Taki głupi wyścig

Mówimy, że jesteśmy świadkami największej rewolucji w historii motoryzacji. Mówimy, że to nowa era i w ogóle. Mówimy też, że to zabierze frajdę prawdziwym fanom samochodów. Nikt natomiast nie mówi, że tę frajdę zabrano już lata temu.

Już pora zmienić menu

My, fani motoryzacji, jesteśmy taką dziwną grupką. Grupką, której nie pasuje kompletnie nic, no chyba, że sama to wymyśli lub dostępne jest tylko dla wąskiej grupy ludzi i możemy sobie marzyć jak to jest fajnie. Ponarzekać przecież zawsze warto.

„Mała” toyota Tundra

Tak jest trochę z całą dziejącą się właśnie rewolucją w jednostkach napędowych. Co ciekawe mało kto zauważa i zwraca uwagę na zupełnie inny problem, który fanów motoryzacji dotyczy nawet bardziej niż zmiana sposobu napędzania aut. Problem tycia i rośnięcia pojazdów.

Pomiary

Każdy to wie i widzi, ale dla niedowiarków weźmy na przykład popularnego Golfa. Golf I ważył od 790 kilogramów, miał szerokość 1610 mm i długość 3705 mm. Najnowszy Golf VIII ma masę własną zaczynającą się od… jeszcze brak oficjalnych danych, ale dla poprzedniej generacji było to minimum 1205 kilo, więc spodziewam się jeszcze więcej. Wymiary to: szerokość 1789 mm i długość 4280 mm. Ktoś powie, częściowo słusznie, że wszystko fajnie, może samochody rosną, ale pojawiają się nowe mniejsze modele, które uzupełniają tamtą lukę. Dla VW Golfa byłby to np model UP!

BMW E23

Wszystko fajnie, tylko patrząc na drugi koniec stawki, duże luksusowe samochody także rosną. Takie BMW serii 7 od pierwszej generacji E23 z masy 1470 kilo, szerokości 1800 mm oraz długości 4860 mm, w najnowszej generacji G11/G12 przytyło do 1755 kilogramów, szerokości 1902 mm i długości 5098 mm. Wszędzie podaję wymiary oraz masę minimalną.

Oczywistym staje się, że średnia idzie w górę. Trend tyczy się nawet tak niszowych samochodów jak Suzuki Jmny, które wydawałoby się, że jest stworzone pod konkretną grupę odbiorców, którym zależy na specyficznych własnościach jezdnych modelu. Czas zadać sobie pytanie – dlaczego?

Mocny argument

Najłatwiej wskazać oczywiście pierwszego winnego, a są nim standardy bezpieczeństwa. Wiadomo, że przez lata zostały one podniesione i bezpieczeństwo w ruchu drogowym wzrosło, a z tym nie ma co polemizować, bo raczej dla nikogo ofiary na drodze nie są rozrywką.

Trzeba się jednak nieco zastanowić, czy aby na pewno do tematu oceny bezpieczeństwa dobrze podchodzimy. Miarą bezpieczeństwa, poza subiektywną oceną, są na Starym Kontynencie testy Euro NCAP. Większości auto sportowych tam się nie testuje, bo i koszty by były kolosalne, a i sami użytkownicy nie są tymi wynikami zbyt zainteresowani. Skoro na potrzeby tego tekstu jednak jesteśmy, to warto zerknąć szerzej na wyniki testów.

Taki np. VW UP!, czyli odpowiednik Golfa I jeśli chodzi o miejsce w segmentach obecnego rynku, dostał 3 z 5 gwiazdek. Nieźle, ale bez rewelacji. Skąd ten wynik? Po pierwsze za bezpieczeństwo pasażerów dorosłych oraz dzieci UP! otrzymał niemal identyczne wyniki jak Porsche Taycan, czy Jeep Renegade. Renegade to dużo większe auto i sumarycznie także ma trzy gwiazdki, ale Taycan to pięciogwiazdkowe elektryczne superauto, od luksusowego producenta. Rekomendacja jest więc dobra, tylko skąd ta różnica? Ano stąd, że Porsche dostało dużo lepsze noty w kolejnych dwóch podkategoriach – bezpieczeństwo pieszych oraz elektroniczne systemy bezpieczeństwa. Tak więc UP! ma mniej elektronicznych wspomagaczy i gorzej chroni przechodniów w razie potrącenia, dla pasażerów jest za to równie bezpieczny co najnowsze elektryczne superauto. Tak? Nie do końca…

Crashtest Peugeota 208

Wszystko dlatego, że Euro NCAP przyznaje swoje noty mając na uwadze także POTENCJALNE OPCJE dostępne dla europejskich klientów do wybrania w salonie, w momencie zamawiania samochodu. Przy takich wynikach testów jest oczywiście odpowiednia adnotacja. W teorii może więc dojść do sytuacji, gdzie auto z gorszą notą wyposażycie maksymalnie i uzyskacie taki sam wynik bezpieczeństwa jak ktoś, kto wziął „goły” samochód z lepszym wynikiem. Większość aut testowana jest w standardowym wyposażeniu, ale np. taka Kia Ceed z odpowiednim wyposażeniem ma jedną gwiazdkę więcej. Głośna była też sprawa po latach powtórnie przetestowanego Fiata Panda, który wedle najnowszych wytycznych otrzymał… zero gwiazdek. Po pierwsze przez brak nowych systemów, po drugie dlatego, że standardy zmieniają się bardzo szybko i obecne auta sprawdzone za 3 lata także nie wypadną perfekcyjnie. Choć akurat Fiaty generalnie wypadają słabo.

Wychodzi więc, że oczywiście różnice są, ale generalnie żaden nowy samochód nie dostaje mniej niż 3 gwiazdki. Także współczesne konstrukcje należą do bezpiecznych. Kropka. Trudno wymagać od auta mającego dawać frajdę z jazdy systemów, które kierowcę wyręczą z prowadzenia, więc w tym punkcie podobne samochody zawsze stracą na „bezpieczeństwie”. Tu też kropka.

No to gdzie ta waga? Elektronika od systemów przecież tyle nie waży, oprzyrządowanie od poduszek powietrznych owszem nieco, ale bez przesady. Poza tym te samochody są przecież specjalnie konstruowane z doskonalszych, droższych materiałów, które przy niższej masie dają podobną wytrzymałość. Skoro nie bezpieczeństwo, to chyba winne są…

Tłuste, rozleniwione tyłki

Konkretnie nazwał bym to zjawisko jako komfort i to chyba jednak narzucony. Tak na logikę – który maniak motoryzacji potrzebuje tyle tapicerki wypełniającej każdą przestrzeń? Który potrzebuje miliona ustawień zmienianych w locie? Czy naprawdę jesteśmy tak rozpieszczeni i przyzwyczajeni do miliona gadżetów, które w rzeczywistości są zbędne? Czy to ten sam idiotyczny trend, co możliwość czytania e-maili na drzwiach lodówki?

Tu szczerze trudno jest mi opiniować, bo zaliczam się do grupy zdecydowanie lubiącej „gołe” samochody. Elektryczne szyby, dobre radio i klimatyzacja oraz tempomat, to zestaw w zupełności mi wystarczający na co dzień i do komfortowego posługiwania się autem. Nie pojmuję potrzeby elektrycznego składania tylnych zagłówków. Nie pojmuję otwierania tylnej klapy nogą. Nie pojmuję durnych ekranów przydzielających kierowcy punkty za ekonomiczną jazdę. Wolałbym tego nie mieć i mieć choć o 1000 zł tańsze w zakupie auto. Jeśli ktoś to wszystko ogarnia – niech się nie krępuje i mi tłumaczy.

Współczesne auto rodzinne DO MIASTA

Zupełnie inną sprawą jest temat, że rzeczywiście wedle danych społeczeństwo tyje, a to oznacza, że średnia potrzeb idzie w kierunku aut większych, wygodniejszych i odejmujących aktywności kierowcy, dla którego samo wysiadanie już jest problemem.

Zrozumiałbym wszystko. Nawet SUVy. Zrozumiałbym gdyby rzeczywiście na ulicach roiło się od rodzin z gromadką dzieci i duże wygodne auta po prostu pomagałyby na co dzień. Tylko że wskaźniki dzietności spadają od lat, a w takim Audi Q8 jeszcze nigdy nie widziałem więcej niż dwóch osób.

Z resztą jak ktoś dba o rodzinę, to do niskiego kombi dziecku jest łatwiej samemu wsiąść, niż do wyższego SUVa. Mało tego kombi ma w większości przypadków większy bagażnik. Dla odmiany vany przez swoją konstrukcję nie należą do najbezpieczniejszych aut ani dla dorosłych, ani dla ich pociech. Gdzie w tym wszystkim logika?

Choroba

Zapytacie, czemu uczepiłem się tej wagi. Dlatego, że jest to problem, a właściwie tylko jego połowa. W końcu oczywistym jest, że by tak samo napędzić samochód o większej masie, potrzeba po prostu więcej mocy. Problem w tym, że samochody jeżdżą nie tylko na wprost. Pomyślcie jak gigantyczny postęp dokonał się w dziedzinie zawieszenia, opon i nie tylko. Jak wspaniale mogłyby się prowadzić wszystkie te samochody, gdyby ważyły te pół tony mniej.

Szczyt inżynierii, czy Himalaje głupoty?

Drugą połową wspomnianego problemu jest to, że współczesne auta z wyższej półki, jak i supersamochody oraz inne podobne wariacje, są po prostu… głupie. No tak. Po co bowiem komukolwiek na publicznej drodze Chiron rozpędzający się do 400 na godzinę? Po co Ferrari 812 rozpędzające się do 340 km/h? Nie zrozumcie mnie źle, to są genialne auta, które sama przyjemność jest oglądać, ale… no zobaczcie chociaż stronę WWW Ferrari. Przeczytacie o świetnym silniku (którego na pewno miło posłuchać), o zaawansowanej aerodynamice. Może w tym momencie zadacie sobie pytanie – po co? Kto z tej aerodynamiki skorzysta? Kto skorzysta z tej mocy i prędkości? Nikt, bo nie jest to auto na tor, a w takim właśnie aucie byłoby to w pełni zrozumiałe i uzasadnione. Zanim ktoś na mnie naskoczy, że przecież jest kilkanaście tysięcy km autostrad bez limitów prędkości, niech sobie odpowie czy tam kiedykolwiek jechał szybciej. Mi zdarzyło się jechać dłuższy odcinek 200 na godzinę i było to po prostu męczące, jak i każda jazda po nudnej i prostej autostradzie (polecam ciekawsze austriackie). Z tym, że w tym wypadku trzeba dodatkowo dużo bardziej uważać na innych uczestników ruchu, na dystanse i nie tylko. Patrząc na nasze podwórko mamy najwyższe limity prędkości w całej UE, a więc potrzeba nam samochodu rozpędzającego się do AŻ 140 km/h! Dajmy te 40 zapasu i niech będzie oszałamiające 180. Po co więcej, ja się pytam? Dla szpanu?

Nie raz i nie dwa było to już mówione – jazda słabszym samochodem w warunkach drogowych daje więcej frajdy, bo można jechać zdecydowanie bliżej jego limitu. Bliżej jakiego limitu pojedziecie Chironem przy ograniczeniu do 90 km/h?

Pasjonaci łączcie się

Wszystko to co powyżej skłania mnie do smutnych wniosków – popularność motoryzacji jest jednocześnie składową jej (choć częściowej) zagłady. Fani motoryzacji są natomiast małym procentem wszystkich jej użytkowników. Zdecydowaną większość stanowią bowiem ludzie, którzy chcą po prostu środka transportu. W sumie żadne to odkrycie.

Przedstawiciel gatunku bzduro-samochodus

Tak więc większą część stanowią ludzie, którym wystarczy, że ich spasione SQ8 rozpędzi się na autostradzie w 5 sekund do setki po prostej linii, a potem włączą autopilota i zaczną grzebać w telefonie, a najlepiej jakby mogli się jeszcze przespać. Pytanie tylko, po co takim ludziom samochody, a nie luksusowy transport zbiorowy? Też nie do końca rozumiem.

Ideał

Teraz chwila refleksji. Miałem wizję takiej utopii. Czy nie było pięknie, skoro i tak większość jeździ autami w samotności, gdyby każdy z nas jeździł takim pierwszym Golfem GTI, albo 205-tką GTI? Nawet w ich współczesnej wersji, typu e-208 GT. W miastach było by więcej miejsca na parkowanie, bo mniejsze samochody. Ekolodzy byliby szczęśliwi, bo mniejsze spalanie lub czysty prąd. Ludzie byliby bardziej szczęśliwi, bo każdy wysiadałby z samochodu z uśmiechem, po przyjemnej przejażdżce. Uczestnicy ruchu drogowego byliby bardziej bezpieczni, bo auta skupiałyby uwagę na prowadzeniu, a nie rozpraszały durnymi gadżetami i zbędnymi udogodnieniami.

Przecież on nawet wygląda jak czysta frajda!

I na koniec – odżyłaby coraz bardziej zapomniana sztuka. Sztuka czerpania radości z samej podróży. Jak parę mądrych osób w historii powiedziało: cel podróży nie jest taki ważny, jeśli sama podróż jest przyjemna. Żyjemy w czasach, kiedy liczą się ściśle określone cele, słupki, konkretne liczby. Jednak co jeśli (co ktoś też już kiedyś powiedział), to sama droga jest celem? 😉

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading