Recenzja: rFactor 2

„Wielka trójka symulatorów wyścigowych”, czyli najpopularniejszych produkcji na obecnej scenie simracingowej to iRacing, Assetto Corsa Competizione (choć statystyki mówią, że raczej pierwotne Assetto Corsa) oraz rFactor 2 właśnie. Jak ta ostatnia produkcja wypada na tle swoich rywali?

Sentyment

Zacznę od prywaty. Otóż do rFactora mam ogromny sentyment i ogromny żal zarazem. Sentyment dlatego, bo zżarł mi kawał życia i żal… bo zżarł mi kawał życia 😉 . W latach 2007-2011 moje życie społeczne właściwie nie istniało, niektórzy podejrzewali mnie o różne choroby i zatracenie się w wirtualnym świecie, a ja… po prostu pewnego dnia wydałem śmieszne bodaj 59 złotych na pewien symulator, włożyłem płytkę i przepadłem. Naprawdę. Do tego stopnia, że po kilku latach jazdy współtworzyłem całkiem sprawnie działającą ligę, których z resztą było wtedy całkiem sporo, ze względu sukces Roberta Kubicy, ale nie tylko. Pozwolę sobie stwierdzić, że był to ogromny sukces samego rFactora i rewolucja całej sceny simracingowej. Rewolucja za sprawą rFactora właśnie.

Do tamtej pory simracing był naprawdę mocno, MOCNO, wręcz skrajnie niszowy i przede wszystkim – rozproszony. Były tytuły SimBinu jak GTR, było Grand Prix Legends. Były to naprawdę dobre, ściśle wyspecjalizowane tytuły. Co zrobił rFactor? Kompletnie to zmienił. Oddał w ręce community otwartą platformę z bardzo dobrym silnikiem i kodem sieciowym. Społeczność przyjęła tytuł z otwartymi rękami i rozrosła się tak szybko, że zaczęły powstawać mody przewyższające jakością oryginalną zawartość. Oczywiście było też sporo słabych rzeczy tworzonych przez fanów, ale społeczność twórców stała się tak ogromna, że zawartości o najwyższej jakości było takie zatrzęsienie, iż nikt nie mógł narzekać. Naprawdę każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Od F1 tak współczesnej jak i z właściwie każdego jej okresu, przez auta GT, prototypy, GT historyczne różnej maści, a nawet wyścigi ciężarówek, czy… kosiarek. Znaczna część światka simracingowego skupiła się na rFactorze, jednak i on nie był wieczny. Produkt po niemal dekadzie królowania na całym świecie, zaczął się w końcu starzeć, a konkurencja nie spała. Twórcy rFactora za to zdecydowanie tak. Wreszcie w 2013 roku na rynek wszedł rFactor 2 i oto co ja mam o nim do powiedzenia, na dzień dzisiejszy.

Głową w ścianę

Pierwszy kontakt z rFactorem 2 jest… bolesny. Bardzo bolesny i to nawet dla kogoś, kto jego poprzednika znał na wylot. Dlaczego aż tak? Wyobraźcie sobie najmniej przyjazny dla użytkownika interfejs, z jakim kiedykolwiek mieliście kontakt. Macie to? To teraz podzielcie to jeszcze przez 10 i dostaniecie to, czym od pierwszych chwil wali was w twarz rFactor 2. Kiedy już przebrniecie przez durny launcher, który jest jednocześnie miejscem wyboru między multi, a single, newsroomem i paroma innymi, wejdziecie do lobby i jakimś cudem na tor i…. jeśli po strzale w twarz jeszcze nie leżycie, to teraz dostaniecie jeszcze kopniaka w krocze, byście na pewno upadli. Otóż rFactor słynął z możliwości zmienienia i dostosowania pod kierowcę właściwie wszystkiego. Naprawdę. Następca w żaden sposób nie rezygnuje z tego dziedzictwa, a nawet je rozszerza. Jest z tym jednak pewien problem. Otóż opcji dostępnych w czasie jazdy za pomocą skrótów klawiaturowych jest naprawdę multum i można sobie je zdefiniować w menu, ale… są też takie których tam nie widać, przynajmniej ja ich tam nie znalazłem. Na przykład zmiana ustawień lusterek – kątów i pola widzenia (tak – w rFactorze można to zrobić nawet zza kierownicy, bez grzebania w plikach programu). Teraz wyobraźcie sobie, że szukając jakieś funkcji, niechcący naciskacie skrót, obracacie lusterko tak, że widzicie swój pojazd iii.. PUPA. Skrót powrotny jest inny. Szukacie w necie 10 minut, w końcu jest! I co? I dla lewego lusterka działa, dla prawego nie. No naprawdę człowieka coś może strzelić.

Niestety nie zmienia się to na żadnym etapie. Jedyne co można to przyzwyczaić się, zaakceptować i z czasem, powooooli zacząć się po tym wszystkim poruszać. Niemniej pierwsze zderzenie jest naprawdę szokiem kulturowym i już samo to wielu może odepchnąć od produkcji.

Ściana, jak to ściana

Dalej wcale nie czeka też na was żadne „WOW”. Grafika nie jest najistotniejsza w symulatorach, ale na tym polu rFactor 2 odstaje od konkurencji jak Assetto Corsa Competizione, o co nietrudno, ale też moim zdaniem nawet od iRacing. Patrząc na screeny bierzcie pod uwagę, że wykonałem je na moim antycznym sprzęcie, który płynął z Kolumbem do Ameryki, więc to nie jest szczyt możliwości produkcji. Niemniej dwie konkurencyjne produkcje uruchamiam na identycznym sprzęcie i wyglądają sporo lepiej, a testy na maksymalnych ustawieniach też robiłem. Jednak w symulatorach najważniejsza dla wyniku jest płynność, więc jakość ostatecznie musiałem poświęcić dla wysokich FPS. W każdej z kombinacji rFactor 2 wyglądał słabiej od reszty, nawet na oficjalnym contencie.

Trzeba też zaznaczyć, że grafika rFactora 2, podobnie jak jego poprzednika, ma nieco specyficzną paletę barw. Ja odbieram ją jako nieco pastelową, zamgloną (?). Trudno to nazwać, jednak ostatecznie wydaje mi się, że ów efekt pogarsza odbiór oprawy wizualnej jako całości. Nie pasuje mi to zupełnie do 2020 roku. No i optymalizacja leży i kwiczy. Jak wspominałem rFactor 2 wygląda gorzej i działa mniej płynnie od konkurencji, a mówimy dalej o oficjalnej zawartości.

Jeśli chodzi o dźwięki to tu może nie ma jakiejś światowej rewolucji, ale wszystko jest gdzie być powinno i jak (chyba) powinien to słyszeć kierowca w pojeździe wyścigowym. Silnik, praca zawieszenia, układu napędowego, szum wiatru i opon po różnym podłożu. Bez problemu poznacie w słuchawkach i bez patrzenia na monitor, które koło wyjechało na żwir. Tak być powinno.

Jazda!

OK, do tej pory wygląda na to, że rFactor 2 jest kompletnym, przeterminowanym dnem. Niestety sporo funkcji tej produkcji rzeczywiście można określić tym właśnie mianem. W każdym kontakcie z symulatorem następuje jednak moment, w którym wreszcie przebrniecie przez wszystkie wybory i ustawienia, odpalicie silnik i wyjedziecie na tor. Co wtedy?

Wtedy rFactor 2 z brzydkiego kaczątka staje się nagle, zupełnie znikąd, pięknym łabędziem. Naprawdę. Zabrzmi to absurdalnie, ale rFactor 2 jest jednym z najłatwiejszych do opanowania symulatorów, z jakimi miałem kontakt. Dlaczego? Ano dlatego, że po prostu auta zachowują się zgodnie z prawami fizyki, z którymi mierzymy się na co dzień. Oczywiście co innego opanować, a co innego być w nim naprawdę szybkim, ale tu nic nie zaskakuje. Trawa nie jest absurdalnym lodowiskiem jak w iRacing. Zużycie opon nie oznacza, że są i nagle ich nie ma, jak czasem w Assetto Corsa. Nie są też nadwrażliwe lub zupełnie niewrażliwe na nasz styl jazdy, co nęka iRacing. W ogóle w rFactor 2 śmiem sądzić, że czułem największą kontrolę nad tym, w jaki sposób pracują opony, które są przecież najważniejszą częścią każdego pojazdu, nie tylko wyścigowego. Tylko w rFactor 2 da się też spłaszczyć oponę (zrobić tzw. „flat spota”) przy hamowaniu, z konsekwencjami w postaci wibracji na kierownicy, z którymi trzeba się mierzyć.

