F1: dziwne newsy na horyzoncie?
Jeśli myślicie, że brak wyścigów oznacza w F1 brak akcji, to grubo się mylicie. Przed nową erą roszad w kuluarach jest co nie miara, a saga z Lewisem Hamiltonem tylko dolewa oliwy do ognia.
Przed nową erą w F1 następuje więcej zmian na tyłach, niż w składach kierowców. Ilość inżynierów mieszających się między Red Bullem i Mercedesem, czy zespołami ze środka stawki, naprawdę przytłacza. Aż trudno za wszystkim nadążyć i wymieniać po kolei. Nas najbardziej interesuje oczywiście odejście Marcina Budkowskiego z Alpine i jego potencjalne dalsze losy.
Marcin Budkowski
Odejście Budkowskiego z Alpine jest tym bardziej dziwne, że zespół nieźle się rozwijał. Jednak wedle informacji rozwiązanie umowy miało miejsce z woli samego warszawiaka. Powodów nie znamy, ale jest sporo układanek, do których mógłby pasować. Pierwszą było zastępstwo za Szafanuera w Astronie Martine i podmianka obu Panów między zespołami. To się nie wydarzy, bo zastępcą Szafanuera w Astonie ogłoszono już Mike’a Kracka. Nazwisko może dla niektórych nowe, ale wcale takie nie jest. To inżynier odpowiedzialny głównie za podwozia. Pracował w BMW Sauber, także kierował programem technicznym dla sportu w BMW w ogóle, programie Porsche w WEC i kilku innych miejscach.
Podobno ważą się także losy naszego idola Gunthera w Haasie, ale… w to nie wierzę. Poziom absurdu w zarządzaniu tą ekipą pokazuje, że Steiner idealnie tam pasuje i jest dopasowanym trybem w tej maszynie chaosu, zmierzającej donikąd. Gdzie zatem miejsca może szukać Budkowski? Cóż, tu wkracza kwestia byłego pracodawcy i opery mydlanej z Lewisem Hamiltonem w roli głównej.
Mercedes kontra FIA
Jak wszyscy wiemy, serial z Lewisem trwa. Niby teraz nieco ucichło, ale wciąż w mediach szumi od rozważań „odejdzie, czy nie?”. Wszyscy wiemy, że zostanie. Wszyscy wiemy też jednak, że Hamilton świetnie wie jak zgrywać aniołka, biedne bożyszcze zbawiające świat i niewinnego chłopaczka. Kto nie wie, niech przeczyta książkę „Mechanik”. Tam wam Brytyjczyk wytłumaczy, jak szybko Hamilton nauczył się w F1 odgrywać teatr.
Otóż teraz w całej tej mydlanej operze Hamilton jest aktorem i reżyserem, ale sponsorem i właścicielem teatru jest Toto Wolff, który w tej roli czuje się nad wyraz dobrze. Generalnie to, co działo się po finale minionego sezonu i cała szopka trwająca po dziś dzień, te wywiady w czarnych żałobnych ubiorach, zastanawianie się „czy biedny Hamilton, który zwątpił w ten sport, będzie w stanie się podnieść?”… wszystko to przyprawia mnie już o mdłości. Naprawdę Ci dorośli ludzie nie wiedzą, że to zakrawa już o pastisz i autoironię? Że narażają się na śmieszność?
Wracając do konkretów jednak. Podobno Mercedes mocno ciśnie na pozbycie się Masiego. Masiego, który niczym nie zawinił. Osoby, które nie rozumieją mojego stanowiska ponownie zaproszę do mojego tekstu o finale. Mam jednak wrażenie, że tu już nie chodzi o to, kto i dlaczego. Nawet Mercedes dobrze wie, że to nie jest wina jednej osoby. Tam przecież nie pracują przypadkowe osoby, tylko naprawdę łebskie osobistości i na pewno wiedzą to, co każda postronna osoba może wywnioskować. Tu chodzi o pokazanie władzy i zdobycie jeszcze większej. Pokazanie, że zespół ma wpływ na kształt FIA, a to już zaczyna być niebezpieczne.
FIA podsyciła tylko spekulacje, publikując struktury organizacyjne bez Masiego. Czy się ugną? To by było bardzo źle. Po pierwsze wywalenie Masiego nie rozwiąże właściwego problemu. Po drugie da gigantyczną władzę Mercedesowi. Po trzecie dla wielu będzie to potwierdzeniem, że… tytuł powędrował do nie tej osoby, co powinien. Tak oczywiście nie było, ale kto z grupy ślepych fanów rzeczywiście wczytuje się w przepisy?
Możliwe jest więc rozwiązanie pośrednie, w którym do FIA wraca Marcin Budkowski w roli… no właśnie – kogo? Zastąpienia Masiego? Towarzyszenia mu przy boku? Każde rozwiązanie jest de facto powieleniem tego co powyżej, czyli zakwestionowaniem decyzji Masiego i przyznaniem racji (oraz władzy) Mercedesowi. Jeśli nie FIA, to gdzie? Skoro Budkowski sam rozwiązał umowę, to raczej nie przegląda obecnie nerwowo ofert w gazetach, tylko dobrze wie, gdzie następnie skieruje swoje kroki.
To jednak nie koniec dziwnych newsów i układanek. Kolejne dotyczą pojawienia się w F1 Audi oraz… Porsche!
Koncern VAG zmierza do F1
Co do Audi, to robi się już z tego kolejna, obok Hamiltona, mała epopeja. Najpierw w sieci pojawiły się pogłoski, że Audi chce wykupić McLarena. Potem pojawił się artykuł twierdzący, że to już się stało i umowa została podpisana. Następnie mieliśmy oficjalne dementi ze strony grupy McLarena. Teraz z kolei mamy nowe informacje twierdzące, że… umowa, jak najbardziej, wciąż jest „na stole”.
Nie wiadomo co, gdzie i jak. Wiadomo jednak, że ostatnio McLaren przynosi straty, a grupa Volkswagena tak ograniczyła zaangażowanie w sporty motorowe, że najwidoczniej znów im tego brakuje. Jak wiemy działania Volkswagena bywają bardzo niebezpieczne, bo najpierw wznieśli nimi rywalizację w WEC na wyżyny i jeden z najlepszych okresów rywalizacji długodystansowej w historii, a potem… niemal zabili tą dyscyplinę. Do F1 też (podobno) chcą wkroczyć szerokim frontem i wejście Audi, ma być połączone z wejściem Porsche. Formuła 1 nie stoi jednak niemieckimi producentami, więc ich odejście także nie spowoduje gigantycznej pustki.
Niemniej Audi ma wykupić lub nawiązać bardzo bliską współpracę z McLarenem. Dość powiedzieć, że role dyrektorów niewykonawczych (czyli nie wiem co, dostają pieniądze i nic nie muszą?) objęli w McLarenie ostatnio dwaj nowi Panowie. Stefan Jacoby kiedyś był prezydentem Volkswagena, a Michael Macht poprzednio także pracował w Volkswagenie i przewodniczył Porsche. Coś dużo tych przypadków, nie?
F1 911?
Temat Porsche jest nie mniej ciekawy, bo firma ma oferować swoje usługi… Red Bullowi. Konkretnie po zakończeniu współpracy z Hondą, to Porsche ma zostać partnerem silnikowym. Jeśli nie dla teamu głównego, to chociaż dla zespołu AlphaTauri. Na początek.
Gdyby powyższe umowy nie wyszły, grupa Volkswagena ma dysponować „planem ratunkowym” dla swoich pieniędzy, z którymi nie mają co robić i wejść we współpracę z Williamsem i Haasem. Docelowo, choć to będą oddzielne zespoły, to duo Volkswagena ma we współpracy zagrozić znanemu status quo w F1. Niezły kosmos, nie? Warto też podkreślić, że VAG nie rozrzuca pieniędzy bez sensu. Obecnie jedynym sensownym kierunkiem do wejścia w F1 na znośnym nie-haasowym poziomie, jest kupno gotowej fabryki i zaplecza, a nie budowa jej od zera. Mimo tego nawet, że podobno zespoły niemieckiej firmy mają dołączyć do stawki dopiero w 2026. McLaren dysponuje naprawdę mocnym zapleczem, stworzonym jeszcze przez Rona Dennisa.
Już za chwilkę, już za momencik
Ile z tych plotek, pogłosek i teorii jest prawdą – tego nie wie nikt. Przynajmniej do czasu oficjalnego ogłoszenia. Powoli jednak zaczyna się wydawać, że umowa Audi i McLarena staje się tajemnicą poliszynela, a to mocno urzeczywistnia resztę pogłosek krążących po sieci.
Na szczęście pierwsze testy, prezentacje bolidów, które nie będą miały nic wspólnego z rzeczywistością, do czasu jak nie wyjadą na tor oraz powrót „zmartwychwstałego” Hamiltona, już niedługo 😉 .