Elektryki na wojnie
Czy tego chcemy, czy nie, elektryczna motoryzacja wkracza w nasze życie coraz bardziej. O ile u nas to dopiero początki, to dla sporej części zachodniego świata elektryki są już normą, a samochód elektryczny = Tesla.
Ten znak równości od kilku lat starają się zmienić europejskie koncerny, które początek tej wojny przespały, a teraz starają się rozjechać konkurencję, kosztem dużo wyższych nakładów. Problem w tym, że nawet pieniądze nie są w stanie przykryć popularności zdobytej przez markę Tesla w USA. Nawet spore i żenujące niedoróbki, nie są w stanie zniechęcić ludzi do zakupu tych samochodów. Tesla stała się (szczególnie w USA), czymś jak iPhone, a jeszcze wcześniej iPod. Masz smartphone’a, czy iPhone’a? Masz elektryka, czy Teslę? Taki jest wybór.
Mercedes, Audi i inni próbują. Nawet Rolls-Royce właśnie zapowiedział, że od 2030 będzie w pełni elektryczny. Wydaje się jednak, że nikt nie jest w stanie zmienić status quo, a Tesla może wypuszczać jedynie kolejne wersje tego samego modelu, a i tak zdominuje rynek. Teraz jednak jest szansa, że się to zmieni, bo konkurencja przyjdzie dla Tesli z rodzimego podwórka. Na rynek wreszcie wkraczają dwie amerykańskie firmy, które znając błędy firmy Elona Muska, po prostu ich nie popełnią, a ulepszą to, co i tak już było dobre.
Rivian gotowy
Pierwszą z nich jest firma Rivian, o której pisałem już wcześniej. Startup rozkręcał się już od 2009 roku, inkasując wsparcie m.in. od Amazona. Nastawiają się przy tym na produkcję typowo amerykańskich aut jak pickupy i SUVy, ale w wykonaniu elektrycznym. Kupili m.in. starą fabrykę Mitsubishi. Testowe prototypy ich pojazdów można było zobaczyć w Stanach już przed pandemią. Celem było – a jakże – zrobienie tego co robi Tesla, ale nie popełniając jej błędów i uderzając w pickupy właśnie, czyi ukochane auta Amerykanów. Trzeba było wyprzedzić Cybetrucka.
Pojawiają się już w sieci pierwsze testy egzemplarzy przedprodukcyjnych, bo te właściwe mają trafić do klientów już w 2022. Opinie są nad zwyczaj pozytywne. Pojazd ma wiele dodatkowych skrytek, których nie można było utworzyć w autach spalinowych, choćby duży schowek przed tylną osią. Osiągi ma… no, aż za dobre jak na półciężarówkę, czyli 3 sekundy do setki, cztery silniki po jednym na koło, dające świetne właściwości terenowe, zasięg od 500 kilometrów, do 640 z powiększoną baterią. Do tego multum akcesoriów, włącznie z turystyczną kuchnią wysuwaną ze schowka.
Choć auto ma amerykańskie, czyli dla nas Europejczyków, dość plastikowe wnętrze, to chyba udało się najważniejsze – nie ma takich problemów jakościowych jak produkty Elona Muska. Przynajmniej takie są raporty od dziennikarzy. Rivian miał już czas dopracować swoje linie, bo tak naprawdę nie jest to pierwszy model marki. Od jakiegoś czasu produkują już elektryczne auta dostawcze dla Amazona.
Ponadto wszyscy zgadzają się, że samochód prowadzi się bardzo dobrze tak na bezdrożach, jak i na nitce asfaltu, co nie jest typowe i łatwe dla półciężarówek. Jeśli całość uda się utrzymać w produkcji seryjnej, to może się okazać, że Rivian będzie tym dla amerykańskiego pickupa, czym Tesla była dla motoryzacji elektrycznej – niemałą rewolucją.
Lucid Air
To nie koniec problemów Tesli, bo na horyzoncie jest kolejny mocny konkurent. Ten z kolei uderza zdecydowanie bliżej modeli firmy Elona Muska, choć w klientelę oczekującą więcej luksusu. Mowa o Lucid Motors. Firma i jej produkty są jeszcze ciekawsze niż to, co oferuje Rivian. Prezesem Lucid Motors jest Peter Rawlinson. Kto to? Ano facet, który był głównym inżynierem w Lotusie, a potem głównym inżynierem modelu S, w Tesli oczywiście. Niezłe papiery. Pan Rawlinson uważa, że kluczem do sukcesu pojazdów elektrycznych, jest miniaturyzacja komponentów napędu. Dlatego np. tylny silnik Tesli S P85 ważył 133 kilo, dając niecałe 460 koni, a silnik Lucid Air, czyli pierwszego modelu firmy, waży 74 kilo i może dawać 740 koni mechanicznych!
To w sumie tylko początek. Ciąg dalszy to ich własne, opatentowane światła w technologii Micro Lens. Do tego całkiem fajny wygląd, bardzo „czysty” i nie bez powodu – auto ma świetny współczynnik oporu powietrza. Najważniejsza jest chyba jednak bateria, czyli aż 113 kWh i 700 kilometrów zasięgu. Takiego prawdziwego, a nie w testowych, sterylnych warunkach, kiedy jedziecie bez klimatyzacji, radia i przyśpieszania, czy zwalniania. Do tego wykonane w standardzie wyższej klasy (jak na Stany) wnętrze. Takie z prawdziwego zdarzenia, a nie jak w Tesli panel z telewizorem na środku i to tyle, za to z czasem brakującymi elementami. Ba! W Lucid Air pracują ludzie myślący i nie zrezygnowali nawet z kilku fizycznych przycisków, na przykład do sterowania głośnością, czy temperaturą. Tym samym opierają się pladze ekranów, która trapi nawet najnowsze Mercedesy.
To luksusowe auto dysponujące mocą ponad tysiąca koni, komfortowym wnętrzem i zasięgiem, który dla wielu osób jest wystarczający, nawet by jechać na wakacje, a wieczorem w hotelu podpiąć auto do ładowania. Do tego wedle pierwszych opinii prowadzi się zaskakująco dobrze i zwinnie, jak na tak duży i ciężki pojazd. Haczyk? Pewnie cena na poziomie 170 tysięcy dolarów… Trochę im dojście do tego poziomu czasu zajęło, bo pierwotnie samochód miał być w sprzedaży od 2019, a ostatecznie sprzedaż rozpocznie się w 2022. Chyba jednak warto było czekać.
Mimo wszystko, trzeba jednak zauważyć, że wreszcie są amerykańskie firmy, realnie oferujące coś, co bije Tesle na jej własnym gruncie. Oczywiście nie jest to konkurencja modelu 3, ale kto mówi, że Lucid (podobnie jak Tesla) nie zacznie od limuzyn, by potem wypuścić model „dla ludu”? No i nie zapominajmy o Rivianie. Ci Panowie już pobili Teslę na jej własnym gruncie, wypuszczając pickupa przed Muskiem i to na tyle dobrego, że Cybertruck może stać się jedynie obiektem zainteresowania celebrytów, chcących zaszpanować w mieście.
To co? Koniec dominacji Tesli?