F1 GP Australii 2023

GP Australii… tor i miejsce, które zwyczajowo dla wielu było początkiem sezonu. Tymczasem wyścig zepchnięty na inną datę nieco zyskał. W tym roku zyskał także sporo kontrowersji.

Co było, to było

Nie wdając się w przebieg samej rywalizacji, którą pewnie śledziliście lub o niej już czytaliście – tak, Red Bull będzie w tym roku autem nie do pokonania, choć ma dziwne wpadki, jak ta z hamulcami Pereza. Tak, Mercedes nadrabia straty, choć Hamilton dalej twierdzi, że nie odnajduje się w aucie i w ogóle jest be. Tak, Ferrari „może za rok”. Na koniec również tak, bo Aston ma stałe miejsce jako trzeci najlepszy zespół z możliwością walki o najniższy stopień podium, czy też wyżej w przypadku potknięcia rywali.

Sam wyścig był całkiem ciekawy i oferował sporo akcji. Takiej niekoniecznie wyścigowej, ale jednak. Z resztą, czego innego się spodziewać po wyścigu, który miał jeden okres VSC i trzy czerwone flagi?

Czerwono mi

To chyba te wstrzymania rywalizacji i ich skutki, budzą największe kontrowersje. Przede wszystkim zasadność pierwszej czerwonej flagi. Żwir na torze powodem wstrzymania rywalizacji? Serio? Dlaczego? Kwestie bezpieczeństwa? Przecież stewardzi mieliby ponad półtorej minuty samotnej pracy na torze za każdym razem, kiedy samochody by ich mijały za Safety Carem. Było to robione tyle razy w historii F1 i nikt nie widział problemu. Bezpieczeństwo kierowców? Bariera nie została uszkodzona, raczej banner na niej wiszący.

Wydawało się, że pierwsza czerwona flaga namieszała sporo. Druga czerwona flaga wywołała nieco kontrowersji, ale to restart po niej nakazał zwątpić w stawkę najlepszych kierowców na świecie. Sama flaga – ok, na początku i ja miałem pewne wątpliwości, ale był elementy leżące na torze i to torze o charakterze ulicznym, a to już niebezpieczeństwo. Szczególnie mając w pamięci wypadek Massy na Hungaroringu. Dla mnie wszystko jasne. OK, może jednak nie wszystko. Dlaczego wywieszono czerwoną flagę? Dlaczego nie zakończono wyścigu za samochodem bezpieczeństwa, kiedy były raptem 3-4 okrążenia do końca i nie zanosiło się na żadną wielką batalię o zwycięstwo? Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zrobiono to by zapewnić „emocje” i show. Jak się później okazało – show z bardzo wysokim rachunkiem. No bo ten restart…

Restartoklizm

Na usprawiedliwienie tak z połowy stawki F1, która ten restart zawaliła powiem, że od razu wyglądało to, jakby kierowcy przeszacowali przyczepność najmiększej mieszanki, którą mieli do dyspozycji. Coś w tym jest, skoro po wyścigu kilku z nich mówiło, że tej karykaturze restartu winne są właśnie opony Pirelli. Lando Norris powiedział wprost: opony miały po 65 stopni Celsjusza. To mało jak na oponę, ale miękka mieszanka powinna nawet przy takiej oferować jakąkolwiek przyczepność, a tej nie było, stąd cały chaos.

Punkt za dobre uzasadnienie i je w pełni przyjmuję do wiadomości, ale… kurde mamy (podobno) do czynienia z najlepszymi kierowcami wyścigowymi świata. W dodatku połowie stawki udało się pojechać całkiem normalnie i bezpiecznie. Druga połowa wyglądała jakby po raz pierwszy odpaliła symulator wyścigów na komputerze, po 10 latach gry w Need For Speed. No ludzie kochani! W dodatku nie wszystko da się zwalić na opony. Sainz nie wyglądał jakby wpadł w poślizg. Owszem lepsza przyczepność pewnie pozwoliłaby mu się bardziej złożyć w zakręt, ale ten bolid nigdzie dramatycznie nie uciekał, on po prostu wjechał w bok Alonso i tyle.

Wybryk hamerykańskiego talentu na tyłach przemilczę. Ja wiem, że jest świeży, ale wbić się z ostatniego miejsca w tył bolidu przed nim, to też trzeba umieć. Do tego dochodzą Stroll i oba Alpine z mocnym akcentem na Gasly’ego, który najpierw niemal władował się w tył czoła stawki, a potem wrócił na tor zgarniając swojego zespołowego kolegę.

Powiem szczerze, cały ten restart wyglądał dramatycznie słabo i był mocną antyreklamą rzekomo najwyższej serii wyścigowej na świecie. Prestiż? Renoma? Dajcie spokój.

Przy zielonym stoliku

No i potem całe to zamieszczanie i wstrzymywanie przez sędziów, którzy jakby przeciągali całość czytając regulaminy i dyskutując co by tu zrobić, żeby żaden zespół nie mógł wytoczyć im procesu. Najpierw zrobili nikomu niepotrzebny restart, na którym ucierpi sporo zespołów, szczególnie przy obecnym limicie budżetowym, a potem wystartowali wyścig tylko po to, by przejechać jedno okrążenie za samochodem bezpieczeństwa. Po co? Co to dało? Chyba tylko odhaczenie do wykonania punktów z regulaminu.

Mamy jeszcze wisienkę na torcie w postaci zakazu robienia rekonesansu toru z użyciem rowerów i innych jednośladów – kierowcy muszą wrócić do dylania i już zapowiedzieli, że tego nie zrobią. Wisienki są właściwie dwie, bo mamy także zakaz… cieszenia się przez zespoły. Hiperbolizuję, ale tak to wygląda. Konkretnie zakazuje się członkom zespołu wbiegania na płot i pitwall oraz machania przez ogrodzenie lub dziury w nim, kierowcom kończącym wyścig. Ergo team nie może okazywać radości z wygranej. Dlaczego? Ktoś kiedyś doznał uszczerbku na zdrowiu w ten sposób? Cokolwiek się stało? Szczególnie, że jest to de facto już po zakończeniu wyścigu.

Sport, ale tylko pod warunkiem monetyzacji

Odnoszę wrażenie, że jeszcze trochę, a F1 zabroni się… ścigać. Zamiast tego będą jedynie przyjmować wpłaty od sponsorów i inkasować za prawa do transmisji bolidów jeżdżących gęsiego po torze, ewentualnie mijających się z użyciem DRS. Torze, który też zapłacił, by F1 łaskawie się po nim przejechała i pokazała jaki to piękny kraj, np. z zamachami i wybuchami w tle (patrz Arabia Saudyjska 2022).

PS. A propos torów – one właściwie już też się nie liczą. Albert Park zaorano robiąc z niego trzy proste przedzielone kilkoma zakrętami i dowalając 70% toru z DRSem i co? Statystyki się zgadzają! „Wyprzedzania” były! Takie wyprzedzania, że nawet komentujący byli kierowcy F1 w czasie transmisji oficjalnie mówili, że chyba ktoś tu przegiął. Byli bardzo delikatni.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading