F1: USA, Meksyk i Brazylia. Jak „trójgłowy smok” podsumował sezon.

GP USA na COTA, Meksyku, no i oczywiście Brazylii na Interlagos być może (ale niekoniecznie) przesądziły o losach tytułu mistrzowskiego wśród kierowców. To raptem trzy wyścigi, a zamknęły w sobie niemal wszystkie problemy obecnej stawki i organizacji zarządzającej, do tego świetnie podsumowując układ sił.

Maxa wojna totalna

No bo zobaczcie co się działo. Topowym tematem bez wątpienia był Verstappen i to co sobą reprezentuje. GP USA i ostre jechanie po granicy przepisów przez Maxa. Nie – on ich nie przekraczał. On znał regulacje na wylot i dobrze wiedział na co może sobie pozwolić. Zrobił dokładnie to, co dało się zrobić. Czy to było eleganckie? Czy było ładne i układne? Nie, tylko co z tego?

Max obnażył bolączki obecnych przepisów, które sprowadzili na siebie tak sami kierowcy, jak i osoby definiujące regulaminy. Świetnie podsumował to Kubica w wywiadzie dla Cezarego Gutowskiego. Kiedyś nie było łkania po każdym wywiezieniu z zakrętu. Kierowca wiedział, że ten od wewnątrz wybiera linię jazdy, więc ten z zewnętrznej zawsze zostanie wywieziony. To było normalne. Teraz mamy „you always need to leave the space”, co jest u samych podstaw absurdalne. Ściganie się polega na znalezieniu jak najszybszej linii, a to z kolei wymaga wykorzystania całej szerokości toru. Przy tak małych różnicach trzeba więc liczyć na błąd. Jeśli z założenia ktoś musi zwolnić, bo z zewnątrz jest atakujący i musi mieć zostawione miejsce, to jest to jednoznaczne z oddaniem lokaty i daniem przewagi atakującemu. Why?

To jest kontynuacja toku myślenia z DRSem, od lat przyświecającego twórcom przepisów F1. Osoba wolniejsza ma przewagę mocy (nowe przepisy), mniejszego oporu (obecne), czy uprzywilejowaną pozycję na torze – nie ważne, czy umie skutecznie zaatakować, broniący się musi zostawić jej miejsce i oddać inicjatywę. Innymi słowy dobre tempo / wyniki / osiągi są karane.

Może więc od razu wprost przejdźmy do kar wagowych, jak to było np. w WTCC, czy jest pośrednio z BoP w WEC? Dlaczego z tym się kryjemy w F1 i szukamy innych nazw? Max świetnie obnażył paradoksalne przepisy i odwrócił ich działanie, wykorzystując nieumiejętnie broniącego się Norrisa, który w Meksyku nie krył wewnętrznej zakrętów. Przegiął, pojechał jak kamikadze, ale… sędziowie i stworzone przez nich, do spółki z zawodnikami, przepisy, doprowadziły do takich absurdów. Verstappen spróbował i przegiął. Jednak w samym zamyśle to co robił, było genialne. Z wykonaniem gorzej, ale znów winne są tory i asfaltowe pasy startowe dookoła. Zauważył to w sumie tylko Robert Kubica we wspomnianym wywiadzie.

Sędziowanie nie jest akurat najmocniejszą stroną… sędziów

Co teraz? Sędziowie przytemperowali Verstappena, ale… przepisów nie naprawiono. Dalej mają luki, które teraz Max szeroko otworzył. Prędzej czy później dojdzie więc do kolejnych kontrowersji, bo Verstappen (czy ktokolwiek inny) będą chcieli te dziury w przepisach wykorzystać. Tymczasem sędziowie będą musieli decydować jak duża ta dziura jest i czy zawodnik się jeszcze w nią zmieścił. Ta ocena będzie zaś, bo nie może być inaczej, subiektywna. To w prostej linii prowadzi do niejednoznaczności i wspomnianych kontrowersji.

