Pięć na piątek: Auta, które Ciebie przeżyją

Dziś pogadamy o samochodach niezawodnych. Jeśli myślicie, że znacie już treść wpisu i będzie to koncert motoryzacji japońskiej, to was uspokajam – nie będzie aż tak źle!

Kolejność aut nie ma nic wspólnego z ich niezawodnością, ale skoro tu są, to możecie być pewni, że wedle przynajmniej kilkunastu (bo tyle przewertowałem) światowych rankingów i statystyk, są wśród najbardziej niezawodnych aut w historii.

5. Honda Jazz

Ktoś powie, że zaczynamy nudno i przewidywalnie. No tak, jest Honda. No tak, jest auto… miejskie? Do Jazza mam lekki sentyment, bo rozważałem go jako pierwsze auto ze względu na praktyczność, pakowność i właśnie niezawodność. Wygrał Ford Fusion, czyli niejako fordowski odpowiednik, oczywiście za fordowską cenę. Tak czy siak te auta, w szczególności Jazz, nie dostają uwagi i poklasku, na jaki zasługują. Ktokolwiek, kto siedział w środku, a tym bardziej coś do Jazza pakował, jest zaskoczony ile tam miejsca oraz bagażnika. Do Jazza zapakujecie tyle co do średniej wielkości SUVa, typu Jeep Renegade. Wsiądziecie wygodnie, jeśli nawet nie wygodniej, jeśli chodzi o łamanie się do fotela. Widoczność jest świetna. No i na koniec okazuje się, że to wszystko w upakowaniu auta miejskiego, a nie wielkiego kloca, którymi mamusie z 10 cm pazurami na bezczela zajmują miejsca dla rodzin z dziećmi, bo podjeżdżając na typowe miejsce nie są w stanie w swoim Bentleyu Bentayga nawet otworzyć drzwi.

Wszystko to z niezawodnym silnikiem, rozrządem na łańcuchu i autem na tyle nieskomplikowanym, że się nie psuje. Zawieszenie w Jazzie też dobrze radzi sobie z polskimi drogami. Oczywiście jest najnowsza wersja, która występuje bodaj wyłącznie w wersjach hybrydowych. Jednak biorąc pod uwagę, że tą listę można by wypełnić wyłącznie samochodami Hondy, zbyt bym się tym nie przejmował.

4. Volvo 700

Jeśli nie słyszałeś o legendzie niezniszczalnego Volvo 700, to znaczy, że właśnie przybyłeś z jakiejś bardzo odległej planety. Volvo serii 700 były autami, które choć może nie zdominowały rynku, to spopularyzowały duże limuzyny szwedzkiej marki. Mało tego ugruntowały pozycję Volvo, jako aut bezpiecznych i niezniszczalnych. Seria 700 była naprawdę duża i choć dziś wielu kojarzy ją raczej z niezniszczalności, to w chwili premiery miała wiele innych zalet. Jedną z nich było właśnie bezpieczeństwo, z którego Szwedzi byli bardzo dumni. Spore strefy zgniotu, połączono z wytrzymałą „klatką” przedziału pasażerskiego. Jak na swoje czasy auto było naprawdę w czołówce bezpieczeństwa. Z resztą nie tylko w tej kategorii.

Wersje Turbo oferowały nawet ponad 180 koni mocy, co do dziś nie jest standardem w dużych sedanach, czy kombi typu Passat. Warto jednak nadmienić, że Volvo 700 konkurowało raczej z limuzynami typu klasa S. Tak, czy siak 700-tka Turbo rozpędzała się do setki w okolicach ośmiu sekund. Mówimy tu o latach ’80 i familijnym aucie. Tak – wersje Turbo pokazały szaloną stronę Volvo i wraz z niezniszczalnością serii 700 stworzyły jej legendę. Nawet Paul Newman, słynny aktor, a także kierowca wyścigowy, dumnie jeździł swoim zmodyfikowanym Volvo 740 Turbo w kombi (choć tam już nie było nawet oryginalnego silnika).

3. Lexus LS400

LS400 był bardzo specjalnym, bo pierwszym, modelem w historii marki. Powstał na zlecenie prezesa Toyoty, który zlecił specjalistom zbudowanie limuzyny mogącej konkurować z najlepszymi na rynku. Przeznaczył na to gigantyczny budżet w wysokości jednego miliarda dolarów. Powstało auto od samego startu legendarne. Toyocie udało się modelem LS400 osiągnąć to, co próbował osiągnąć VW z Phaetonem. Pierwsza limuzyna Lexusa nie tylko opierała się na wartościach znanych z firmy matki, czyli Toyoty, takich jak niezawodność. Stawiano też na luksus i innowacyjność.

Luksusowe były z pewnością jednostki V8, które budowano z zamiarem maksymalnej minimalizacji wibracji dla zwiększenia komfortu. Może nie paliły mało, ale za to można było na nich polegać praktycznie zawsze. Reszta auta także była pancerna i nawet zaawansowane systemy komfortu nie okazywały się równie zawodne co u konkurentów. Innowacyjnych systemów było natomiast sporo. Wspomnę choćby o wycieraczkach o zmiennym kącie pracy, czy strząsaniu wody z zewnętrznych lusterek za pomocą… ultradźwięków.

2. Mercedes W124

„Baleron” wraz ze swoim poprzednikiem, modelem W123, w dużej mierze zbudowały podwaliny marki Mercedes, jako firmy produkującej auta niezawodne. Tak – choć wielu może to dziś poddawać pod wątpliwość, Mercedes w latach 70, 80 i jeszcze 90, był właściwie synonimem auta niezniszczalnego. Przyczyniły się do tego modele W123 i W124, który w sporej części korzystał z podzespołów poprzednika. Oba auta były właściwie nie do zajeżdżenia. Dlatego były popularnym wyborem taksówkarzy (Z resztą zawsze warto zerknąć, czego używają. Dla odmiany dziś są to Priusy i Aurisy w hybrydzie).

Nawet taksiarze nie byli ich jednak w stanie zajeździć, dlatego często, po etapie pracy jako taxi, kończyły jako samochody używane przez ekipy budowlane (dopóki jedzie, to jedzie), czy nawet… na wsiach. Serio. Bodaj najbardziej niezniszczalną odmianą W124 była ta z trzylitrowym dieslem i gdzieś w sieci można znaleźć filmy, jak takie auta odpalają bez problemu po ponad 10 latach postoju w polu.

1. Mazda MX-5 Miata

Mazda MX-5 to swoisty fenomen. Tak wiem – ktoś się czepi, że MX-5 to wcale nie auto z samego szczytu, szczytów rankingów niezawodności, ale… Pamiętajmy o jednym: Miata konkuruje z takimi potęgami jak LS400, na którego projekt wydano miliard dolców. Potęgami takimi jak Mercedes W123 i W124, które były niemal szczytowymi osiągnięciami w historii niemieckiej marki. Potęgami takimi jak Volvo 700. Tymczasem tu mamy małe, proste auto sportowe, które dla wielu jest ucieleśnieniem tej najbardziej pierwotnej frajdy z jazdy. Frajdy z kontaktu kierowcy z samochodem i otoczeniem. Bez miliona systemów. Bez pierdyliarda dodatków. Czysta nieskażona frajda z jazdy.

Oznacza to, że jak każde auto o zacięciu sportowym, Mazda jest po prostu… no, często katowana. To pozwala zaś zupełnie inaczej spojrzeć na kwestię jej niezawodności. Tak, nie ma pewnie egzemplarzy z milionem przebiegu jak LS400 i sporo MX-5 już nie jest brane pod uwagę w rankingach, bo mocno przerobiono je do sportu. Niemniej bądźmy szczerzy – taksiarz inaczej dba o swoje W124, będące narzędziem pracy, niż dwudziestolatek, który dostał w swoje łapy małe sportowe autko. Mimo to MX-5 jest uważana za naprawdę solidny i niezawodny samochód. Może to w jej prostocie tkwi siła? Znane są historie o 25-cio letnich silnikach 1.6, które najpierw odsłużyły swoje w cywilnej Mazdzie MX-5. Potem zostały zamontowane do MX-5 przerobionej do wyścigów. Potem ktoś skasował to auto. Potem wymontował silnik, który ocalał, włożył do nowego podwozia i wciąż się ściga!

Wyróżnienie:

No po prostu nie mogłem o nim nie wspomnieć. Passat B5 w dieslu 1.9l. Nasza lokalna, januszexowa legenda. Czy to jest jakieś ponadprzeciętnie niezawodne auto? Gdzie tam. Czy nie rdzewieje? Gdzie tam. Mimo tego B5 w naszym kraju obrósł legendą. Auto było bodaj najpopularniejszym autem w komisach, gdzie sprzedawano je z i tak już trzykrotnie przekręcanymi licznikami (Niemiec płakał jak sprzedawał itp.). Mimo to, samochody woziły u nas z powodzeniem całe rodziny, dowoziły całe ekipy do pracy, czy… pracowały na samych budowach. Sam woziłem w B5 cement. Po złożeniu kanapy wejdzie sporo worków. Zawieszenie się załamie? A co tam! Przecież załamane jest już dawno. Mimo to auto jakoś jedzie.

Właśnie to chyba uformowało legendę Passata B5 TDI. Samochody te były katowane na wszelkie możliwe sposoby, ale jakoś jechały. Na pewno da się znaleźć kogoś, kto używał B5-tki do przewozu bydła. Oczywiście z czasem w końcu się rozpadły, dlatego teraz ich niemal nie ma. Jednak, powiem pewnie nieco na wyrost, ale swego czasu Passat B5 był dla polskich rodzin i pracowników niemal tym, czym kilkadziesiąt lat temu poczciwy Maluch.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading