F1 Grand Prix Brazylii 2019
Wyścig na torze Interlagos znów pokazał, że klasyczne obiekty gwarantują niezłą rozrywkę. Zapraszam na relację z przedostatniego wyścigu sezonu.
Niepowtarzalny
Charakterystyka tego brazylijskiego obiektu podoba się nie tylko kierowcom, ale i kibicom. Z drugiej strony on sam wcale nie jest łatwym obiektem, a jego kręta natura i spora wysokość stanowią niezłe wyzwanie tak dla aerodynamiki, jak i jednostek napędowych.
W przygotowaniu się do wyścigu w tym roku nie pomagała nawet aura. Pierwszy trening, na wysychającym torze, zapisał na swoje konto Alexander Albon, co nieco zgodnie z przypuszczeniami pozwalało myśleć, że Red Bull będzie w Brazylii wyjątkowo mocny. Z kolei drugi trening na początku nawet nie pozwalał na jazdę z użyciem slicków. Później stało się to możliwe i najszybszy okazał się zespół Ferrari. Jednak dopiero trzeci trening, na w pełni suchym torze, można było uznać za w miarę wymierny dla układu stawki. Ten został zapisany na konto Hamiltona, przed drugim Verstappenem.
Czasówka
Kwalifikacje rozpoczęły się od usterki jednostki napędowej w McLarenie Carlosa Sainza, co wprowadziło nieco zamętu na i tak przepełnionym torze. Do Hiszpana w strefie spadkowej dołączył oczywiście zespół Williamsa, Lance Stroll i Danil Kvyat. Druga część czasówki to taktyczne podchody Ferrari, które znów kombinowało i wypuściło Leclerca na oponach pośrednich. Co ciekawe był on szybszy od Vettela używającego miękkiej mieszanki. Poza tym także Max Verstappen pokazał bardzo dobre tempo. Drugie przejazdy nie przyniosły poprawy czasów i z sobotnią rywalizacją pożegnali się kierowcy Renault. Lando Norris, Giovinazzi i Perez.
W ostatniej sesji kwalifikacji kierowca Red Bulla znów pokazał swoje tempo i pomimo błędów na okrążeniu pomiarowym Verstappen i tak wykręcił lepszy czas od drugiego Vettela. Za nim z kolei plasował się Leclerc, którego czekała kara za nową jednostkę napędową, więc nie silił się on na walkę o pierwsze pole startowe. Verstappen zdołał jeszcze poprawić swój czas, zdobywając tym samym pole position. Za nim uplasowali się Vettel, Hamilton, po karze dla Leclerca – Bottas, Albon, Gasly, Grosjean, Raikkonen i Magnussen.
Start
Start i układ toru Interlagos gwarantują emocje od samego początku. Nie inaczej było tym razem. Już na dojeździe do pierszego zakrętu Lewis Hamilton wyprzedził Vettela i rzucił się w pogoń za pierwszym Verstappenem. Kierowca Ferrari pojechał bardzo zachowawczo mimo odpowiedniej ilości miejsca, co z resztą powtórzył jeszcze kilka razy w tym wyścigu.
Max rozpoczął na przedzie budowanie przewagi nad Hamiltonem, który nie mógł się zbliżyć na tyle, by stanowić realne zagrożenie dla lidera. Za czołówką było dość spokojnie, jedynie Leclerc przebijał się błyskawicznie do przodu, ale „zabawa” skończyła się, gdy dotarł do szóstego miejsca. Wcześniej stoczył choćby bardzo ładną walkę z Norrisem i Ricciardo. Daniel z kolei nie popisał się uderzając później w Magnussena w czwartym zakręcie toru, pomimo dostatecznej ilości miejsca zostawionej przez rywala po wewnętrznej stronie łuku.
Pierwsze zjazdy
W okolicy 20. okrążenia czołówka rozpoczęła zjazdy po nowe opony. Pierwszy pojawił się Hamilton z zamiarem podcięcia Verstappena. Holender zjechał do boksów okrążenie później, ale przy wyjeździe ledwo uniknął kraksy ze źle wypuszczonym ze stanowiska Robertem Kubicą, przez co wrócił na tor za Lewisem. Co ciekawe nie lubię tworzyć teorii spiskowych, ale do zjazdu Robert trzymał się na torze około sekundy przed zespołowym kolegą, a po założeniu nowego ogumienia Russel w czasie jednego kółka odrobił niemal dwie sekundy straty, wyprzedził Kubicę i na kolejnym oddalił się dalsze dwie sekundy. Dziwne są te nagłe zmiany i pojawiające się znikąd kolosalne różnice tempa obu kierowców Williamsa.
Na przedzie tymczasem Verstappen szybko doszedł Hamiltona i… wyprzedził go na prostej! Zaskakująca siła jednostki napędowej Hondy dała o sobie znać po raz pierwszy w tym wyścigu. Strategia Bottasa, który założył twarde ogumienie i próbował przejechać wyścig z jednym pitstopem, nie dawała odpowiednich rezultatów. Zużycie było większe niż spodziewane, w dodatku bolidy Mercedesa okazały się w Brazylii mocno wrażliwe na podmuchy wiatru, z którymi problemy zgłaszał także Hamilton. W wyniku problemów Fin musiał więc zjechać na kolejny pistop, gdzie założono mu opony pośrednie. Potem kierowca Mercedesa ruszył w pogoń za Leclerciem.
