Pięć na piątek: niesamowite ciężarówki

Dziś w pięć na piątek zdecydowanie więcej, niż CZTERY kółka, ale to wcale nie znaczy, że ilość przedkładamy nad jakość!

Jeśli myślicie, że ciężarówki nie mogą być ciekawe, to się grubo mylicie. Jeśli myślicie ponadto, że Amerykanie potrafią robić tylko plastikowe muscle cary, które nie skręcają, to… pewnie macie racje 😉 . Musicie jednak wiedzieć też, że poniższa kategoria jest zdominowana przez konstrukcje właśnie z USA. Co jak co, ale na tych potężnych maszynach ludzie zza oceanu, to się akurat znają.

5. Ford Big Red

Amerykański „wynalazek” z lat sześćdziesiątych. Tak się złożyło, że na World Expo 1964 Ford pokazał pewien nowy samochód nazwany Ford Mustang, a obok niego ciężarówkę nazwaną Big Red. Ta ciężarówka była eksperymentem, mającym prezentować szansę na nową drogę dla transportu drogowego. Oooogromna, bo mierząca niemal 4 metry wysokości i niemal 30 metrów długości (wraz z podwójną naczepą) konstrukcja, napędzana była 600 konną turbiną gazową.

Jak często z takimi wynalazkami bywa – coś nie wypaliło. Konkretnie to technologia turbin gazowych. Niepraktyczne w codziennym użytku, z dużym spalaniem i gorącymi gazami wylotowymi, wtedy też niezbyt wytrzymałe. No nie mogło się to po prostu udać. Konstrukcja popadła w niepamięć i zaginęła na lata. Co ciekawe w tym roku udało jej się ją odnaleźć ekipie amerykańskiego serwisu The Drive, a całą historię przeczytacie tutaj.

4. GM Futurliner

Futurliner został zbudowany przez GM na „Paradę postępu”, czyli wędrujące po Stanach show, mające pokazać przyszłość z perspektywy wynalazków w dziedzinie maszyn, produkcji i transportu. Pojazdy były tak naprawdę mobilnymi boksami wystawowymi. W każdym otwierał się cały bok i prezentowano co innego. W jednym silnik odrzutowy i przyszłość lotnictwa. W kolejnym można było poczuć różnicę w prowadzeniu auta ze wspomaganiem i bez. Jeszcze kolejny pokazywał jak większa kompresja wpływa na efektywność silnika spalinowego. Były też mobilne kioski z pamiątkami i otwierająca się scena do wykładów. Całość działa się w latach pięćdziesiątych i była zupełnie darmowa. Miała pokazać potęgę GM i jego produktów. Show dość mocno odcisnął się w pamięci Amerykanów, a jeszcze mocniej odcisnęły się, legendarne już, pojazdu nazwane Futurliners.

Zbudowano ich 12, podobno istnieje jeszcze dziewięć, ale większość z nich w stanie dalekim od perfekcyjnego. Zbudowane w stylu art deco wozy robiły swego czasu ogromne wrażenie i trzeba przyznać – wyglądają świetnie nawet dziś. Do kabiny o kosmicznym kształcie, wchodzi się po schodach ukrytych za drzwiami na przedzie wozu. Poza tym jest to dość zwyczajny pojazd, jednak przez historię parady, wspomnienie potęgi amerykańskiej gospodarki i ówczesne marzenia o przyszłości rodem z filmów sci-fi, Futurlinery mają dziś niebotyczną wartość. Dość powiedzieć, że kilka lat temu jednego sprzedano za 4 miliony dolarów.

3. Antarctic Snow Cruiser

Czy to samochód? No nie. Czy to ciężarówka? Może. Czy to mobilna stacja na biegun? Tak! Przynajmniej wedle jej twórcy. Antarctic Snow Cruiser powstał, gdy Ameryka budowała swoje bazy na biegunie. Napędzany był dwoma silnikami diesla, które generowały prąd dla siników elektrycznych przy każdym z kół. Jakby tego było mało, wszystkie wspomniane koła były skrętne, ale to wciąż nie wszystko! Wszystkie miały niezależne, sterowane zawieszenie. Po co? Ano po to, żeby podnieść koła jednej osi, położyć pojazd „na brzuchu”, przepchnąć drugą osią auto nad rozpadliną w lodowcu, opuścić koła, a podnieść drugą oś, przeciągnąć resztę auta i jechać dalej. Mało tego można było podnieść wszystkie koła na raz i ogrzewać opony spalinami z silników diesla. W końcu to miała być mobilna baza na Antarktykę!

To jednak właśnie opony były zgubą Snow Cruisera. Gdy dotarł na biegun nie przejechał bowiem nawet 4 kilometrów. Wszystko przez ogumienie przygotowane przez firmę Goodyear, która z jakiś powodów stwierdziła, że najlepsze na biegun będą zupełnie gładkie balony, niczym same dętki przypięte do felg. Przyczepności oczywiście nie było, a pojazd właściwie nie mógł się poruszać po śniegu. Można się śmiać, ale pamiętajcie, że pojazd powstał w 1939 roku! Właściwie nie było jeszcze wtedy kategorii opon zimowych i właśnie to zawiodło. Reszta wyposażenia jak na ówczesne czasy była naprawdę imponująca.

Trzydzieści cztery tony masy, 17 metrów długości, pokład dla samolotu, pomieszczenia dla pięciu osób załogi i ogromny zapas paliwa. Wszystko to zdało się na nic w starciu gładkich opon ze śniegiem. Pojazd przez jakiś czas funkcjonował jako stacjonarna baza, po czym został porzucony. Potem kolejne ekspedycje jeszcze go odkrywały pod śniegiem, aż w końcu kawał lodu na którym spoczywał oderwał się, a sama konstrukcja najprawdopodobniej opadła na dno oceanu.

2. Pociąg lądowy US Army

Dobra – nazwa to pociąg, no ale popatrzcie tylko, przecież na zdjęciach widać samochody. Ciężarówki raczej. Prawdziwe kolosy!

Co to za wynalazek? Ano w czasach zimnej wojny Amerykanie dogadali się z Kanadą, by zbudować na ich północnej granicy linię radarów, mającą ostrzegać Stany przed nalotem samolotów, które mogły transportować choćby głowice nuklearne, czego obawiano się wtedy najbardziej. Gdy już wszystko ustalono, ktoś jeszcze musiał te radary zbudować. Nie było to takie proste, bo pamiętajmy, że mamy do czynienia z jednym z najbardziej odludnych terenów na Ziemi, w dodatku z niesprzyjającym klimatem. W końcu to koło podbiegunowe.

Całą historię dostaniecie w filmie powyżej, ja tylko powiem, że skończyło się na pociągach lądowych, będących największymi terenowymi maszynami, kiedykolwiek poruszającymi się po Ziemi. Lokomotywa, bo tak nazywano pierwszy segment, wyposażona była w turbiny gazowe, które w połączeniu z generatorami produkowały prąd zasilający silniki elektryczne w każdym z kół tego kolosa. Mało tego dodatkowe turbiny były umieszczone na kolejnych wagonach, a całość miała prawie 200 metrów i dysponowała mocą 5000 koni mechanicznych. Na jednym tankowaniu to coś mogło uciągnąć 150 ton i przejechać 640 kilometrów terenu.

1. Renntransporter

Czy to najpiękniejsza ciężarówka w historii motoryzacji? Prawdopodobnie. Czy to najpiękniejsza laweta? Na pewno. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Mercedes potrzebował samochodu, który szybko przewiezie ich wyścigówki z toru, do fabryki. Chodziło o jak najszybsze dokonanie napraw. W 1952 roku rozpoczęto prace nad projektem, a w 1954 Renntransporter był gotowy. Miał przewozić auta nie tylko szybko, ale i stylowo. Tak, wtedy się czymś takim przejmowano. Wynikiem podejścia firmy była niesamowita ciężarówka, wzbudzająca nieraz większy zachwyt niż same bolidy, które przewoziła. Trzeba przy tym pamiętać, że „na pace” miała takie legendy jak Merc W196! Nie tylko wygląd był nietypowy. Wnętrze wyciągnięto z W180, ramę z 300 S coupe, a pod maską pracowało V6 z 300 SL! Całość (z ładunkiem!) miała się rozpędzać do 170 km/h przy masie koło 3 ton.

Kariera Renntransportera nie trwała długo, bo już w 1955 na Le Mans 24h miał miejsce najtragiczniejszy wypadek w historii sportów motorowych. Mercedes wycofał się z rywalizacji na wiele lat. Piękna laweta nie była już potrzebna i decyzją kierownictwa została… zezłomowana. W 1995 roku ktoś w Mercedesie poszedł po rozum do głowy i rozpoczął się projekt rekonstrukcji samochodu. Choć raczej należy to nazwać budową repliki. Co ciekawe zadanie powierzono zewnętrznej firmie, a było to nie lada wyzwanie. Nie ostała się kompletnie żadna dokumentacja, tylko informacje o wymiarach pojazdu, masie i osiągach, a także niemal 30 zdjęć. To wszystko.

Po sześciu latach zaprezentowano gotowy pojazd i cóż… cieszy oko bardziej, niż niejeden współczesny „piękny” samochód.

To co? Ciężarówki też mogą być ciekawe, prawda? 😉

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading