F1 GP Monako 2022

GP Monako 2022 być może przejdzie do historii jako… ostatnie w nowej erze F1. Czy słusznie? Co się zmieniło, że Monako z perły kalendarza, stało się niechcianym dodatkiem?

Stratedzy Ferrari be like…

Na początek kilka słów o samej rywalizacji w miniony weekend. Ferrari się ośmieszyło. Kolosalnie ośmieszyło i to po raz kolejny. Jakby nic przez ostatnie sześć lat się nie zmieniło, jeśli chodzi o przygotowanie strategów zespołu. Wierzyć się nie chce – czołowy team, mają multum programów, komputerów podpowiadających najlepsze opcje i strategie, a mimo to popełniają takie gafy. Carlos Sainz finiszował na podium tylko dlatego, że… był mądrzejszy od zespołu i sam powiedział im co należy zrobić. Natomiast jeśli chodzi o Leclerca, to jest to już drugi gruby błąd. Pierwszy był na Imoli, gdzie wpakowali go niepotrzebnie w trudną sytuację na torze, co zakończyło się jeszcze błędem Charlesa. Teraz w jednym wyścigu popełnili dwa błędy, bo nawet bez postoju za Sainzem, Leclerc i tak byłby maksymalnie drugi.

Warto przy tym nadmienić, że Leclerc przed pierwszą turą zjazdów miał ponad osiem sekund przewagi nad Perezem. Mimo to Ferrari widząc, jak świetne tempo na przejściówkach ma Sergio, nie ściągało Charlesa po nowe opony. Tym samym dając Red Bullowi czas na odrobienie dystansu. Chaos, chaos, jeszcze raz chaos i wstyd przez katastrofalne błędy. Zespół, który chce walczyć o mistrzostwo nie może sobie pozwolić na takie kolosalne wtopy po kilka razy w sezonie.

Gwiazdy, rozgwiazdy i spadające gwiazdy

Myślę, że oddzielny akapit należy się Gasly’emu, który naprawdę pokazał, że można wyprzedzać na Monako. Nawet w tych ogromniastych i ciężkich bolidach. Na tle reszty stawki jego postawa to naprawdę było COŚ. Warto także dodać, że tempo jakim dysponował Gasly, prawdopodobnie nieprzypadkowo było też podpowiedzią dla Red Bull Racing co zrobić, by przeskoczyć Ferrari.

COŚ, to także kwestia wypadku Micka Schumachera i jego bolidu, który znów się rozpadł. Nie jest prawdą, że bolid rozpadł na pół, jak wiele osób twierdzi. Podczas wypadku Grosjeana rzeczywiście monokok oderwał się od jednostki napędowej. Zostało to uzasadnione przyjęciem siły uderzenia przez pałąk antykapotażowy, podczas gdy cały przód wbił się pomiędzy elementy bariery Armco. W wypadku Micka jednostka pozostała połączona z monokokiem. Oderwała się natomiast skrzynia od silnika. Ciężko więc twierdzić, że FIA powinna nagle przyjrzeć się bolidom HAASa. Konstrukcje przeszły wszystkie wymagane testy bezpieczeństwa i nie rozpadają się jak kiedyś Toro Rosso Buemiego, kiedy zawieszenie nie wytrzymało normalnego hamowania. Jednak… no nie sposób pominąć, że jakoś łatwo te HAASy się dzielą na części. Wątpię jednak by to było obecnie problemem Steinera. Jest nim raczej ból głowy wywołany kosztami całej tej zabawy w dekompozycję aut.

Nagłośniony brak błędów i bezbłędna cisza

Dla odmiany Red Bull nie zrobił w miniony weekend żadnego błędu, a mimo to Pan Jos Verstappen skrytykował zespół za… strategiczne faworyzowanie Pereza. Przyznam szczerze, że podobnej bzdury nie słyszałem od wielu, wieeeeeeeeelu lat. Urzędujący mistrz świata zdecydowanie nie mógł w ten weekend znaleźć swojej najlepszej formy. Tymczasem Perez od początku weekendu prezentował się wyśmienicie. Był lepszy w treningach, kwalifikacjach, a potem w wyścigu. Jadąc na przedzie był naturalnym wyborem do zmiany w pierwszej kolejności. Z resztą Max nie czuł się na tyle pewnie, by zmieniać na przejściówki. To raczej zmiana najpierw u Verstappena, będącego dalej w stawce, byłaby oczywistym faworyzowaniem Holendra.

Także… ja rozumiem, że tatuś, bronienie synka itp. Jednak bycie tatusiem nie oznacza spuszczenia w klopie piątej klepki.

A propos faworyzowania i liderów w zespołach. Perez już jest tylko 15 punktów od Verstappena . Wprost mówi się o zaskoczeniu i podgryzaniu mistrza. Brytyjscy komentatorzy Sky, a więc i oficjalnej transmisji F1, zachwycali się wyścigiem Sergio. Tymczasem w domowej wojnie w obozie brytyjskim jak było cicho, tak jest nadal…. Szzzzzzzz! Nie wolno wspominać o tym, że po raz kolejny Russel złomotał Hamiltona. Lewis znów w żadnym momencie weekendu nie był rywalem dla George’a. Nie był też na drugim końcu stawki, ale nie można mówić o równym zespole. Od początku sezonu mamy widoczną różnicę między nowym kierowcą, a „kierowcą wszech czasów F1”, na korzyść tego pierwszego. Tylko, że to taka tajemnica poliszynela. George jest pogłaskany za kolejny dobry finisz w piątce, Hamilton ROBI WYRAŹNE POSTĘPY, ale żeby czynić jakieś porównanie z siedmiokrotnym mistrzem świata? Gdzieee tam! Po co? Lepiej udawać, że nie ma tematu. Przecież wiadomo, że jakby jakiś młodziak dołączył do… np. Red Bulla i regularnie objeżdżał Verstappena, to też nikt by nie zauważył, prawda?

Tak się kształtuje rzeczywistość i przekaz medialny, który trafia do nas, a my go przyjmujemy za pewnik, proszę Państwa.

Ojej pada

Nie można przejść obojętnie nad tematem rozgrywania tego wyścigu. Rozgrywania kontra pogoda oczywiście. O ile opóźniony start uzasadniono problemami technicznymi z zasilaniem urządzeń do procedury startowej, to to, co działo się później, uzasadnić już trudno. Widać było, no po prostu widać, jak szybko tor przesycha przy jeździe za samochodem bezpieczeństwa. Widząc to zakomunikowałem znajomemu, że niedługo po starcie założą przejściówki i dokładnie tak się stało.

Dlaczego? Dlaczego samochody F1 nie mogą jeździć w deszczu? Dlaczego na torze takim jak Monako, torze mogącym zapewnić emocje wyłącznie w wyniku pokazu umiejętności kierowców, czekano aż tor będzie niemal suchy, by pozwolić na rywalizację? Dyrekcja sama zniszczyła ten wyścig z dość niejasnych przyczyn. Mało tego potem z równie niejasnych, nie pozwolono na start z pól startowych, jak to powinno być w przepisach, a rozegrano go za Safety Carem.

Zupełnie, naprawdę zupełnie nie rozumiem toku postępowania dyrektora wyścigu. Jestem tym bardziej zaskoczony, że był nim w ten weekend Eduardo Freitas. Eduardo ma bogate doświadczenie z Długodystansowych Mistrzostw Świata (WEC). Dość powiedzieć, że tamte wyścigi zatrzymywane są właściwie tylko w momencie burzy nad torem, czy urwania chmury, jak to miało miejsce na Spa-Francorchamps. Dodajmy do tego, że F1 (szczególnie nowe bolidy) odprowadzają sporo więcej wody z toru, „wysysając” ją z asfaltu nowymi podłogami, więc nawierzchnia jest dodatkowo osuszana.

Widzowie byli tak niezadowoleni, że zaczęli żartować o powrocie Masiego, bo był lepszy… Cóż, Masi został wyłącznie ofiarą rozgrywek politycznych Hamiltona i Mercedesa. Wielokrotnie przy tym wspominałem, że odebrał przeszkolenie od Charliego Whitinga i nikogo lepszego na jego miejsce po prostu nie ma. Chcieliście przykład? No to go macie.

Marka F1, czy marka Monako?

Skutkiem całej tej zabawy jest bardzo słaby odbiór GP Monako 2022. Nie to, żeby w minionych latach nie było narzekań, ale takiej ilości zrzędzenia na słynny wyścig jeszcze nie widziałem. Co się stało? Monako, perła w koronie F1, nagle jest brzydkim kaczątkiem?

Cóż… skoro na torze kierowców, nie pozwala się kierowcom ścigać, to zły odbiór nie powinien być zaskoczeniem. To jednak tylko mała część problemu. Zdecydowanie większą jest rozmiar i waga obecnych bolidów. Auta F1 urosły do niewyobrażalnych rozmiarów i choć te na sezon 2022 są ciut mniejsze (Merc 2021 miał 5,7 metra!!!!) to wciąż są duże. Do tego podniesiono wagę minimalną. Tor Monako nie jest po prostu w stanie zapewnić miejsca dla takich kolosów, co z resztą widać po wyścigach innych serii, gdzie mniejsze bolidy dają choć możliwość próby ataku.

Temat rosnących i tyjących bolidów wałkowany był już wiele razy, więc nie będę go rozwijał. Warto jednak zerknąć na charakterystykę prowadzenia tych aut. W czasie wyścigu komentatorzy F1 zachwycali się „wyratowaniem” Sainza na prostej, nazywając to manewrem sezonu. Wszystko fajnie, tylko kilkanaście minut później, identyczną obronę wykonał Tsunoda na wyjściu z tunelu. Tak prowadzą się te samochody. Ciężkie kloce z absurdalnie twardym zawieszeniem, mające mało przyczepności przy małych prędkościach lub gwałtownie ją tracące i równie gwałtownie odzyskujące, gdy tylko aerodynamika załapie i przyssie auto do drogi.

Przykład Makau

Mamy więc tor, który ma być pokazem umiejętności kierowców, ale nie pozwala im się tam zbyt pojeździć. Ma oferować ciekawe wyścigi, ale jest na nim raptem kilka miejsc, gdzie dwa bolidy zmieszczą się obok siebie. Ma być perłą w koronie, a…. już są oficjalne sugestie, że Monako musi się dostosować, by pozostać w kalendarzu. Jeśli wynikiem tego dostosowania ma być poszerzenie (tor w Arabii ma miejscami 12 metrów szerokości!) i zatracenie charakteru oraz wyzwania dla kierowców, to… może lepiej by Monako wypadło z kalendarza? W końcu sam wyścig i legenda wyścigu w Makau mają się dobrze bez F1. Mimo tego, że Max Mosley kiedyś próbował namówić organizatorów, na dostosowanie toru do standardów królowej motorsportów. Odpowiedź brzmiała jednak: wyścig w Makau to zupełnie inny produkt i nie poświęcimy charakteru obiektu.

Może Monako też nie powinno? Zamiast F1 goszcząc inne serie organizatorzy pomogli by wreszcie zrozumieć sporej grupie ludzi, że to nie obiekt, ale seria wyścigowa jest problemem.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading