F1 Grand Prix Belgii 2020

Grand Prix Belgii 2020 na legendarnym torze Spa-Francorchamps. To nie może się nie udać, prawda? Nawet jeśli Mercedes, który nie wygrał tu od 2017. roku, zapowiada poprawienie tego „błędu”.

Na otwarcie weekendu mieliśmy newsa politycznego, bo Renault wycofało apelację w sprawie wyroku FIA odnośnie kopiowania Mercedesa przez Racing Point. Oznacza to, że Pan Stroll musi dogadać się właściwie jeszcze tylko z Ferrari, które zostało na placu boju. Umówmy się jednak, że po akcji z zeszłorocznym silnikiem, z którym dalej nikt nie wie co kombinowali, są nieco na straconej pozycji.

Trening w Spa

Same treningi rozpoczęły się dość przewidywalnie. Pierwszą sesję zdominowali zawodnicy Mercedesa, przed Verstappenem i Racing Point. Dalej Renault przemieszało się z McLarenem, z kolejnymi miejscami zaklepanymi przez Alpha Tauri. Układ idealnie wpisujący się w to, co widzieliśmy w poprzednich wyścigach. Druga sesja przyniosła już nieco zaskoczeń. Otóż najszybszy był w niej Verstappen przed Danielem Ricciardo, który skończył go przedwcześnie po awarii hydrauliki. Trzeci trening także był dość oryginalny jeśli chodzi o wyniki. Najlepszym czasem popisał się Hamilton przed… Oconem, Norrisem i Albonem! Na szarym końcu natomiast Haas i… Ferrari. Naprawdę. Zespół Ferrari jest jedynym, który w stosunku do zeszłorocznych czasów na Spa-Francorchamps nie zyskał, a stracił i to ponad sekundę. W ostatniej sesji treningowej Vettel legitymował się NAJWOLNIEJSZYM czasem w całej stawce. Obcięta moc silnika dawała się w Belgii we znaki jak nigdzie indziej, a przecież kolejny wyścig to Monza. Zapowiadał się najbardziej żenujący weekend dla Ferrari od lat.

W ogóle treningi przypomniały jak ciekawym i nietypowym obiektem jest Spa. Sektor pierwszy i trzeci zdecydowanie premiują wyższe prędkości maksymalne, podczas gdy drugi to faworyzowanie aut z mocnym dociskiem. Można szukać albo złotego środka z dociskiem, który da najlepszy czas okrążenia, albo postawić na mały docisk, próbować wyprzedzić rywali w pierwszym i trzecim sektorze, a potem w drugim przytrzymać ich za sobą. Racing Point I Renault miały np. świetne wyniki w pierwszej i ostatniej sekcji, a w środkowej Mercedes kompletnie miażdżył całą resztę stawki. Co ciekawe świetny wynik Daniela Ricciardo wziął się stąd, że potrafił on zminimalizować stratę właśnie w drugim sektorze, w aucie z dość małym dociskiem.

Kwale w Spa

Kwalifikacje miały dać odpowiedź na najdziwniejsze pytanie weekendu – czy Ferrari w ogóle wyjdzie z Q1? Jakimś cudem im się to udało, ale Leclerc zakończył zmagania na samej granicy strefy spadkowej. W pierwszej części odpadł cały Haas i Alfa Romeo, oraz Latifi w swoim Williamsie. George Russell, już nieco standardowo, awansował do Q2. Awansując do drugiej sesji Ferrari już i tak przewyższyło oczekiwania, więc to im musiało wystarczyć. Do Czerwonych dołączył Russell i całe Alpha Tauri, plasujące się tuż za pierwszą dziesiątką. Ostatnia część czasówki to, jak się można było spodziewać, koncert Mercedesa i Hamiltona, który był bezkonkurencyjny. Pierwszy rząd uzupełnił Bottas, a w drugim standardowo stanął Verstappen z niestandardowym Danielem Ricciardo obok, który znów popisał się świetnym okrążeniem. Z resztą dalej było podobnie, bo trzeci rząd to Albon i Ocon. Dalej był Sainz i zespół Racing Point, a dziesiątkę zamknął Norris.