Trochę zamieszania
W międzyczasie swoje zjazdy zaliczyła też czołówka i wszystko odbywało się nad wyraz spokojnie, z Verstappenem dość bezpiecznie trzymającym się przed Hamiltonem. Los jednak lubi dostarczyć emocji i awaria silnika w bolidzie Bottasa wywołała wyjazd samochodu bezpieczeństwa, który na nowo ustalił warunki rywalizacji. Z pojawiającej się okazji skorzystali Leclerc i Verstappen, którzy po raz kolejny pojawili się w boksach.
Max stracił tylko jedno miejsce na rzecz Hamiltona i restart zapowiadał się bardzo emocjonująco. Brytyjczyk kluczył, kręcił, próbował oszukać rywala, ale chyba zaszedł w tym aż za daleko i gdy tylko stawka ruszyła pełną prędkością kierowca Red Bulla w widowiskowy sposób uporał się z mistrzem świata już w pierwszym zakręcie. W tym samym miejscu, kilkanaście metrów za plecami lidera, z Vettelem uporał się drugi kierowca Red Bulla. Alexander Albon wskoczył tym samym na trzecią lokatę.
Ferrari nie zawodzi…
Przez dobrych kilka zakrętów , zanim sytuacja się nieco uspokoiła, mogliśmy oglądać zaciętą walkę w całej stawce. Nie na długo jednak. Kilka okrążeń później Leclerc zaatakował skutecznie Vettela i po „eskach Senny” był na czele, ale to Niemiec dysponował większą prędkością po wyjściu z zakrętu. Vettel zrównał się z kolegą z zespołu, po czym… zaczął delikatnie zjeżdżać w lewo. Wystarczyło. Kontakt zakończył się urwanym kołem w aucie Leclerca i flakiem u Sebastiana. Kolejna wstydliwa katastrofa w wykonaniu kierowców Ferrari, którzy zderzyli się ze sobą na prostej drodze.
Zajście wywołało kolejny wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Na raptem kilka okrążeń przed końcem zespół postanowił ściągnąć Hamiltona po nowe opony, przez co stracił on miejsce na rzecz Albona. Po karambolu Ferrari odłamków na torze było całkiem sporo i wydawało się, że kierowcy zakończą walkę za samochodem bezpieczeństwa.
Drag race do mety
Na dwa okrążenia przed końcem podjęto jednak decyzję o wznowieniu walki. Mocno poirytowany w tym wyścigu Lewis rzucił się w pogoń za Albonem, zaatakował i… przesadził. Troszkę za późno i zbyt odważnie wciśnął się Alexowi „pod pachę” w zakręcie Bico de Pato, czyli najostrzejszym łuku tego toru. Bolid Albona się obrócił, kończąc jego szanse na najlepszy wynik w karierze, a Hamilton zapracował na uwagę sędziów.
Po całym zamieszaniu i odpadnięciu Ferrari za plecami Brytyjczyka podróżowali Sainz i dwójka Alfy Romeo, a przed nim Gasly oraz liderujący Verstappen. Hamilton dopadł Pierra w ostatnim zakręcie wyścigu i obaj Panowie ruszyli łeb w łeb pod górę w kierunku mety, z gazem w podłogę. Chyba wszyscy coraz szerzej otwierali oczy ze zdziwienia, kiedy z każdym ułamkiem sekundy tego wyścigu na 1/4 mili, to bolid Gasly’ego wysówał się coraz bardziej na przód! Najszerzej otwarte oczy musiały być zapewnie pod blendą kasku Hamiltona, który mógł tylko bezradnie patrzeć na powoli, ale pewnie oddalające się auto konkurenta, który obronił pozycję i wpadł na metę drugi za Verstappenem.
Łyżka dziegciu
Nie do końca rozumiem opieszałość sędziów i uważam, że źle rozwiązano sprawę z karą dla Hamiltona, którą otrzymał dopiero po dekoracji na podium. Kara zaowocowała spadkiem na siódmą lokatę, podczas gdy na podium awansował Carlos Sainz, zdobywając swoje pierwsze podium w F1 oraz pierwsze podium dla McLarena od ponad pięciu lat! Choćby z tego powodu powinno się wstrzymać dekorację zwycięzców i pozwolić na odpowiednie świętowanie tych, którym się to należało.
Wyścig pokazał kilkukrotnie zaskakującą moc jednostki napędowej Hondy. Poziom na jaki wskoczył japoński producent przy współpracy z Red Bullem, pozwala stawiać ten duet w gronie potencjalnych liderów stawki w przyszłym roku, a co dopiero przy zmianie regulacji w 2021, kiedy swoją „cudowną cegiełkę” dołożyć może także Adian Newey.
Tymczasem przed nami ostatni wyścig sezonu, w którym już wszystko wiadomo. Na szczęście tor w Abu Dhabi o dziwo potrafi generować całkiem interesujące wyścigi, więc miejmy nadzieję, że podobnie będzie i tym razem.