F1 Grand Prix Hiszpanii 2021

Grand Prix Hiszpanii 2021 – te kilka słów wywołuje u wielu fanów wyścigów westchnienie i planowanie weekendu na cokolwiek innego, niż nudny wyścig. Czy tegoroczna rywalizacja na torze w Katalonii dostarczyła jakichkolwiek emocji?

Mało

Treningi przed wyścigiem przebiegały… no, zgodnie z oczekiwaniami. Nie zmienił ich nawet nowo wyprofilowany zakręt nr 10, który tak naprawdę odebrał kolejny z niewielu punktów do wyprzedzania na obiekcie. Mercedesy i Red Bulle były najszybsze. Całkiem dobrze prezentowały się też bolidy Ferrari i o dziwo Alpine, które wydawało się wykonać ogromny skok. Mimo wszystko wyglądało jednak na to, że to Mercedesy będą rozdawać karty i bić się o najlepszy czas wkalifikacji. Wyglądało tak do ostatniej sesji, kiedy nagle Verstappen wykręcił komfortowo najlepszy czas. Komfortowo na tyle, że dystans do Mercedesa za nim wynosił ponad pół sekundy (!), aż Hamilton wykręcił lepszy czas i zmniejszył stratę o połowę, czyli wciąż wynosiła ponad 0,2 sekundy. Na standardy F1 to wciąż dużo. O dziwo także Ferrari było niedaleko za Lewisem.

Niewiele

Jak zwykle to kwalifikacje miały się okazać weryfikacją realnego tempa na jednym okrążeniu. Dość dużym szokiem było odpadnięcie w pierwszej sesji Yuki Tsunody, doprawione nieciekawym potokiem słów z ust kierowcy, sugerującym nawet, że Japończyk ma inny bolid niż Gasly. Prawda jest taka, że po niezłym debiucie Tsunoda radzi sobie po prostu coraz słabiej i nie chodzi nawet o tempo, ale błędy (Imola). Komentarze które rzuca świadczą zaś, o coraz większej presji, jaka zalega mu na plecach. Ostatecznie odpadł kierowca AlphaTauri, Latifi, Raikkonen po zadziwiająco słąbym występie oraz tradycyjnie dwójka Haasa.

W drugiej sesji nieco bez niespodzianek. Nie dość, że wszyscy wybrali identyczną strategię co do opon (miękkie), to znów odpadłcały Aston Martin, w towarzystwie Giovinazziego, Gasly’ego i Russella, któy tym razem nie był w stanie zbliżyć się do czołowej dziesiątki. Ostatnia część kwalifikacji była za to nieco dziwna. Po pierwszym przejeździe o włos na prowadzenie wyszedł Hamilton. Miał przy tym nieco szczęścia, bo na torze obrócił się Perez i żółte flagi zniknęły na czas przed nadjeżdżającym bolidem Mercedesa. Niemniej kwalifikacje w wykonaniu Sergio znów zapowiadały się na słabe.

Drugi przejazd był jeszcze dziwniejszy. Cała czołówka wyjechała na nowych oponach i… podobnie jak w Portugalii, niemal nikt się nie poprawił, a na pewno „podium” pozostało w stanie niezmienionym. Setne pole position zdobył więc Hamilton o nieco ponad 3 setne sekundy przed Verstappenem. Trzeci był Bottas, a czwarty Leclerc, który jako jeden z niewielu poprawił się w drugim przejeździe. Dziesiątkę uzupełnili Ocon, Sainz, Ricciardo, Perez, Norris i Alonso. Na uwagę, w środku stawki, zasługują trzy rzeczy: dobra forma Alpine. Kolejne górowanie Ocona nad Alonso. Niższa od średniej forma McLarena, choć zespół od początku weekendu wyścigowego wydawał się być świadom, że na torze pod Barceloną będzie cierpieć.

O! Coś chyba…

Start jest zwykle w Hiszpanii (niestety) kulminacją napięcia w wyścigu. Dojazd do pierwszego zakrętu Grand Prix Hiszpanii 2021 również zapewnił sporo emocji. Verstappen ruszył nieco lepiej od Hamiltona, mimo startu z brudnej strony toru. Max na dojeździe do T1 już wciskał się pod pachę lidera i Lewis nauczony doświadczeniem wiedział, że Verstappen już nie odpóści. Red Bull wszedł w pierwszy zakręt po wewnętrznej, wypychając nieco (jeszcze) lidera na zewnętrzną, tak jak mógł to zrobić. Hamilton stracił nie tylko pozycję, ale i tempo, co z kolei przyhamowało Bottasa tuż za nim. Wykorzystał to Charles Leclerc, który wskoczył na trzecią lokatę.

Z tyłu po raz kolejny udany wyścig zaliczał (w miarę możliwości bolidu) Mick Schumacher, któy wyprzedził Tsunodę i Russella. Niestety to… właściwie wszystko co można napisać o większości wyścigu. No okej, po ośmiu okrążeniach padł bolid Tsunody, co dopełniło jego „udany” weekend. Auto stanęło w tak niefortunnym miejscu, że konieczny był wyjazd samochodu bezpieczeństwa. To nieco skomplikowało sytuację, bo Max i Hamilton jadący w innej lidze, stracili całą przewagę nad resztą stawki. Z drugiej strony wyjazd samochodu bezpieczeństwa wydłużył życie ich miękkich opon.

Inni kierowcy zjeżdżali po swoje opony, a liderzy wciąż zostawali na torze z odstępem nie większym niż 2 sekundy. W końcu po nowe opony zjechał Verstappen, ale jego pistop nie poszedł gładko, więc po powrocie w szaleńczym tempie starał się odrabiać stratę. Tymczasem Mercedes nieco zaskoczył, bo wcale nie ściągnął Hamiltona od razu, ale sześć okrążeń później. Po powrocie Lewis odrabiał stratę do lidera, a kiedy wreszcie go dogonił, odstęp znów ustabilizował się w okolicy jednej sekundy i łapania w okno działania DRSu.

Wtedy ze strony Mercedesa nastąpił drobny zwrot akcji i ku zaskoczeniu wszystkich Hamilton zjechał po kolejny komplet opon. Verstappen od razu dostał przez radio komunikat, że „to będą kolejne Węgry”. Zespół miał na myśli oczywiście Grand Prix Węgier 2019 (na którym byłem i zapraszam do przeczytania relacji), tylko że wtedy Red Bull Racing dostał sromotne taktyczne manto od Red Bulla. Komunikat przez radio chyba nie przewidywał powtórki sytuacji, ale niestety była ona nieunikniona.

A nie, jednak nic…

Na kilka okrążeń przed końcem Lewis doszedł i wyprzedził Verstappena, a Max mógł już tylko zjechać po nowe opony i wyszarpać dodatkowy punkt za najszybsze okrążenie. Za dwójką finiszował Bottas, który przez sporą część wyścigu nie mógł uporać się z czwartym Leclerciem, a dziesiątkę uzupełnili Perez, Ricciardo, Sainz, Norris, Ocon, Gasly.

Trzeba przyznać jednak, że wyścig nie był dokładną kopią GP Węgier 2019, bo Mercedes zdaje się powracać do mistrzowskiej formy miażdżącej konkurencję, którą znamy od lat i tu zapas tempa był zdecydowanie po stronie Srebrnych Strzał. Poza czołówką warto odnotować kolejny świetny występ Leclerca, słaby Bottasa z dziwnym zachowaniem przy puszczaniu Hamiltona, pokonanie Norrisa przez Ricciardo oraz Alonso, który wypadł nawet z punktów. No i jeszcze nietypowy incydent w Alfie Romeo, gdy uszkodzono zawór na kole Giovinazziego i przy zjeździe zauważono flaka (szczęście), ale długi postój w boksach zrujnował wyścig Włocha.

Teraz przed nami dwa tygodnie przerwy, a potem Monako, które jeszcze przez chwile podtrzymać nadzieję, na wyrównaną walkę w sezonie.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading