Pięć na piątek: zaskakujące samoloty ubiegłego wieku

Dziś w luźnym pięć na piątek odrywamy się od ziemi, by dojrzeć, że konstruktorzy samolotów mają czasem naprawdę odjechane pomysły.

Jeśli myślicie, że w świecie motoryzacji jest ciekawie, a inne przemysły są nudne, to się grubo mylicie. Poniżej jedynie garść wybranych dla was ciekawych pomysłów na samolot. Prawda jest natomiast taka, że podobne odjechane pomysły, można by wymieniać godzinami. Ubiegły wiek był pod tym kątem szczególnie urodzajny, ze względu na światowe konflikty, które zawsze pchają rozwój techniki gwałtownie do przodu.

5. Goodyear Inflatoplane

Dmuchany samolot? Serio? No serio pomyślała firma Goodyear w latach sześćdziesiątych. Zaprojektowany i zbudowany w raptem dwanaście tygodni samolot, stworzono jako pojazd ewakuacyjny dla żołnierzy. Taki samolot można zrzucić wojakom w potrzebie w metalowej skrzyni, a oni go napompują, rozstawią i uciekną gdzie trzeba. Każdy myślący człowiek zada tu jednak pytanie: „Jak to? Materiałowy samolot jako środek ucieczki dla wojska? Przecież wróg podziurawi go jak sito!” Otóż niekoniecznie!

Samolot był zbudowany z dwóch warstw materiału podobnego do gumy, między którymi umieszczono włókna z nylonu. Nylon w kontakcie z powietrzem sztywnieje, co dawało odpowiednie parametry konstrukcji samolotu. Ponadto w kilku miejscach wciąż potrzebny był aluminiowy stelaż, choćby dla umocowania silnika. Ów silnik nie tylko napędzał pojazd, ale też nieustannie tłoczył powietrze do konstrukcji samolotu. Wszystko to pozwalało konstrukcji zachować odpowiednie parametry, nawet po trafieniu sześcioma pociskami kalibru 7,62.

Samolot sprawował się nadzwyczaj dobrze, aż do jednego z lotów testowych, kiedy stalowa lina od lotek się obluzowała, zaklinowała i wprowadziła Inflatoplane w bardzo ostry zakręt. W końcu siły były tak duże, że nadmuchane skrzydła się ugięły i dotknęły śmigła, które je przemieliło. Łopoczące na wietrze flaki skrzydeł uderzyły aluminiowymi osłonami na końcach w kask pilota testowego. Kierujący pojazdem, najprawdopodobniej już nieprzytomny, wypadł z samolotu i spadł do jeziora poniżej, ponosząc śmierć na miejscu.

O ile pomysł był ciekawy, a konstrukcja nad wyraz sprawna, to oczekiwane zamówienia od wojska nigdy nie wpłynęły. Ciekawe dlaczego?

4. Vought V-173

Latający naleśnik, bo tak nazywano ten samolot z okresu drugiej wojny światowej, chyba wiecie dlaczego. Był on testową konstrukcją dla założeń Charlesa Zimmermana, który chciał stworzyć samolot niemal pionowego startu, zapewniający przy okazji świetną zwrotność i wytrzymałość. Dlatego… cały samolot był jednym wielkim skrzydłem. Dzięki temu nie potrzebował dużego pasa startowego, a jego konstrukcja była tak mocna, że gdy pilot testowy lądował awaryjnie na plaży i samolot przewrócił się „na plecy” po zaryciu kołami w piachu – nic się nie stało. Prototypu dalej można było normalnie używać. Nawet pilot nie odniósł żadnych poważniejszych obrażeń.

Konstrukcja była zwrotna, zgodnie z założeniami, ale jej parametry przy niskich prędkościach były nieustannym problemem. Po prostu ciężko było zachować stateczność, kiedy przy ostrzejszym zakręcie, ogromna powierzchnia samolotu działa jak hamulec, dodatkowo zasłaniający usterzenie. Całość generowała też nadmierny opór podczas lotu. Podczas pierwszych prób problemy z oporem były tak duże, że nie udało się rozpędzić samolotu na tyle, by lecieć nim poziomo, a raczej z nosem nieustannie zadartym w górę. Do tego dochodziły problemy z przekładniami, które przenosiły napęd z silników umieszczonych centralnie, na śmigła znajdujące się po bokach. Te mechanizmy generowały takie wibracje, że przekładano nawet pierwsze loty, bojąc się oderwać od ziemi.

Pomimo tych niedogodności koncept się sprawdził. Samolotu właściwie nie dało się przeciągnąć, był zwrotny, wytrzymały i do tego łatwo startował. Owocem tej pracy była kolejna ewolucja nazwana Vought XF5U i robiona już zgodnie z konkretnymi życzeniami US Navy. Niestety projekt się opóźniał, a był to w dodatku czas, gdy amerykańskie lotnictwo przechodziło na silniki odrzutowe, któych tu nie używano. Program został więc zarzucony.

W ramach ciekawostek warto wspomnieć, że przez zwój charakterystyczny kształt, V-173 był odpowiedzialny za wiele zgłoszeń o zauważeniu UFO w rejonie Connecticut.

3. Hughes H4 Hercules

Oglądaliście Aviatora? Nie? Żałujcie. Po pierwsze jest to (moim skromnym zdaniem) najlepsza rola Pana Leonardo DiCaprio. Po drugie jest to po prostu świetny film Martina Scorsese. Po trzecie opowiada historię niesamowitego faceta, wizjonera i psychola. Howard Hughes, bo o nim mowa, nie tylko reżyserował filmy, ale też latał samolotami i prowadził swoje przedsiębiorstwo lotnicze. Tak się ciekawie złożyło, że w czasie II wojny światowej amerykańska armia (znów oni) poszukiwała sposobu na zmniejszenie strat w transportach morskich do Europy, które były dziesiątkowane przez U-Booty. Chcieli samolotu, najlepiej dużego, a przez braki stali najlepiej… drewnianego. Otrzymali propozycję konstrukcji ogromnej łodzi latającej nazwanej H-4 Hercules, która spodobała się na tyle, że Hughes otrzymał kontrakt na budowę trzech prototypów.

Budowa przeciągała się tak bardzo, że pierwszy prototyp zbudowano dopiero w 1947 roku, a Howard musiał tłumaczyć się przed kongresem z opóźnień i wykorzystania państwowych pieniędzy. Pierwszą (i jedyną) sztukę Hughes osobiście poprowadził w dziewiczym locie, choć wzniosła się jedynie na 30 metrów i przeleciała niecałe dwa kilometry. To było za mało i projekt został anulowany. Wielu nie wierzyło, że ten samolot w ogóle może latać. Mówiło się wprost, że przy takich ogromnych rozmiarach i masie, samolot utrzymywał się powietrzu tylko dzięki efektowi przypowierzchniowemu. Innymi słowy nie mógł wzlecieć ponad te 30 metrów.

Czy to była prawda? Może. Czy projekt był odważny? Niesamowicie. To naprawdę gigantyczna konstrukcja, mogąca zabrać na pokład aż 750 żołnierzy, albo dwa czołgi. Wszystko z drewna! Losy jedynego prototypu były zagmatwane, ale na szczęście w końcu został odrestaurowany i odpowiednio dopieszczony, dzięki czemu można go oglądać w muzeum w Oregonie.

2. Horten Ho 229

To jedna z tych konstrukcji, o której możemy powiedzieć „dobrze, że nazistowskie Niemcy, nie zdążyły jej ukończyć”. Horten Ho 229 był pierwszym latającym skrzydłem napędzanym silnikami odrzutowymi. Jakby tego było mało jest tez uznawany za pierwszy samolot zbudowany w technologii stealth, czyli ze zmniejszoną wykrywalnością przez radary.

Bracia Horten wybrali konstrukcję typu latające skrzydło, bo była jedyną zdolną spełnić wymogi nowego planu armii Trzeciej Rzeszy, nazwanego 3×1000 – 1000 kg bomb, przeniesionych z prędkością 1000 km/h, na odległość 1000 km. Co ciekawe samolot był konstrukcją mieszaną, z centralną częścią metalową i drewnianą ramą skrzydeł, pokrytą sklejką. Sam profil samolotu zmniejszał jego widoczność na radarach o 20%, a konstruktorzy planowali pokryć go jeszcze mieszanką pyłu węglowego z klejem do drewna, co miało wzmocnić efekt.

Prototypów zbudowano raptem kilka, ale sprawowały się tak dobrze, że armia poprosiła o dodanie dwóch działek na przedzie. Pierwotnie samolot miał być bombowcem, ale okazał się tak zwrotny i szybki, że z powodzeniem mógł sprawdzać się jako myśliwiec w walce powietrznej.

Programu nie zakończono, a jedyny ocalały prototyp przechwycili Amerykanie. Badała go m.in. firma Northrop Grumman, czyli konstruktorzy słynnego B-2 Spirit. Chyba rozumiecie o co chodzi. To mniej więcej tak, jak z mówieniem, że program Apollo jest sukcesem amerykańskich inżynierów, a nie niemieckiego konstruktora rakiet V-2.

1. AD-1 Oblique Wing

Ale jak to – to lata? Ano lata. AD-1 to samolot doświadczalny NASA. Otóż w pewnym momencie inżynierowie pracujący nad samolotami naddźwiękowymi stwierdzili, że by zmniejszyć opór skrzydeł potrzebnych przy mniejszych prędkościach, przy większych trzeba je ciut składać. Zgodnie z tymi założeniami powstał później np. F-14 Tomcat. Jednak idea składanych skrzydeł niezbyt nadawała się do transportu lotniczego. Dlatego pojawił się inny pomysł. Pracujący w NASA Robert T. Jones stwierdził, że można zbudować samolot o całkiem typowym profilu skrzydła, który ów skrzydło przy dużej prędkości po prostu obróci, by zmniejszyć opory.

To co wydaje się wbrew logice – samolot z asymetrycznymi skrzydłami – zostało z sukcesem potwierdzone modelami w tunelu aerodynamicznym, a potem pierwszymi latającymi konstrukcjami. W końcu powstał pełnoprawny odrzutowiec AD-1.

Samolot mógł obrócić swój płat w locie nawet o 60 stopni i mimo to lecieć bez problemów. Okazało się, że tam na górze, przy ogromnych prędkościach, asymetria skrzydeł nieco traci na znaczeniu. Do tego stopnia, że teoretycznie samolot, któremu odpadła część jednego skrzydła, mógłby lecieć stabilnie przy dostatecznie dużej prędkości.

Samolot doświadczalny wykonał bezproblemowo 79 lotów testowych dla gromadzenia danych i badania idei. Wykazywał się jednak „nieprzyjemną” charakterystyką lotu, co uniemożliwiło implementację tego rozwiązania w jakichkolwiek samolotach produkcyjnych.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading