F1 Grand Prix Arabii Saudyjskiej 2022 – wyścig, którego miało nie być
Grand Prix Arabii Saudyjskiej 2022 miało nie być. Powinno nie być. Nigdy. Powodów jest wiele i to nie tylko politycznych. Choć to właśnie głównie one położyły się cieniem na „nowej wspaniałej erze F1”.
Miało nie być
Arabia Saudyjska mocno pracuje na swoje dobre imię na świecie. W turystyce płaci influencerom za przyjazdy i dobre opinie. W sportach motorowych ściąga do siebie największe imprezy: rajd Dakar, Formułę 1. Dlaczego tak mocno pracują nad swoją reputacją? Cóż…. jest to kraj, który powstał dzięki islamskim heretykom o bardzo skrajnych poglądach, którzy w krwawy sposób zdobyli m.in. święte miasta islamu Mekkę i Medynę, ogłaszając się ich obrońcami. Ludziom, którzy od tego czasu nic się nie zmienili, bo krajem wciąż z tylnych foteli rządzi ta sama dynastia, a łut szczęścia sprawił, że na ich terenie znaleziono ropę, przez co mają pieniądze by finansować wszystkie swoje zachcianki i umacniać władzę. Ludziom, którzy wspierali po cichu Al-kaidę i przymykali oko, na to, że to u nich szkolą się terroryści, aż to właśnie Saudyjczycy wbili 11. września samoloty w WTC i wtedy Arabia się wszystkiego wyparła. Ludziom, którzy porywają dziewczynki z ulic, by im wyciąć nerkę potrzebną członkowi rodziny królewskiej lub zlecają morderstwo dziennikarza w konsulacie. Do powyższego się przyznają, jak gdyby nigdy nic.
Wszystko to sprawia, że wyścigu F1 w tym kraju nie powinno być. Nie powinno być tam też Dakaru. Nie ma żadnej różnicy między ściganiem się dziś w Rosji, a w Arabii Saudyjskiej, żeby to wam uzmysłowić. O przepraszam różnica jest – Saudyjczycy mają tyle pieniędzy, że wydają je na dobry PiaR, więc niektórym wydaje się, że jest inaczej. Niestety nie. Mam nadzieję, że wyścig nigdy więcej tam się nie odbędzie, tak samo jak uważam, że Aramco (największe saudyjskie przedsiębiorstwo paliwowe) nie powinno być tytularnym sponsorem F1. To wprost pobieranie pieniędzy od morderców i pokazywanie, że jeśli tylko kasa się zgadza, to zachodowi jest wszystko. Mam nadzieję, że nie jest.
To co stało się przed wyścigiem – atak rakietowy w pobliżu toru, rozmowy do późna, pogłoski od BBC o tym, że władze „delikatnie” zasugerowały, że jeśli kierowcy nie pojadą, będą mieli problem z wyjazdem z kraju… to nic nowego. Podobne szantaże w wykonaniu władz Arabii już miały miejsce. Dlaczego ktoś jest zaskoczony? Dlaczego ktoś wciąż przymykał oko? Mam nadzieję, że teraz to się zmieni. Oby.
ale był i to całkiem niezły
No dobrze, może nieco o samej rywalizacji. Pole position Pereza było bardzo zaskakującą i w sumie – nieco smutną odmianą. Dlaczego smutną? Bo gościu jeżdżący w topowym teamie, otwarcie uznawany za najlepszego partnera Verstappena od lat, w niczyjej głowie nie był pretendentem do zdobycia pierwszego pola startowego. Może wreszcie Sergio zacznie być bardziej doceniany? 😉 Wyścig niestety w tym nie pomógł, bo zbieg okoliczności sprawił, że Perez stracił za Safety Carem i przy tak wyrównanej stawce, nie był w stanie się z tych strat wygrzebać. Skończył czwarty i (można powiedzieć) znów był niewidoczny, choć tak naprawdę jechał na równi z Ferrari, które raptem tydzień temu zaorało całą stawkę. Warto to pamiętać.
Safety Car przetasował czołówkę na tyle, że nagle Verstappen, który dotychczas wyglądał jakby miał zakończyć wyścig nawet poza podium, znalazł się za Leclerciem, a to było początkiem ostrej rywalizacji. Znów przeproszę za bycie fanem Charlesa, ale naprawdę uważam, że po raz kolejny pokazał jak inteligentnym jest człowiekiem i kierowcą. Pięknie ograł Maxa dwukrotnie na detekcji DRS, kiedy mistrz świata widząc miejsce na torze, po prostu ślepo w nie wjeżdżał, nie zastanawiając się, co będzie za kolejnym zakrętem. To coś, czego Hamilton nie potrafił. Leclerc taki rodzaj torowej inteligencji pokazuje za to już nie pierwszy raz. Wielki szacun za to.
Sukcesem z DeReSem
Oczywiście walka tej dwójki otworzyła pole do kolejnej dyskusji o absurdzie DRS. Z jednej strony wszyscy chwalą nowe auta, bo można jechać bliżej siebie. Z drugiej kierowcy wciąż przyznają, że gdyby nie DRS to… nie byłoby wyprzedzania. No to jak jest z tym sukcesem? Nie do końca to rozumiem. Sam system po raz kolejny zaś pokazał swoje durne oblicze. Wybaczcie, ale (choć nie ukrywam, że obserwowanie tych gierek czołowej dwójki sprawiło mi frajdę) całość była absurdem i jakąś poniżającą karykaturą królowej sportów motorowych. Oto kierowcy walczący o zwycięstwo nie muszą jechać jak najszybciej, nie muszą wykazać się talentem. Muszą ustąpić rywalowi, bo będąc za nim i hamując awaryjnie na pustym torze wyścigowym, dostaną przewagę przysługującą wolniejszemu zawodnikowi. Przecież to jakiś kompletny kretynizm i zaprzeczenie wyścigów oraz ducha sportowego.
W dalszym ciągu nie jest optymalnym układem walka dwóch liderów kilometr przed resztą. W normalnym układzie nikt z nich by nie pozwolił sobie na takie zabawy ze zwalnianiem, bo zaraz zostali by złapani przez trzeciego zawodnika, a ten by ich pogodził. Zamiast tego mamy walkę liderów ORAZ w środku stawki. Dobre i to… chyba?
Równo, równiej… o! Russell!
Wspomniany środek był naprawdę wyrównany. Grand Prix Arabii Saudyjskiej 2022 można chyba też uznać za oficjalny koniec miłości w Alpine, po tym jak Ocon agresywnie i na granicy przepisów blokował Alonso. Fernando był wyraźnie szybszy i musiał się ratować się swoim refleksem, by oba bolidy w różowych barwach nie zostały skasowane po manewrze Estebana na prostej. Szkoda, że z rywalizacji odpadł Bottas, a ostatecznie także Alonso, ale w środku stawki naprawdę się działo. Nawet McLaren był w stanie dołączyć, w co nie wierzył chyba nawet sam zespół. Nie do końca wprawdzie rozumiem, czemu chwilami zamiast walki 4 bolidów łeb w łeb, musieliśmy oglądać onboard pałętającego się z tyłu Hamiltona wyprzedzającego Astona Martina na prostej z DRSem…. a potem jeszcze oglądać powtórkę tego wyprzedzania, ale może to przemilczę.
Skoro już jesteśmy przy Hamiltonie i jego zespole. Myślę, że warto poświęcić zdanie na Russella, który dostaje zdecydowanie za mało uwagi, jakby nawet media brytyjskie wciąż widziały tylko Lewisa. George nie ustępował Hamiltonowi w pierwszym wyścigu, a w drugim go złomotał. Serio. Mówimy o młodym gościu, debiutującym w pełnym sezonie z nowym zespołem. Wybaczcie, ale gdyby w tym sezonie do RBR dołączył np. Ocon i od pierwszego wyścigu był na równi lub lepszy od Verstappena, to byłaby to sensacja. Dlaczego w Mercedesie jej nie ma? Nie wiem, ale brawa dla Russella są jak najbardziej na miejscu.
Przed nami weekend przerwy, a potem wczesne wstawanie na Grand Prix Australii. Dziwnie to będzie, tak przy trzecim wyścigu. Nie wiem jak wy, ale ja wciąż mam to skojarzenie z wczesną pobudką na inaugurację nowego roku z F1, ale cóż, czasy się zmieniają 😉 .
Źródło: fronda.pl