To naprawdę nie wszystko. Nie bez powodu sporo autentycznych zespołów wyścigowych używa profesjonalnej odmiany pod nazwą rFactorPro, do trenowania swoich kierowców. Mało tego! Nie wiem czy wiecie, ale gracze wygrywający Gran Turismo Academy, byli potem trenowani właśnie na tej produkcji. Druga część rFactora, to bodaj jedyna produkcja, w której potrafiłem się z marszu dogadać z autami przednionapędowymi, których prowadzenia w wydaniu wyścigowym nienawidzę i w większości symulatorów (poza rajdowymi) nie mogę ogarnąć, bo zachowują się moim zdaniem absurdalnie. Tu załapałem od razu i śmiałem się sam do siebie, że pierwszy raz mam frajdę z jazdy FWD, a nie frustrację ze zgadywaniem co zakręt, jak auto się zachowa. Nie ma tu też innych absurdów jak auta wyścigowe i mocy miliona koni, w których każde muśnięcie gazu wywołuje obrót. Fajnie też czuć moment, w którym pracować zaczyna aerodynamika i moment, gdy zwalniamy na tyle, że przestaje. Co tu dużo mówić – rFactor 2 ma bodaj najbardziej neutralny, naturalny i nieudziwniony model jazdy ze wszystkich symulatorów. Brzmi nudno, ale przecież to jest właśnie celem symulatorów: odwzorowanie rzeczywistości. Mam wrażenie, że w innych produkcjach niedomagania silnika fizycznego maskuje się efektami pośrednimi, które silnik jest w stanie przetworzyć, a które mimo prób naśladowania rzeczywistości, robią to „na swój sposób”. Dlatego każdy symulator ma swoją specyfikę i każdego trzeba się nieco poduczyć, mimo że wszystkie próbują odwzorować to samo. W rFactor 2 mam odczucie, że to co podaje nam silnik, jest najmniej zaburzone „zakłóceniami” próbującymi zakryć niedobory silnika, udając fizykę, z użyciem nie do końca fizycznych mechanizmów. Mimo to… rFactora 2 też się trzeba nieco nauczyć 😉 . Różnica polega jednak na tym, że tu od pierwszej chwili czułem, że raczej uczę się pojazdu, a nie silnika.

Trzeba mieć plecy

Największą zaletą pierwszego rFactora, poza fizyką, było ogromne community. Nie potrafię sobie wyobrazić jakim cudem i dlaczego, ale przez pierwsze lata istnienia drugiej części, jej twórcy zupełnie o simracerach zapomnieli. Produkcja została wrzucona na rynek i skazana na zapomnienie, w świecie rządzonym przez nową generację symulatorów jak Assetto Corsa, gdzie twórcy co rusz wydawali nową zawartość, czy jeszcze mocniejsze iRacing. Nie wiem, ISI myślało, że wirtualni ściganci sami się wszystkim zajmą i rozwiną produkcję za nich? Cokolwiek myśleli, powiedzieć można jedno – nie wypaliło.

Dopiero po trzech latach istnienia tytułu, w 2016 roku, nawiązano współpracę z zewnętrzną firmą i w jej wyniku powstało Studio 397, mające zająć się rozwojem rFactora 2. Już kilka miesięcy później ogłoszono wydanie pierwszego DLC z autami klasy GT3. Dalej jednak rFactor 2, dysponujący tak genialnym silnikiem fizycznym, nie posiadał żadnego toru skanowanego laserowo (!!!), czyli właściwie standardu dla branży, już w tamtym czasie.

Od tego czasu sporo się pozmieniało. Wyszło kilka oficjalnych paczek i torów, które wreszcie są skanem rzeczywistej geometrii. W przygotowaniu jest nowy interfejs, który ma pomóc wprowadzić produkcję w XXI wiek. Wszystkie dodatki są bardzo cenione za jakość, a auta GT3 wielu uważa za najlepsze w simracingu w ogóle. Mówimy jednak o produkcji z 2013. roku, czyli mającej siedem lat na karku. Wreszcie ma ona regularne update’y, mapę drogową i plany na przyszłość, raportowane community i sporo więcej. Należy sobie tylko zadać pytanie – czy to przypadkiem nie za późno?

Nieoczekiwana szansa… spalona?

I tak, i nie. Na szczęście renoma fizyki rFactora 2 jest znana i doceniana nie tylko przez simracerów, ale także przez profesjonalistów od wyścigów – tych prawdziwych. Skutkiem tego był największy event simracingowy w historii, który miał miejsce w tym roku. Pierwsze wirtualne, oficjalne Le Mans 24h odbyło się właśnie na platformie rFactor2, z mieszanką prawdziwych gwiazd wyścigów jak Alonso i Verstappen, ale też czołówką simracerów. Wszystko kierowane przez najprawdziwszy zespół sędziowski zajmujący się prawdziwym Le Mans, do dyrektora wyścigu włącznie. To pierwszy takiej klasy wirtualny wyścig w ogóle, choć nie ukrywajmy, że nieco pomogła epidemia i brak innych zajęć ;). Niemniej wybranie rFactora 2 dało tej pozycji niezłą promocję, ale… i tak nie dała ona nagłego, gigantycznego wzrostu popularności. Przynajmniej wedle statystyk Steam, gdzie wciąż króluje Assetto Corsa, przed swoim młodszym bratem Competizione i gdzieś daleeeeeeko malutkim rFactorem 2.

Tyle samo promocji ile zaliczył rFactor 2 dzięki Virtual Le Mans 24h, tyle samo dostał też obelg, gdyż impreza tej skali obnażyła sporo niedociągnięć produkcji. Dość powiedzieć, że wyścig był stopowany dwa razy, ze względu na problemy z serwerem. Niemniej całość musiała jednak wyjść dla rFa na plus.

To nie koniec wpadek rFactora 2, tam gdzie powinien zaliczyć największy sukces. Ta produkcja miała się opierać o community, a przez zaniedbania twórców ów społeczność jest względnie mała. Do tego dochodzi pokopany system dołączania do serwerów, ściągania dodatków, nie do końca wiemy jakich i z czym oraz czego nam brakuje. Wszystko to sprawia, że czasem ciężko jest w rFactorze 2… po prostu pojeździć z innymi, a przecież o to w tym wszystkim chodzi. Nie oceniamy tu trybów gry, bo jakie tryby? To symulator z krwi i kości do online’owej rozrywki. Odpalasz, logujesz się na serwer i śmigasz. Tylko tu musisz niemal zawsze jeszcze coś pobrać, by potem dołączanie do serwera i tak się na końcu wywaliło, bo czegoś brakuje. Jak już znajdziesz serwer, do którego możesz dołączać, to nieraz masz problem, by znaleźć innych simracerów. Nadchodzi ten dzień, wchodzisz do lobby i widzisz SERWER Z OBŁOŻENIEM 22/24. Eureka! Wbijasz rozanielony, patrzysz a tam… samo AI. Bez komentarza.

Na rozstaju

No i jak ocenić tą produkcję? Z jednej strony wszystko co napisałem powyżej nakazuje myśleć, że jest to kompletna klapa. Twórcy sami spisali ten symulator na straty, a kiedy już się za niego wzięli, jest kompletnie za późno. Gdyby oceniać sam silnik fizyczny, byłoby to 101/100. Tylko że sam silnik nie załatwi sprawy, a wszystko inne przysypuje zalety silnika kupą łajna. Oczywiście ktoś może zacząć do mnie strzelać, bo po odbiciu się od rFactor 2 lata temu i powrocie teraz mam w nim spędzone zaledwie nieco ponad 30 godzin, podczas gdy AC (i kontynuacji) kilkakrotnie więcej, w iRacing setki, a w rFactor 1 podejrzewam, że jeszcze więcej, choć szczęśliwie istniał on przed czasami zliczania czasu odpalenia produkcji. Trzydzieści godzin w świecie simów to naprawdę niewiele – wyjaśnię dla niezaznajomionych.

A na gridzie stoją…

Problem w tym, że simracing jest tak specyficzną dziedziną, że rFactor 2 nie może być oceniany, bez porównywania z konkurencją. Ta z kolei, choć pozornie podobna, trafia w zupełnie inne „nisze tej niszy”. Mamy więc iRacing. Ogromną platformę z tysiącami graczy, oficjalnymi eventami, całkiem realnymi i niemałymi nagrodami, świetną fizyką z kilkoma bolączkami, które próbują wyłupać oko i moim zdaniem najlepszym FFB kiedykolwiek. Produkcję skierowaną i nakierowaną zdecydowanie na zorganizowane rozgrywki, ogólnoświatowe drabinki, taką, która choć daje wiele możliwości, to także nieco trzyma w ryzach i prowadzi za rączkę. Idealną dla tych, którzy chcą rywalizacji i nie chcą się zastanawiać co, gdzie i jak. Idealną dla tych, którzy są gotowi za taką usługę niemało zapłacić.