Przed samym startem warto wspomnieć o chwili poświęconej na upamiętnienie Anthoine’a Huberta, który rok temu stracił życie w wyścigu F2 na Spa-Francorchamps. Na miejscu pojawił się także, wciąż poruszający się na wózku, Juan Manuel Correa, który uczestniczył w tym tragicznym wypadku. On, a także Pierre Gasly i kilku zawodników złożyli kwiaty w miejscu wypadku, a przed startem wyścigu królowej motorsportów poświęcono chwilę na wspomnienie 22-latka, który zginął na torze, robiąc to co kochał.

Ściganie w Spa

Sainz, po niezłych kwalifikacjach, nie dojechał jednak nawet na prostą startową, bo jego jednostka padła na okrążeniu instalacyjnym. To w sumie były największe emocje związane z samym startem właśnie.Przejazd przez La Source poszedł wszystkim bezproblemowo (no może poza drobnym uślizgiem Hamiltona). Ci, którzy liczyli na atak reszty stawki na pozycje Mercedesa przy wykorzystaniu tunelu aerodynamicznego na prostej Kemmel, mocno się zawiedli. Moc jednostek Mercedesa rozjechała konkurencję i byli w stanie utrzymać prowadzenie zupełnie bezproblemowo. Przez chwilę zagrożona wydawała się trzecia lokata Maxa Verstappena, ale ten świetnie się obronił przed Danielem Ricciardo. To właściwie na tyle jeśli chodzi o walkę na podium. Cała trójka szybko zaczęła odjeżdżać reszcie stawki, a i odstępy między liderami też powoli rosły.

Z tyłu bardzo dobrym startem popisał się Charles Leclerc, który na pierwszych okrążeniach zdobył aż sześć pozycji. Na krótko. Kiedy tylko odpalono DRS moc (a właściwie jej brak) silnika Ferrari szybko dała się we znaki i Monakijczyk co okrążenie tracił miejsce, szybko wypadając z czołowej dziesiątki. Do przodu powoli przebijał się też Norris, po utracie pozycji na starcie. Niezłe tempo prezentował także Gasly, który startował na twardej mieszance. Mistrz Spa – Raikkonen – wbił się nawet na dłuższą chwilę do pierwszej dziesiątki.

Kraksa w Spa

Na przedzie nie tylko nie było szans na walkę, ale nie było na nią nawet pozwolenia. Już na szóstym okrążeniu Bottas poprosił o więcej mocy z silnika, by móc bardziej zbliżyć się do Hamiltona, na co dostał odpowiedź, że… przecież ustalali, iż nie będą używać mocniejszych trybów silnika przeciwko kolegom z zespołu. „Nic takiego nie słyszałem” odpowiedział zawodnik i tyle było z walki. Na 11. okrążeniu doszło do dość poważnego wypadku. Na zakręcie Fagnes, panowanie nad tyłem bolidu stracił Giovinazzi i mocno uderzył w ścianę. Urwane koło, wraz ze sporym fragmentem zawieszenia, odskoczyło i uderzyło w Williamsa Russela, który ze wszystkich sił próbował ominąć zajście. Obaj Panowie skończyli w bandach, ale na szczęście wyszli z tego bez szwanku.

Wyjazd samochodu bezpieczeństwa poskutkował także zjazdem właściwie całej stawki po nowe ogumienie. Z tej możliwości nie skorzystał tylko Gasly, który wciąż jechał na twardej mieszance i… Perez, od startu jadący na miękkich oponach. Kiedy obaj Panowie wreszcie zjechali po nowe opony wyjechali na środku stawki, ale szybko przebijali się w okolice końca pierwszej dziesiątki. Dlaczego tak szybko? Ano dlatego, że cały ogon wyścigu stanowiły bolidy z silnikiem Ferrari. Najszybszym z nich było auto… Kimiego Raikkonena, czyli Alfa Romeo, dość pewnie podróżująca przed zespołem fabrycznym, oraz Haasy, które niebezpiecznie zbliżały się do włoskiej legendy by jeszcze bardziej ją pogrążyć.

Tak naprawdę nie działo się już nic więcej. Na ostatnich okrążeniach mieliśmy jedynie walkę trójki Albon-Ocon-Norris. Z walki zwycięsko wyszedł kierowca Renault. Generalnie auta w środku stawki się nawet nieco tasowały, ale były to właściwie wyłącznie mijania (no poza odważnym manewrem Gasly’ego w Eau Rogue) na prostej Kemmel z użyciem DRSu. Generalnie wyścig jest dowodem na to, że dobre tory zupełnie DRSu nie potrzebują i tylko niszczy on na nich rywalizację. Gdyby nie DRS Albon miałby sporo więcej walki. Podobnie kilku innych zawodników. Udziwnienie w tym konkretnym wypadku mocno psujące widowisko.

Czerwoni ze wstydu

A propos psucia – ciekawe czy Ferrari może być jeszcze bardziej zagubione. Podczas wyścigu wyraźnie słychać było w wymianach zdań kierowców z zespołem, że jedni nie wiedzą jaka jest strategia i jak mają jechać, a drudzy… też nie wiedzą i nie chcą nic swoim kierowcom zdradzić. Absurd gonił absurd, kierowcy próbowali przejąć przez radio rolę taktyków, bo doszło do tego, że Leclerc pytający się na jaką strategię ma jechać dostał odpowiedź „B lub C”. Kierowca zapytał na którą konkretnie, bo obie są skrajnie różne, a dostał odpowiedź „jeszcze nie wiemy”. Podsumowując: Ferrari Williamsem roku 2020.

Co zaś się tyczy samego widowiska. Z DRSem czy bez i tak było marne. Odpowiadając na pytanie z początku tekstu – tak, to może się nie udać. Po raz kolejny mieliśmy wyścig, w którym czołowa trójka jedzie w z góry ustalonych pozycjach i nic się z tym nie da zrobić. Nawet sam Verstappen przyznał, że to był dla niego nudny wyścig i „nie miał nic do roboty”. Jak słaba musi być to rywalizacja, skoro topowy kierowca w jednym z czołowych zespołów Formuły 1 mówi, że nudzi się jadąc wyścig tej serii na jednym z najsłynniejszych torów świata, uwielbianym przez kibiców oraz zawodników? Pytanie retoryczne.

Ze Spa do świątyni

Na mecie zameldowali się więc Hamilton przed Bottasem i Verstappenem. Czwarty był Ricciardo przed Oconem, czyli Panowie zaliczyli najlepszy wynik Renault w ostatnim czasie. Za francuskim zespołem finiszował Albon przed Norrisem, Gaslym i dwójką Racing Point. Raikkonen ostatecznie ulokował się na 12. pozycji poza punktami, ale został najszybszym bolidem z silnikiem Ferrari, bo za nim wyścig ukończyli odpowiednio Vettel i Leclerc. Obaj Panowie zresztą zaliczyli żenujące „starcie o 13. lokatę”, które w dodatku mogło się zakończyć uszkodzeniem aut. Wydaje mi się, że Vettel wypchnął Leclerca w miejscu i momencie, kiedy wszyscy inni kierowcy zostawiali już miejsce rywalom. Cóż, może miał potrzebę pokazania, jak to świetnie jeździ?

Za tydzień Monza. Kolejna legenda i prawdopodobnie jeszcze większe upokorzenie Ferrari. Oby nie upokorzenie kolejnego słynnego toru, z rozgrywaniem na nim tak marnej rywalizacji.

PS. Pragnę zaznaczyć, że dzień wcześniej miał miejsce wyścig ELMS na torze Paul Ricard. Tak, tym znienawidzonym przez fanów F1 i ogromnie nudnym. Podobno. Wiecie czemu podobno? Ano dlatego, że wyścig był świetny. Ciekawa rywalizacja, mnóstwo walki, zresztą toczącej się do ostatnich okrążeń. Oczywiście pomogła też pogoda, bo start był w warunkach deszczowych, ale daje do myślenia, nie?

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading