WEC: 8 Hours of Bahrain

Finałowa runda sezonu WEC w Bahrajnie dostarczyła emocji i wzruszeń godnych końca pewnej ery.

Nie ma, nie ma wody na pust… CO?!

Weekend wyścigowy zaczął się nietypowo, bo od… deszczu. Serio. Na torze zbudowanym na pustynnej wyspie padało. To chyba pierwszy raz jak widziałem deszcz na wspomnianym obiekcie. Z resztą zdaje się, że nie tylko ja – zawodnicy i zespoły również.

Kolejne dwie sesje były już nieco bardziej standardowe w przebiegu, choć można powiedzieć, że najlepszy czas Cadillaca w trzeciej, był pewnym odstępstwem. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że to ponownie Toyota będzie faworytem do zwycięstwa. W LMP2 najbardziej interesowało nas tempo załogi #41 zespołu WRT oraz polskiego Inter Europol Competition. Te dwie ekipy miały rozstrzygnąć między sobą losy tytułu. Ah… jak miło pisać takie rzeczy! Tak, czy siak żadna z załóg w treningach nie prezentowała się dobrze, okupując raczej drugą połowę stawki. W GTE sytuacja była podobna. Tempo Corvetty z zapewnionym już tytułem pozwalało jej być co najwyżej czerwoną latarnią na tyłach. Iron Dames także nie błyszczały.

Przyszedł jednak czas na kwalifikacje i pokaz prawdziwej szybkości. Tutaj już Iron Dames zrobiły to, co Panie sukcesywnie udowadniały na przestrzeni całego sezonu, czyli tempo na jednym okrążeniu mają miażdżące. Zdobyły klasowe pole position przed dwoma Astonami o niemal 0.3 sekundy! W LMP2 pole przypadło United Autosports. Inter Europol ulokował się na pozycji siódmej, a WRT #41 na przedostatniej w klasie po błędzie Luisa Deletraza. Panowie nie wyglądali jednak na załamanych, czekał ich przecież ośmiogodzinny wyścig. Hypercary były standardowe, czyli pierwszy rząd dla Toyoty. Za japońską marką zrobiło się ciekawiej z trzecim czasem Cadillaca, potem Porsche zespołu Penske i dopiero dwoma Ferrari.

Ostatni start ery

Wyścig zaczął się niestety od kontaktu trzeciego Cadillaca z Toyotą #7. Oba auta pojechały dalej, ale jak się potem okazało – #7 nigdy już nie był w stanie zniwelować 30 sekundowej straty do siostrzanej załogi numer osiem. Z resztą Toyoty od początku dawały znać, że w Bahrajnie ciężko będzie o bezpośrednią konkurencję. Kontakt między hypercarami spowodował taki zamęt na pierwszym zakręcie, że w całość wpadły finalnie też auta LMP2. Tam były kolejne stłuczki, między innymi United Autosports i Vanwalla.

Na szczęście za Toyotami działo się naprawdę dużo. Właściwie pomiędzy, bo do pierwszej rundy zjazdów Toyota #7 wyprzedziła właściwie całą stawkę. Ferrari nie było w topowej formie, a może inaczej – Porsche swoją zdecydowanie polepszyło i walczyło z czerwonymi prototypami o miejsce na podium. Najpierw Porsche Penske, a potem do końca wyścigu już Porsche zespołu Jota zmieniało się z autami AF Corse na trzeciej lokacie. W LMP2 prowadziła załoga WRT #31 przed Jotą i kolejnym WRT. Niestety naszym Piekarzom nie szło najlepiej – problemy ze sprzętem (elektronika) sprawiły, że auto zwolniło i stanęło kilkukrotnie na torze, choć zawsze potem udawało się je odpalić i kontynuować rywalizację. W GTE natomiast Panie z Iron Dames zostały wyprzedzone przez Panów z bliźniaczego Iron Lynx. Tak więc znów podróżowały na drugim miejscu, wciąż marząc o pierwszej wygranej kobiecego zespołu w WEC.

Emocjonujący i emocjonalny finał

Końcówka wyścigu dostarczyła emocji, których nikt się nie spodziewał. Jota zawzięcie walczyła z Ferrari AF Corse o ostatnie miejsce na podium, wykorzystując przy tym dublowanie Toyoty. Ostatecznie to jednak Czerwoni zgarnęli najniższy stopień „pudła”. Jednak w drodze po nie… obie załogi AF Corse wypychały się z toru! W LMP2 finalnie to załoga #41 z Kubicą w składzie znów pokazała swoją wyższość i odniosła zwycięstwo, przed kolegami z załogi #31. WRT zaliczyło więc dublet i tytuł mistrzowski. Panowie w stawce IDENTYCZNYCH aut wygrali trzy z siedmiu wyścigów i tylko raz nie stanęli na podium. Gdyby nie Inter Europol, który wydarł im zwycięstwo na Le Mans 24h, mieli by dwa razy tyle punktów co kolejna ekipa. Niesamowita dominacja! A propos Piekarzy – finiszowali na szóstym miejscu i zapewnili sobie tytuł wicemistrzów. Polak wygrał więc klasę LMP2 w Długodystansowych Mistrzostwach Świata, a polski zespół zajął drugie miejsce. Czego chcieć więcej? 😉

W GTE miała miejsce nietypowa sytuacja. Prowadzący team Iron Lynx zmienił strategię, gdyż od rana jeden z kierowców czuł się źle. Specjalnie przesunięto go na ostatnią zmianę, by zdążył się wykurować. Niestety! Claudio Schiavoni czuł się tak źle, że nie mógł wsiąść za kółko i tym samym zespół musiał się wycofać! Oznaczało to, że na prowadzenie wróciły Iron Dames. Panie zapewniły wszystkim emocjonującą końcówkę z Astonem próbującym je dopaść na ostatnich okrążeniach. Mimo przewagi spadającej momentami poniżej dwóch sekund, Panie świetnie wytrzymały presje i dowiozły historyczne, pierwsze zwycięstwo w 100% kobiecego zespołu w WEC!

Coś się kończy, coś się zaczyna

To był świetny wyścig, zapewniający dużo emocji. Było dużo wspomnień i pożegnań. To nie tylko koniec sezonu, ale też koniec klasy LMP2 w WEC i definitywny koniec klasy GTE.

O tym pogadamy już jednak w kolejnym tekście z podsumowaniem tego co się działo w minionym roku na długim dystansie. Tymczasem pozostaje czekać na prolog w Katarze i debiut kolejnych trzech-czterech producentów w hypercarach oraz debiut całej stawki GT3. Będzie się działo, a to już tylko trzy miesiące 🙂 .

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading