Dakar 2017: OSy 1-4
Ojjj dzieje się w tegorocznym Dakarze, pogromy czołówki, problemy liderów, niestety także naszej reprezentacji. Za nami pierwsze cztery odcinki, z czego tak naprawdę trzy to prawdziwe ściganie, choć i na pierwszym rozgrzewkowym niemało się działo. Już wtedy problemy miał nasz Rafał Sonik, ale i kandydat do zwycięstwa w kategorii samochodów Nasser Al-Attiyah. To był dopiero początek zmagań w rajdzie, na którego zeszłoroczną edycję narzekano, że była zbyt prosta. Wczorajszy pogrom wśród liderów wszystkich kategorii dowodzi, że albo w tym roku tak nie jest, albo tempo potrzebne do wygrania rajdu stało się tak wyśrubowane, że nikt nie jest w stanie go utrzymać bez popełniania błędów.
W kategorii motocykli już od pierwszego etapu Toby Price spokojnie realizował swój plan, trzymając tempo i wiedząc po co jedzie. Wygrał pierwsze dwa odcinki, jak twierdził, nawet zbytnio nie naciskając. Etap trzeci okazał się bardzo trudny w nawigacji we wszystkich kategoriach, błędów nie uniknął także Price i ukończył go na 9. pozycji. Na trzecim odcinku wykazał się za to wreszcie Joan Barreda Bort, który świetnie poradził sobie z zawiłościami nawigacyjnymi i wygrał przyjeżdżając na metę prawie 13 minut przed drugim Samem Sunderlandem. W generalce mimo to dalej prowadził Price przed swoim kolegą z KTMa Walknerem, jadącym świetnie, lecz na razie bez zwycięstw etapowych. Trzecie miejsce zajmował Goncalvesem z Hondy. Czwarty był francuski hrabia, będący także zaskoczeniem tegorocznej edycji – Xavier de Soultrait. Nadszedł jednak sądny, czwarty etap. Toby Price starał się nadrobić nieco czasu po stracie z trzeciego etapu. Wyszedł na prowadzenie przed całą stawkę i jechał swoim tempem. Niestety nawet najlepszym się zdarza na Dakarze, zdarzyło się i jemu. Chwila, moment, niespodziewana nierówność, upadek. Tak to wyglądało. Wywrotka kosztowała obrońcę tytułu złamanie nogi. Pech bo i on, i inni nie raz się wywracają beż żadnych konsekwencji. Dla Price’a to już jednak koniec rywalizacji.
Barreda Bort znów wyczuł swoją szansę. |
KTM nie zszedł jednak do cienia, gdyż czwarty odcinek wygrał Walkner, przed drugim Bortem. Trzeci dojechał Michaël Metge także na Hondzie, a czwarty znów hrabia de Soultrait. To pozwoliło Bortowi wyjść na prowadzenie w rajdzie. Drugi jest Sam Sunderland, a trzeci jadący po cichu swoje Pela Renet na Husqvarnie. Walkner odrabiający straty z trzeciego etapu zajmuje dopiero 11. miejsce.
Niestety ten rajd nie jest łaskawy także i dla naszych zawodników. Już na pierwszym odcinku wypadek miała nasza największa nadzieja w kategorii motocykli, czyli Kuba Piątek. Już na drugim etapie odpadł także Maciej Berdysz. W rywalizacji pozostał więc Adam Tomiczek na całkiem niezłym, 35. miejscu i Paweł Stasiaczek, zajmujący 80. lokatę w generalce.
Nasser Al-Attiyah próbował, ale za szybko i za krótko. |
To, co wydarzyło się do tej pory w kategorii samochodów może oznaczać, że albo niewiele załóg dojedzie do końca, albo Ci którzy przetrwają obecną burzę, będą mogli niezagrożeni podążać po zwycięstwo. Choć w Dakarze zagrożenia nigdy się nie kończą, ale od początku. Pierwszy odcinek wygrał debiutujący w Toyocie Al-Attiyah. Jednak już na dojazdówce po odcinku miał spore problemy, pożar pod maską i zholowanie do serwisu przez de Villiersa. Samochód udało się naprawić i drugi odcinek, już z całkiem solidnym ściganiem, był obrazem batalii Peugeota i Toyoty, jakiego mogliśmy oczekiwać po tegorocznym Dakarze. Panowie, mimo początkowej fazy rajdu, gdzie powinno się oszczędzać sprzęt, pruli przed siebie ile sił. Wygrał Loeb w Peugeocie, któremu też bardziej sprzyjała trasa, wciąż nieco zbliżona do tych z WRC. Z nim etap ukończył Al-Attiyah coraz lepiej czujący się w Toyocie, potem Carlos Sainz znów za kierownicą 3008 DKR i kolejne dwie Toyoty Giniela de Villiers oraz Naniego Romy. Dopiero szóste było pierwsze Mini, za którego kierownicą siedział Yazeed Al Rajhi. Etap trzeci okazał się snem dla Peugeota i dramatem dla Toyoty. Całe podium zdobyli zawodnicy francuskiej marki, w kolejności: Peterhansel, Sainz i Loeb. Piąty z resztą był ostatni z fabrycznych Peugeotów z Cyrilem Despres. Tylko Miko Hirvonen w Mini próbował dotrzymać Panom tempa i zajął czwarte miejsce. Kolejne Mini zajmujące 6. i 7. lokaty traciły już wyraźnie więcej do czołówki. Tymczasem Nasser urwał koło w swojej Toyocie i po szybkich naprawach dotoczył się na biwak, ale ze stratą przekraczającą dwie godziny do liderów. Reszta zespołu Toyoty także nie błysnęła. Roma zajął 8. miejsce, a de Villiers czternaste. Rozkręcał się za to nasz Kuba Przygoński w Mini. Z etapu na etap przyśpieszał wyjeżdżając na coraz bardziej otwarte tereny i utrzymywał się na początku drugiej dziesiątki rajdu, a etap trzeci kończył jako dziewiąty.
Cyril Despres czuje się coraz pewniej za kierownicą samochodu. |
Nadszedł wreszcie, sądny także tutaj, etap czwarty. Jak się później okazało już nie dla Nassera Al-Attiyah. Uszkodzenia w jego Toyocie okazały się zbyt poważne by je naprawić i rajd dla jednego z liderów zakończył się zanim jeszcze na dobre rozpoczął. Po świetnym odcinku trzecim, czwarty miał być dla Peugeota zupełnym jego przeciwieństwem. Bardzo szybko po starcie etapu potężny wypadek zaliczył Carlos Sainz. Z tyłu jego 3008 DKR zostało naprawdę niewiele. Diagnoza była zatem tylko jedna i ostateczna – koniec rajdu. W kontraście do Sainza GE-NIA-LNIE pojechał Cyril Despres. Motocyklowy mistrz Dakaru zaliczył zwycięstwo etapowe za kierownicą samochodu, bardzo wyraźnie dystansując resztę stawki. Dość powiedzieć, że drugi finiszował Hirvonen, ze stratą ponad 10 minut. W ogóle trzeba powiedzieć, że Mikko się rozkręca i czuje coraz lepiej, rusza nawet w pościg za czołówką. Trzeci finiszował Nani Roma, a za nim dwa Peugeoty Peterhansela i Loeba. Następnie Toyota de Villiersa i… siódme Mini Kuby Przygońskiego! Kuba poczyna sobie naprawdę coraz śmielej, przed nim dojeżdżają już tylko naprawdę największe nazwiska nie tylko Dakaru, ale i sportu motorowego. Tym samym Kuba awansował na 9. miejsce w generalce rajdu. Prowadzą Peugeoty – Loeb przed Peterhanselem. Trzeci jest Hirvonen. Trzymajmy kciuki za Kubę, może naprawdę namieszać w stawce!
Kuba Przygoński zbliża się do czołówki rajdu! |
Nie łatwiej ten rajd znosi stawka quadów. Pech szczególnie dotyka w tym roku Rafała Sonika. Już na pierwszym etapie wywrócił się, nabijając ogromnego sinika. Strata ta oznaczała z kolei, że na kolejnych odcinkach musiał odrabiać czas, startując z końca stawki i w tumanach kurzu wyprzedzając dziesiątki innych zawodników. Rafał z resztą na to narzekał i mówił, że konieczne jest wprowadzenie, podobnie jak w kategorii motocykli, tzw. grupy elite drivers, którzy startują w grupie pierwszych dwudziestu do etapu, niezależnie na jakiej pozycji ukończyli poprzedni odcinek. To nie tylko pomaga w w wyprzedzaniu, ale przede wszystkim czyni jazdę zdecydowanie bardziej bezpieczną. Wyprzedzanie w pyle ciągniętym przez poprzedzającego nas zawodnika, na trasie gdzie jadą na raz samochody, quady, motocykle i ogromne ciężarówki, należy do najtrudniejszych manewrów na tym rajdzie. Czwarty etap dotknął także i Rafała. Warto napomknąć, że zebrał on tak ogromne żniwo we wszystkich kategoriach, bo prawdopodobnie był jednym z najtrudniejszych w tej edycji imprezy. Przez ogromne argentyńskie wydmy, rozpięte na bardzo dużych wysokościach, nie zdołali przebrnąć nawet organizatorzy podczas wyznaczania trasy rajdu. W związku z tym… postanowili właśnie tędy puścić zawodników, żeby było jeszcze trudniej. Podczas zjazdu z jednej z tych ogromnych wydm Sonik wykonał kilka salt, kiedy jego quad zahaczył o krzak i wystrzelił kierowcę w powietrze. Na szczęście Rafałowi nic poważnego się nie stało i dojechał na metę na siódmej pozycji, odrabiając przy tym nawet cztery minuty do obecnego lidera rajdu – Ignacio Casale. Chilijczyk prowadzi przed dwoma Argentyńczykami: Gonzalezem i Copettim. Dwunasty obecnie Sonik traci do lidera niemal 50 minut. Strata jest spora, ale wcale jeszcze nie wyklucza Rafała z walki o wygraną. Dobre bo 22. miejsce zajmuje nasz drugi quadowiec Kamil Wiśniewski.
Rafała Sonika tegoroczny rajd nie oszczędza. |
Relatywnie najmniej rozgrywany Dakar dotknął kategorię ciężarówek, choć i tu dostało się liderom. Szczególnie problemy polubiły załogę Gerarda de Rooya. Zeszłoroczny zwycięzca zajmuje po nich 13. miejsce, ze stratą pół godziny do liderującego Nikolaeva w Kamazie, nic nie jest więc jeszcze przesądzone, strata jest dość mała, jak na Dakar oczywiście. W rozgrywanej imprezie widać jednak wyraźny koniec dominacji Kamaza. Już nie tylko Iveco dobiera im się do skóry, ale także zajmujący drugie miejsce w generalce Kolomy w Tatrze, czwarty Viazovich w MAZie również jest bardzo blisko. W ogóle w pierwszej piątce klasyfikacji generalnej tej kategorii, mamy pojazdy pięciu różnych producentów. Nie ma tak w żadnej innej klasyfikacji, a więc tu walka producentów jest najbardziej wyrównana. Zobaczymy czy de Rooy będzie w stanie dogonić liderów i czy Kamazy w trakcie rajdu pokażą swoją siłę, dystansując resztę, czy nie będą już mogły uciec goniącej stawce.
Warto wspomnieć także o rozgrywanej po raz pierwszy w Dakarze kategorii UTV, czyli lekkich pojazdów czterokołowych. Tu startuje zaledwie kilku zawodników, ale ze względu na mniejsze koszty klasa na pewno się rozwinie.
Nikolaev prowadzi i broni honoru Kamazów. |
Dziś kolejny niezwykle trudny i długi etap Dakaru. Spodziewane są nawet ulewy, więc pogoda może pokrzyżować szyki organizatorom. Trzymajmy kciuki za naszych, bo w tegorocznej edycji zanosi się na to, że kto w ogóle dojedzie, ten ma szansę być w ścisłej czołówce swojej kategorii.
PS. Za możliwe nieprawidłowości w podanej klasyfikacji z góry przepraszam. Tegoroczna funkcjonalność oficjalnej strony WWW imprezy, jeśli chodzi o podawanie wyników, jej aktualność i odświeżanie, wołają o pomstę do nieba.