Dalej mamy Assetto Corsa, czyli ukłon w stronę… simracingu łatwiejszego do wejścia (taki sobie termin wymyśliłem). Mamy symulator, chyba najbardziej przystępny, oferujący też tryby singlowe, bardzo dużo paczek i oficjalnych aut, a także spore community z należytą ilością modów. Przede wszystkim jednak AC ma, nie wiem skąd, cechę pozwalającą czerpać niesamowitą frajdę z samej jazdy. Nawet będąc jedynym autem na torze. Ma oficjalne imprezy i ligi, ale szczególnie w tym pierwszym musi konkurować ze swoim młodszym bratem, czyli Assetto Corsa Competizione. Ta produkcja z kolei daje dużo mniej możliwości i skupia się głównie na rywalizacji aut GT3, a także ostatnio GT4. Powala przy tym grafiką i paroma innymi aspektami, ale nieco trudno jest ją umiejscowić i czas pokaże, czy aby na pewno pokona swojego poprzednika.

Mamy wreszcie rFactora 2. Genialny silnik fizyczny i kupę gruzu, gwoździ i szkła, przez którą trzeba przebrnąć, by do niego dotrzeć. Produkcję, która powinna zginąć, ale jakimś cudem tak się nie stało, prawdopodobnie właśnie przez ów fizykę. Produkcję z małym community, przez co czerpanie z niej przyjemności jest jeszcze bardziej utrudnione. Problem w tym, że kiedy już przez to wszystko się przebrnie, to za kółkiem mamy do czynienia prawdopodobnie z najlepszym dostępnym obecnie symulatorem.

Taka dziwna rekomendacja

I co z tym rFactorem 2 począć? Cóż, jeśli macie siłę i wytrwałość oraz czas do poświęcenia. Jeśli macie plan na dołączenie do jakiejś konkretnej ligi. Nie zastanawiajcie się, bo wtedy właśnie dostaniecie od tej produkcji wszystko to, co ma do zaoferowania. Co do innych zaś… macie tytuły konkurencyjne, które powinniście umieć sobie dobrać na podstawie opisów powyżej. Jeśli w nie wsiąkniecie, to zapewniam was, że kiedyś (choćby z czystej ciekawości) wasze drogi przetną się z drogą rFactora 2, a wtedy kto wie?

Ja mam tylko nadzieję, że kiedyś powstanie rFactor 3, a twórcy nauczeni na błędach, od początku dadzą mu ogromne wsparcie, co poskutkuje koronacją nowego króla na tronie produkcji simracingowych. Króla nie tylko na papierze, ale i w sercach wirtualnych kierowców wyścigowych.

2 komentarze do “Recenzja: rFactor 2

  • 20 listopada, 2020 o 1:23 pm
    Bezpośredni odnośnik

    Świetny tekst. 🙂 Sam już przyzwyczaiłem się GUI rFactora 2 i chcę go pokochać całym sercem ale ten nieszczęsny online… Można poszukać ligi i bawić się online ale… każdy ma inna ilość wolnego czasu i czekanie cały tydzień lub do określonej godziny w ciągu dnia do oficjalnego wyścigu z ludźmi jest co najmniej słabe.. iRacing mając oficjalne wyścigi co godzinę jest idealny do tego aby wykorzystać wolną chwilę na super przeżycie. Bo nie ukrywam że mając safety rating, iRating i biorąc udział w wyścigu czuje nigdzie nie spotykane emocje. Lecz dla mnie największą bolączką jest fizyka więc albo jedziesz z przyczepnością albo robisz bączka dotykając trawy (iceRacing :D)

    Nie rozumiem jak te firmy widząc co robi lepiej konkurencja, nie wciągną tego do siebie. Świat byłby piękny gdyby iRacing połączyło się ze Studio 397. Ehh, może kiedyś nadejdzie ten piękny dzień…

    Odpowiedz
    • 20 listopada, 2020 o 2:39 pm
      Bezpośredni odnośnik

      Hah, dobrze wiedzieć, że ktoś się zgadza, bo z reguły próby jakiegokolwiek porównania simów kończą się wojną w komentarzach, między zamkniętymi grupami, bardzo dobrze zabezpieczonymi w swoich okopach 😉 .

      Odpowiedz

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading