Ciekawostki: Marcos Mantis XP
W historii motoryzacji są auta, które zapisały się na jej kartach złotymi zgłoskami i obrosły legendą. Są też samochody, które były kompletną klapą, a mimo to po dziś dzień są wspominane i uwielbiane. Marcos Mantis XP zdecydowanie zalicza się do tej drugiej kategorii.
Historia sklejki
Była sobie kiedyś taka mała brytyjska firma, nazwana Marcos Engineering. Produkowała samochody marki (a jakże) Marcos. Samochody charakteryzowały się tym, że miały drewnianą konstrukcję i… były zwykle strasznie szpetne, czy jak kto woli – oryginalne z wyglądu. Co najważniejsze jednak, były budowane głównie z myślą o wyścigach i sprzedaży ich prywaciarzom. W tym ściganiu były naprawdę dobre. Dość powiedzieć, że pierwszym samochodem wyścigowym Jackiego Stewarta był właśnie Marcos GT Xylon. Po wygraniu w tym aucie czterech wyścigów, rok później Stewart był już zawodowcem. Spore sukcesy odnosił też Marcos Mini, a potem model GT.
Jednak Marcos nie mógł osiągnąć sukcesu komercyjnego, mimo prób budowania pojazdów cywilnych. Nie sprzedawały się dobrze, a koszty ich projektowania wprowadziły firmę w tarapaty. Upadła… po raz pierwszy.
Potem Marcos Engineering zostało wskrzeszone i… znów upadło. I tak jeszcze kolejne dwa razy, aż wreszcie właściciele praw się poddali, a chętnych na kolejne zmartwychwstanie zabrakło. Przynajmniej na razie. Tak, czy siak Marcos wypuścił na rynek kilka ciekawych aut, które odnosiły sukcesy w wyścigach i być może są kojarzone przez czytelników urodzonych w latach 90-tych i wcześniej. Przykładem udanego modelu niech będzie choćby Marcos Mantis GT widoczny powyżej.
Marzenie
Założyciele walijskiej firmy – Jem Marsh i Franck Costin – mieli nietuzinkowe podejście do konstrukcji i stylistyki, z którego nie zamierzali rezygnować. Mieli za to pomysł na ambitne auto, mające wystartować w Le Mans 1968 i konkurować z największymi. Walczyć było z kim, bo wtedy w dobowym klasyku rządziły auta takie jak Ford GT40, Porsche 908, Alfa Romeo T33, Ferrari 250LM, czy Alpine A220. Tak właśnie powstał Marcos Mantis XP, czyli auto dla jeszcze świeżej wyścigowej Grupy 6. Właśnie dzięki limitom tej klasy konstruktorzy widzieli szansę dla siebie. Limit pojemności (do 3 litrów) zamykał drogę potężnym potworom wielkich marek, jednocześnie znosił wymogi produkcyjne, więc można było wystawić pojazd w 100% skonstruowany dla wyścigów.
Ten samochód nie mógł być standardowy, jak wszystko od firmy Marcos. Ponieważ ograniczenie trzech litrów pojemności dla Grupy 6, pokrywało się z regulaminami ówczesnej F1, Jem Marsh poszedł na skróty i po prostu zdobył silnik, skrzynię i elementy zawieszenia z Formuły 1. Początkowo auto miało napędzać V12 od BRM, ale ze względu na koszty, ostatecznie do konstrukcji wpakowano silnik V8 Repco, także używany w F1.
Warto nadmienić, że wpakowano ten silnik do konstrukcji wykonanej ze… sklejki. Serio. No dobra nie CAŁA konstrukcja była ze sklejki, a „jedynie” centralny monokok, do którego przytwierdzono przednią i tylną stalową ramę. Reszta była dość standardowa, przynajmniej jeśli chodzi o środek.
Z zewnątrz Mantis XP nie może być pomylony z żadnym innym autem. Budowany z myślą o długich prostych na Circuit de la Sarthe, ma bardzo niskie nadwozie z długim nosem, mającym pomóc w zmniejszeniu oporów. Kabina zaś wykonana jest w większości z przezroczystej pleksy. Przezroczysta jest nie tylko przednia szyba, ale też cała pokrywa przedziału silnikowego, w całości plastikowe drzwi, a pierwotnie przezroczysty był także dach!
Do tego dochodzi futurystyczny design, skrajnie odmienny od opływowych linii aut z tamtego okresu. Tu niby gładkie linie są, ale gdzie tylko się da są przerwane ostrymi wcięciami, kanciastymi wlotami i narożnikami. Auto było niezwykle futurystyczne w 1968 i w sumie wygląda tak po dziś dzień.
Porażka
W ramach rozgrzewki przed Le Mans 24h Marcos wystawił Mantisa XP w 1000km na Spa-Francorchamps. Start okazał się kompletną porażką.
Mantis XP zakwalifikował się z czasem ponad półtorej minuty gorszym od pole position. Warto przy tym nadmienić, że wtedy tor Spa-Francorchamps był używany w znacznie dłuższej, 14-kilometrowej wersji. Niemniej tempo było dalekie od choćby znośnego. Wyścig przyniósł tylko kolejne problemy. Start miał miejsce podczas prawdziwego urwania chmury (jak to na Spa). Pleksiglasowe drzwi Marcosa, bez żadnych dodatkowych uszczelnień, spowodowały dosłownie zalanie auta. Już po pierwszym okrążeniu kierowca zjechał do boksów, w których… wywiercono dodatkowy otwór w podłodze, by woda miała jak uciekać.
Auto przejechało bezproblemowo (pomijając piruet na torze) kolejne trzynaście okrążeń. Potem znów pojawiło się u mechaników, tym razem z usterką alternatora, który po prostu został zalany w tych warunkach pogodowych. Kondycja finansowa firmy była tak słaba, że właściciele nie chcieli ryzykować uszkodzenia silnika, więc auto wycofano.
Jak się potem okazało pierwszy start Mantisa XP, był zarazem jego ostatnim. Potem, w ramach ucieczki przed płaceniem podatków, auto wywieziono do Stanów z podmienionym silnikiem. Jednocześnie okazało się, że Le Mans 1968 zostało przełożone ze względu na protest i niepokoje społeczne we Francji. Marcos Mantis XP nie doczekał się szansy startu na Le Mans, bo gdy to wreszcie wystartowało, jego właściciele mieli dużo poważniejsze problemy na głowie. Mantis XP został sprzedany amerykańskiej rodzinie, która (co ciekawe) ma auto do dziś.
Źródło: Wikipedia | UltimateCarPage