodzeń. Potem jednak z toru wypadł Latifi i tu na powrót nie było szans. Poza Williamsem odpadł także Tsunoda, Stroll i Norris, który o dziwo został pokonany przez Ricciardo, awansującego dalej.
Rozgrywka finałowa to niby popis dwóch Panów, czyli Verstappena i Hamiltona. Pierwszy z nich ostatecznie zgarnął pole position dzięki okrążeniu, na którym nie zadziałał DRS. Prawdziwą gwiazdą sesji był jednak Pierre Gasly, który po raz kolejny w tym sezonie popisał się świetnym tempem. Umieścił swoje Alpha Tauri na czwartym polu startowym! Forma Gasly’ego w juniorskim zespole RBR naprawdę skłania do przemyśleń – co się dzieje w teamie głównym? Jak to możliwe, że Pierre jest tak dramatycznie szybszy, w wolniejszym bolidzie, mniejszego zespołu?
Nadspodziewanie spokojnie
Przyszedł wreszcie czas wyścigu. Choć wszyscy zapowiadali serię wyjazdów samochodu bezpieczeństwa i po dziesięć czerwonych flag, to nic takiego nie miało miejsca. Start przebiegł nader spokojnie, jedynie Robert Kubica miał nieco problemów na tyle stawki. Jak sam powiedział – nie startował bolidem F1 od sezonu 2019, a i wtedy nie były to starty do walki o lokaty, tylko „ruszanie za resztą stawki”. Z przodu Verstappen obronił prowadzenie, a setki tysięcy holenderskich kibiców szalały na trybunach.
W ogóle w Holandii z Verstappenem, to mają taką małyszomanię 😉 . Pozmieniali ograniczenia prędkości w Zandvoort z 30 na 33. Cały kraj przyjechał chyba na trybuny w pomarańczowych t-shirtach i zrobili tam jedną wielką imprezę. Z resztą, po wizycie na Węgrzech w 2019 mogę was zapewnić: holenderscy kibice naprawdę potrafią się bawić, robią to hucznie i donośnie 😀 .
Max bezproblemowo trzymał prowadzenie i budował przewagę, a w reszcie stawki obyło się bez większych przetasowań. Jedynie Perez rozpoczął przebijanie się z końca, jednak tak szybko jak rozpoczął, musiał zaczynać je od nowa. Wszystko przez oponę mocno przytartą podczas walki z Mazepinem i konieczność zjechania po kolejny komplet kół. A propos Rosjanina – stoczył on przynajmniej dwa pojedynki z Mickiem i oba na granicy zdrowego rozsądku. Nikita właściwie próbował zepchnąć Schumachera na ścianę pitlane na głównej prostej startowej. Panowie już drugi weekend wyścigowy są właściwie w stanie wojny i jak Gunther się nimi nie zajmie, to zakończy się jakąś kompletną katastrofą oraz kosztami dla zespołu. Oby tylko. Problem polega jednak na tym, że Gunther nie jest znany z dobrego „kołczowania” swoich owieczek. Dlatego zkładam, że przez kolejne kilka wyścigów, możemy być świadkami zażartej walki o ostatnią lokatę…
Podchody
Lider jechał z trzysekundową przewagą. Bezpieczną by kontrolować wyścig, ale na pewno nie na tyle, by spokojnie podróżówać sobie do mety. Mercedes zaczął podchody widząc, że nie jest w stanie złapać Verstappena i mając przewagę taktyczną drugiego kierowcy. Przecież Bottas jechał trzeci, a Perez odrabiał straty w ogonie. Przez radio leciały komunikaty o tym, jak to źle z oponami, jak to zmieniają plany, generalne płacze Hamiltona, które już dobrze znamy. Lewis ostatecznie przyśpieszył i odrobił raptem sekundę do Maxa, po czym zjechał po nowe opony. Okrążenie później powielił to Red Bull, grając bezpiecznie na kopiowanie tego, co robi ich główny rywal.
No dobra – nie do końca bezpiecznie. Powielając strategię Hamiltona, Red Bull wrzucił Maxa w sytuację na torze, którą Mercedes celowo zaaranżował. Bottas został zostawiony dłużej tylko po to, by zmusić Verstappena do wyprzedzenia drugiego Mercedesa i potencjalnie wepchnąć go w zacięg ataku Hamiltona. Udało się… niemal. Verstappen dogonił powolnego Bottasa jadącego na zużytym ogumieniu i Lewis odrobił sekundę z trzech. Bardzo szybko Valtteri popełnił jednak błąd, który pozwolił Maxowi usiąść na jego tylnym skrzydle i komfortowo minąć na prostej startowej z użyciem DRSu.
W środku stawki Perez odrabiał straty. Kubica natomiast bardzo długo jechał na pierwszym komplecie opon pośrednich, aż w końcu zjechał po twarde gumy. Vettel zaliczył przygodę w trójce, niemal uderzając Kubicę i jeszcze blokując przejazd Bottasowi. Bolidy Alpine jechałby blisko siebie, z Oconem twierdzącym nawet, że Alonso powinien go przepuścić. Fakty były jednak takie, że Fernando bardziej dbał o opony i pod koniec każdego stintu spokojnie odjeżdżał Oconowi, który musiał zwolnić. Generalnie jednak fracuskie auta trzymały się blisko za Ferrari, które nie było z kolei w stanie dogonić Gasly’ego. Pierre za to nie miał szans z Bottasem. Valtteri jechał wyścig pachoła wiernie służącemu Hamiltonowi, który walczył o zwycięstwo, samemu mogąc o tym jedynie pomażyć.
I kolejna próba
Mercedes w końcu ściągnął Hamiltona na kolejny zjazd, wierząć, że teraz jest szansa na podcięcie z wykorzystaniem dużego ruchu na torze. Red Bull znów powielił zjazd i tym razem też było to wystarczające, dla przytrzymania Lewisa za sobą. Ten z kolei też nieco utknął w ruchu na torze. Była to jednak jedyna szansa na zagrożenie liderowi, więc musieli z niej skorzystać. W dalszej części stawki było też ciekawie. Alonso doganiał Sainza, a Robert Kubica nabierał tempa i zbliżał się do Latifiego. Także oba Astony jechały blisko i zanosiło się na atak ze strony Vettela.
W samej końcówce mieliśmy jeszcze niezły zgrzyt w zespole Mercedesa. Otóż Bottas zjechał po nowe opony i dostał WYRAŹNE POLECENIE by jechać powoli i przypadkiem nie odebrać Hamiltonowi najszybszego okrążenia. Chwilę później mieliśmy już wyraźnie zdenerwowany komunikat do Bottasa, aby przerwał szybkie okrążenie, po czym… Veltteri i tak je zgarnął. Hamilton musiał zjechać po nowe opony i wykręcić najszybsze kółko, na ostatnim okrążeniu wyścigu. Bottas natomiast po wyścigu z usmiechem stwierdził, że to nie była żadna niesubordynacja, tylko dobrze wiedział, iż Lewis i tak zjedzie. W świetle ogłoszonego chwilę później przejścia do Alfa Romeo, mocno powątpiewam jednak w (i tak marne) zdolności aktorskie Fina.
Tak więc swój domowy wyścig wygrał Verstappen, przed Hamiltonem i Bottasem, który choć trzeci, to znów jechał w innej lidzie, niż czołowa dwójka. Dziesiątkę dopełnili Gasly, Leclerc i Alonso, który zdołał wyprzedzić Sainza, Perez, Ocon i Norris. Kubica również wyprzedził Latifiego i finiszował na piętnastej pozycji.
Rywalizacja wciąż żyje, podobnie jak nasze nadzieje
Mamy więc restart walki o mistrzostwo i powrót Verstappena na prowadzenie, na osiem wyścigów przed końcem. Trzeba jednak pamiętać, że Mercedes ma przewagę sprzętową. Po wypadku na Silverstone Red Bull musiał bowiem wymienić jednostkę w bolidzie Maxa. No i wśród zespołów jednak wciąż lideruje Mercedes, bo Perez nie może sobie dać rady z ustatkowaniem formy w kwalifikacjach, a jest Bykom bardzo potrzebny w tej walce na czele.
W środku stawki, po dziwnie słabym wyścigu McLarena i nad wyraz dobrym Ferrari, czerwoni wskoczyli na trzecie miejsce w generalce. Podobnie Bottas przeskoczył Norrisa. O ile pierwsze jest jak najbardziej zasłużone, to Norris przegrywa obecnie z Bottasem jedynie bolidem, jako kierowca natomiast jest sporo przed nim i szkoda, że nie utrzymał trzeciej lokaty.
Co do występu Kubicy – dostaliśmy więcej, niż mogliśmy się spodziewać. Robert wskakując do bolidu niemal bez treningu, wygrał w wyścigu z Latifim, jeżdżącym drugi pełny sezon i to za kierownicą bolidu, mogącego dowozić podium (hy hy). No dobra. Bolidu mogącego walczyć o punktowane miejsca. Wreszcie bolidu, który jest, na przestrzeni tego sezonu, po prostu lepszy od konstrukcji Alfa Romeo. Czy będzie kolejna okazja? Może Monza? Fajnie by było. Szczerze już nie liczę na powrót Roberta na fotel etatowego kierowcy F1. Nie wiem nawet, czy on sam tego chce. Szczególnie w świetle ostatnich doniesień. Niemniej pożegnanie z F1 na Monzie, gdzie w swoim trzecim wyścigu stanął na podium, gdzie ma właściwie swój domowy wyścig, bo nie ma toru w Polsce, gdzie miałby nieco więcej czasu za kierownicą na koncie… To by było marzenie. Jak gdzieś ma zadziałać magia, to tylko tam 😉 . Nikt oczywiście Kimiemu źle nie życzy, żeby było jasne. Jeśli jednak Zandvoort miało by być ostatnim wyścigiem Roberta w F1, to nie ma czego się wstydzić i to jest najważniejsze.
No to co? Do świątynii prędkości! Jednak Zandvoort też należy zapamiętać przez atmosferę, oryginalną nitkę i pochylone zakręty. Ujęcie kamery z ostatniego łuku było po prostu genialne!