Z resztą skład sędziowski wcale nie próbuje ich unikać. Wprost przyznano, że z czerwoną flagą w czasie kwalifikacji do GP Brazylii czekano by… dać niektórym dokończyć okrążenia. Łot? Jak to? Komu dano dokończyć i dlaczego akurat tym osobom, a nie innym? Dlaczego można było ryzykować czyimś zdrowiem i życiem, w imię dokończenia okrążenia przez wytypowanych zawodników? Szczególnie po tragedii Bianchi’ego? Podobne pytania można zadawać o wprowadzenie SC podczas sprintu na Interlagos. Tu jednak sędziowie mogą się tłumaczyć bolidem, który stoczył się bliżej toru, ale… to Ci Panowie nie mogli tego przewidzieć? Serio?

No i dochodzi jeszcze start okrążenia formującego. Start, którego nie było, a zawodnik ruszył. Po pierwsze uważam to za wstyd. Max może znać przepisy na wylot, to jedno. Co innego jednak nie znać podstawowych sygnałów na światłach startowych. Zaznaczam – mówimy o najwyższej serii wyścigowej świata. Kara? 5 000 euro i upomnienie.

Waga przewinienia, waga Verstappena

Przypomnijmy – Norris ruszył do okrążenia formującego, kiedy światła startowe informowały o przerwanym starcie i konieczności czekania na sygnał 10 minut do startu, czyli de facto wyłączenia silnika oraz czekania na obsługę. Nic się nie stało, ale… na torze w tym momencie, w tych warunkach mogli być ludzie. Obsługa toru, stewardzi. Co wtedy? Dla porównania Max Verstappen za przeklinanie w czasie wyścigu został ukarany grzywną 40 000 euro i pracami społecznymi. Ktoś też ma pewien dysonans poznawczy? Dobrze podsumował to na swoim X’ie Patryk Sokołowski mówiąc, że już gorzej w F1 jest przeklinać, niż nie stosować się do świateł. Światła to sygnały sędziowskie przypomnijmy. Podobnie jak flagi, czy komunikaty z systemu pokazywane kierowcom na kierownicy. Paranoja.

Verstappen jest dla F1 pewnym problemem. Problemem o tyle, że taki np. Stroll nie waży się pisnąć na organizację złego słowa i słusznie, bo najpierw powinien nauczyć się odróżniać żwir od asfaltu. Tymczasem za Maxem stoi kilka tytułów mistrzowskich i talent, którego po wyścigach takich jak GP Brazylii, nikt mu nie odmówi. Nawet inni kierowcy. Kiedy organizacja ukarała dwóch z nich, powszechnie uważanych obecnie za będących Top2 stawki – Maxa i Charlesa karami za przeklinanie, stowarzyszenie kierowców F1 od razu wydało ostre oświadczenie. Oświadczenie wprost mieszające prezydenta FIA z błotem i mówiące mu – weź chamie najpierw bacz na swój język, zanim zaczniesz zwracać innym uwagę. Nie przypominam sobie oświadczenia kierowców wydanego tak jednoznacznym językiem, w dodatku wskazującego palcem jedną osobę winną zaistniałej sytuacji.

Max idzie na wojnę nie tylko z sędziami, czy FIA. Idzie także z mediami, szczególnie brytyjskimi, wprost wytykając im faworyzowanie swoich i nawet brak zainteresowania wynikami reprezentantów innych krajów. Ktoś może powiedzieć – no i co z tego? Każde media mogą relacjonować co chcą. Niby racja, przynajmniej do czasu kiedy się nie pamięta, że przemysł F1 i wyścigowy, to w 90% Wlk. Brytania właśnie. Do czasu gdy nie pamięta się, że choćby oficjalny zespół F1 relacjonujący wydarzenia na torze, jest właśnie zespołem brytyjskim. Wtedy sprawa zdaje się bardziej skomplikowana. Z resztą nie tylko Max o niej wspominał. Ostatnio o swojej przeszłości w podobnym tonie wypowiadał się np. Alonso.

Jesteśmy młode wilki i zgniłe jabłka

Wracając już na tor. Bardzo cieszy mnie, że poza popisami Maxa w Brazylii, mamy też w tym sezonie dużo młodych kierowców. Kierowców, z których właściwie żaden nie zawodzi, żaden nie przynosi sobie i zespołowi wstydu. Mało tego – właściwie wszyscy zawstydzają swoich doświadczonych partnerów zespołowych. Największe zaskoczenie tego sezonu, to człowiek najmniej spodziewany, czyli Colapinto. Tak wiem, rozmazał się w Brazylii, ale warunki były skrajnie trudne, a błąd minimalny, acz w najgorszym miejscu toru. Franco pozamiatał od wejścia do F1 nie tylko swojego poprzednika, ale też gloryfikowanego Albona, który pod presją zaczął pękać. Lawson? W trzecim wyścigu od debiutu po raz pierwszy finiszował za Tsunodą. W Brazylii, skrajnie trudnych warunkach, z zerową znajomością bolidu przy takiej pogodzie. Bearman? Znów pojawił się z doskoku i znów na naprawdę trudny wyścig. Szukał wciąż toru jeżdżąc po poboczach? Co z tego, skoro się nie rozbił? W ten sposób poznawał auto, jak widać mu się udało, bo finiszował siedem sekund za Hamiltonem, a także przed Alonso.

Po drugiej stronie skali mamy takie tuzy F1 jak Perez, czy Stroll. O ile w wypadku tego drugiego wiemy, co trzyma go w F1, właściwie kto, to obecności Pereza w topowym zespole nie mogę zrozumieć. Ten facet nie od kilku wyścigów, nie od pół roku, nawet nie od jednego sezonu nie przystoi do zespołu RBR. O ile w minionym sezonie miewał jeszcze krótkie przebłyski, to w tym permanentnie szoruje po dnie. Nie mogę zrozumieć dlaczego RBR i Marko od lat tak chętnie żonglujący nazwiskami, nagle zupełnie zmienił swoje podejście. Co takiego się stało? Czym Sergio sobie zasłużył na specjalne traktowanie?

Jak jest źle to jest dobrze, a jak dobrze to też źle

Mamy wreszcie dwa zespoły które pojawiają się i znikają. Nikt nie wie po co i dlaczego. Pierwszy to Mercedes, który nie ma pojęcia gdzie jest jego forma i dlaczego, tam, a nie gdzie indziej. Ten team podróżuje od zwycięstw, na sam koniec stawki beż żadnej kontroli, albo świadomości swoich działań. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Mercedes – twierdza powtarzalności, pewniak radzenia sobie z problemami nawet w trakcie weekendów wyścigowych, potrafiący zrobić korekty wyprowadzające go na przód stawki. Teraz to regularny chaos i cyrk na kółkach. Od genialnej serii Austria, UK, Belgia, do USA i Brazylii, gdzie zespół zdaje się nie wiedzieć, w jaki sposób podejść do ustawiania ich własnego auta i dają kierowcom to, co wyjdzie. Wychodzi różnie.

No i Ferrari, które przestało grzebać i poprawiać auto, przez co nagle znalazło się w czubie stawki. Jak? Dlaczego? O co chodzi? Czy oni właśnie nauczyli się tego, czego Mercedes zapomniał, czyli po prostu ustawiać samochód, który nigdy nie był zły? Cuda, cuda ogłaszają. W tym wszystkim jest jeszcze Sainz, o którym nie wiem co myśleć. Facet przeskakuje od Meksyku, kiedy zadawałem pytanie jakim cudem ten gość wypada z Ferrari, do Brazylii, gdzie zastanawiam się, jak on się u Czerwonych w ogóle znalazł.

To kierowcy. Ich definiuje jazda, a nie bogaty słownik.

Na koniec kwestia tytułu. Nie wiem kto go wygra, wszystko wskazuje na to, że Verstappen. Co do jego rywali, to można ich podsumować jednym zdaniem, niezależnie od sympatii i antypatii: Norris do zdobycia tytułu jeszcze nie dorósł, a jego zespół mu w tym dorastaniu wcale nie pomógł. Jeśli to zdanie to za mało, można je także zastąpić jednym zdjęciem:

Czas na kolejny „trójniak” i rozstrzygnięcie walki o tytuł!

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading