Regulamin estetyki
Wygrywać, czy wyglądać? Oto jest pytanie! |
Emocje związane z wyglądem tegorocznych bolidów nieco już ucichły, głównie ze względu na to, że przyćmiły je jeszcze większe rewelacje dotyczące tego co działo się na samych testach. Tym niemniej sprawa zakończona nie jest. Fani kręcą nosami z niesmakiem, FIA też z niesmakiem wskazuje palcem jednoznacznie winnych inżynierów i projektantów tegorocznych bolidów, a oni bezradnie rozkładają ręce. Raban podniósł się taki, że podobno już zakulisowo mówi się o pewnej zmianie przepisów od przyszłego roku. Czy tylko ja przeżywam deja vu? Czy nie mieliśmy identycznej sytuacji z nosami ze schodkiem, gdzie od razu zaczęto dyskutować jak owy element zasłonić? No i kto jest w końcu temu wszystkiemu winien? Wygląda na to, że niestety nowy sezon F1 oznacza nowe pole do narzekań, choć tak naprawdę cały czas poruszamy się po tym samym, dobrze znanym terenie, gdzie po prostu nic się nie zmienia.
Nos typu odkurzacz, nos typu erm… męski organ rozrodczy, nos typu tygrys szablozębny, nos typu banan wystający z pudełka. To tylko niektóre z ciekawych określeń na tegoroczne fronty samochodów Formuły 1. Wszystkie jednak są raczej prześmiewcze i określają element, który według większości, wygląda karykaturalnie, czy po prostu brzydko na królowej motorsportów. Jak to możliwe? Przecież tą sytuację mamy niemal nieustająco od 2009 roku, dokonywane są kolejne zmiany, a tak naprawdę według wielu jest coraz gorzej, przynajmniej jeśli chodzi o kwestie czysto estetyczne bolidów. Jak można tyle lat z rzędu popełniać ten sam błąd?
Oczywiście wygląd bolidów i kwestie estetyki są kwestiami subiektywnymi i zdecydowanie niepierwszorzędnymi. Koniec końców i tak najładniejszy będzie ten bolid, który będzie najwięcej wygrywał. O to przecież chodzi w sporcie, wygrywa się nie wyglądem, a osiągami. W tej kwestii nie zgodzę się więc z Adrianem Neweyem, który stwierdził, że wygląd jest ważny, tym samym zaprzeczając temu co sam robi bo przecież mógł zrobić ładny nos jak w latach 90, który byłby zgodny z przepisami, a poszedł drogą podobną do tej, wybranej przez inne zespoły. W końcu nawet Newey nie utrzymałby posady robiąc ładne bolidy, ale dojeżdżające na końcu stawki.
Komuś włoski odkurzacz? |
Co więc robione jest źle? Cóż, nie można winić inżynierów. Ich zadaniem jest zrobić po prostu jak najszybszy bolid mieszczący się w ramach nakreślonych przez obowiązujące przepisy. Zerknijmy więc na przepisy. Te, wedle organów je ustalających, zmieniają ostatnimi czasy regulacje dotyczące nosa ze względów bezpieczeństwa. Jeśli mam być szczery, to oczywiście wierzę w dobre intencje tworzących regulamin, ale z drugiej strony nie mogę sobie przypomnieć żadnych groźnych sytuacji spowodowanych kształtem nosa. Dla ustalających regulamin argumentem w sprawie jest wypadek Webbera z Walencji, kiedy to po wjechaniu w tył wolniejszego bolidu, jego wyrzuciło w powietrze. Oceniono, że winowajcą sytuacji jest wysoki nos, który ułatwił poderwanie przodu bolidu i wzbicie się go w powietrze. Idąc dalej tym tropem pojedynczych zdarzeń po Kanadzie 2007 i wypadku Kubicy F1 powinna wprowadzić błotniki, by nie można było zahaczyć skrzydłami o koła innego bolidu i też zostać poderwanym.
„Lotus szablozębny” |
Wytłumaczenia i powody są więc mętne. Mało tego o nowych nosach krążą opinie, że mogą być potencjalnie jeszcze bardziej niebezpieczne, gdyż przy podobnym uderzeniu powodują wbijanie jednego bolidu pod drugi. W takim wypadku impet uderzenia przejmuje pierwszy element wystający ponad profil nosa, czyli… kask kierowcy. Dla mnie jednak, przy upatrywaniu przyczyn tych działań, ważne są też inne kwestie. Od 2009 roku i zmiany przepisów podniosły się krzyki o wyglądzie bolidów. Od tej pory też organy ustalające regulaminy próbują coś z tym na siłę zrobić. Problem w tym, że jedynym narzędziem jakie mają do panowania nad wyglądem bolidów jest regulamin, ale TECHNICZNY. W tymże regulaminie co roku dodawane są nowe przepisy i nakazy, tylko go komplikujące, które mają pozytywnie wpłynąć na kwestię estetyczną bolidów. Skutki zobaczyć możemy na zdjęciach w tym wpisie.
Pytam się więc, kiedy Ci ludzie zrozumieją, że regulaminem technicznym nie uregulują także wrażeń estetycznych z patrzenia na bolid? Kiedy zrozumieją, że określanie w przepisach dokładnego umiejscowienia końca nosa nie spowoduje, że ktoś w projekcie połączy ten, wyznaczony punkt, z profilem nadwozia prostą linią albo ładnym łukiem? Przecież oni są świadomi jaką drogą mogą iść projektanci, gdyż przepisy są konsultowane, o ile się nie mylę. Przecież widać na pierwszy rzut oka, że podążają w ślepą uliczkę, nie wiedząc gdzie idą bo brak im wiedzy nawet by dobrze ocenić skutki własnych działań.
Niektóre konstrukcje nawet trudno nazwać jakimś skojarzeniem. |
Prawda jest bowiem taka, że w świetle obecnego regulaminu utrzymanie nosa jak najwyżej jest po prostu najbardziej korzystną opcją aerodynamiczną, pozwalającą na odpowiednie zasilanie strumieniem powietrza, struktur aerodynamicznych na spodzie bolidu. Tak więc projektanci połączyli swoje cele i ustalenia regulaminu, wykonując swoją robotę najlepiej jak potrafili. Spartaczyły osoby, które potrafią jedynie dodawać nakazy konkretnych rozwiązań i zakazy konkretnych. Każdy przejaw indywidualności w F1 jest dławiony, chyba że dany zespół ma „swój czas” u Panów przy zielonym stoliku, jak np. RBR którego rozwiązania w ostatnich latach nieraz będące w tzw. szarej strefie przepisów, zawsze wychodziły z dyskusji jako legalne.
STR 9 z nosem w stylu… męskim. |
Nie da się opisać ładnego wyglądu bolidu przy pomocy regulaminy technicznego, chyba że Panowie zdefiniują konkretną krzywą nosa. Wszystkie te nowe ustalenia sprowadzają się jednak do uczynienia z F1 klasy niemal monotypowej jak GP2. Tymczasem wiele innych serii na świecie, pokazuje swoimi regulaminami, że można iść inną drogą i nakładać na uczestników sensowne ramy i ograniczenia, w których mają się po prostu zmieścić ze swoimi konstrukcjami, minimalizując przy tym ilość nakazów i zakazów bardzo sprecyzowanych, odnoszących się do konkretnych detali.
W dodatku już w tym roku tempo F1 może spaść niebezpiecznie blisko tempa GP2. Ojjjj żeby ta nasza Formuła 1 naprawdę nie stała się „formułą pierwszą”.