F1 Grand Prix Hiszpanii 2018

Wyścig na Circuit de Catalunya to taka dziwna impreza. Wszyscy uczestnicy ten tor świetnie znają, więc wszyscy eksperci twierdzą, że to definiujący moment sezonu, bo każdy wie czego się spodziewać i pokaże swoje prawdziwe tempo. Tymczasem od kilku lat te prognozy mają się nijak do rzeczywistości. Jak do tego wszystkiego ma się Grand Prix Hiszpanii 2018?

Jak co roku wyścig w Hiszpanii jest tym, na który zespoły przywożą pierwszy duży pakiet poprawek, których skuteczność wprowadza sporo niewiadomych do układu sił. Dodatkowo jednak w tym sezonie ciężko powiedzieć o GP Hiszpanii, że zespoły wiedzą czego się spodziewać nawet po samym torze. Wszystko przez nową nawierzchnię, a także przedsezonowe testy, które odbyły się w warunkach bliższych raczej rajdowi Szwecji niż weekendowi wyścigowemu F1.

Pierwsza sesja treningowa wzbudziła szczególnie w Polsce, ale i na całym świecie, więcej emocji niż niejeden wyścig. Wszystko przez „drugi debiut” Roberta Kubicy w weekendzie wyścigowym F1. Polak jeździł bolidem Williamsa z nadzieją, że uda mu się pomóc zespołowi cokolwiek poprawić w dramatycznym prowadzeniu ich samochodu. Niestety problem Williamsa z korelacją danych z symulacji oraz rzeczywistości, których wynikiem jest nagła utrata przepływu przez dyfuzor, jest tak poważny, że nie zanosi się na jego szybkie rozwiązanie. Także zespół powoli staje się czerwoną latarnią stawki i talent naszego rodaka nic tu dramatycznie nie zmieni. Parafrazując – wolną taczką i Kubica nie przyśpieszy.

Wracając do kierowców i załóg liczących się w rywalizacji. Od pierwszych treningów mogliśmy obserwować sytuację, do której przyzwyczailiśmy się raczej w minionych sezonach, a nie w obecnym. Kierowcy Mercedesa niepodzielnie rządzili w tabelach wyników i poza pierwszym z najlepszym czasem Bottasa reszta padła łupem Hamiltona. Ferrari z kolei wydawało się walczyć z problemami, a na czasy bardziej z Red Bullem, niż ze Srebrnymi Strzałami. Znów bardzo dobrze prezentowało się tempo Haasa, a pakiet poprawek McLarena (w tym dziwaczny nos) działał, ale na pewno nie stanowił skoku jakościowego jeśli chodzi o tempo ekipy. Zaskakująco słabo spisywały się z kolei auta Force India, które z reguły w Katalonii prezentują bardzo solidne tempo. No i jest jeszcze wspomniany Williams, który zaliczył totalny zjazd formy i jego kierowcy solidarnie zajmowali ostatnie miejsca we wszystkich sesjach, nie mogąc nawet osiągnąć czasów Saubera, który to zespół z kolei powoli, ale cały czas przyśpiesza. Wygląda więc na to, że współpraca z Alfa Romeo już zaczyna procentować. W ostatnim treningu przed kwalifikacjami potężne uderzenie w bandę zaliczył Brendon Hartley. Kiedy podczas podnoszenia bolidu na lawetę odłamała się cała skrzynia biegów było już wiadomo, że jego Toro Rosso nie uda się poskładać na kwalifikacje. Z resztą sam Nowozelandczyk przyznał, że to jeden z największych wypadków w jego karierze.

Początek eliminacji nie był więc zbyt emocjonujący. Jeszcze przed ich startem było wiadome, że po pierwszej sesji odpada wspomniany Hartley i żenująco wolny cały zespół Williamsa. Lance Stroll (jak twierdził) próbując wycisnąć ze swojego bolidu cokolwiek, wypadł z toru i uderzył o bandę kończąc sesję żółtymi flagami. Grono pechowców po pierwszej sesji uzupełnił Ericsson i Hulkenberg, który nie miał okazji popisać się dobrym czasem przez problemy z ciśnieniem paliwa w jego Renault. W drugiej sesji odpadł Leclerc, który o dziwo i tak wygrał z również wyeliminowanym Perezem. Na drugiej części kwalifikacji swoją przygodę zakończyli także Ocon, Gasly i Vandoorne. W ostatniej sesji zdecydowanie było widać jak ta „oklepana i dobrze znana” zespołom Barcelona w tym roku jest nieprzewidywalna. Po pierwszych przejazdach na oponach super miękkich, na kolejne Ricciardo i całe Ferrari założyli opony miękkie, czyli teoretycznie twardsze i wolniejsze! O dziwo zaczęli poprawiać swoje czasy. Na nic to się jednak zdało, bo pole position zgarnął bez problemów Lewis Hamilton, a pierwszy rząd uzupełnił jego kolega z zespołu. Na szczęście jednak przewaga Mercedesów nie była tak wyraźna jak w poprzednich latach, kiedy Lewis włączał „party mode”. Koniec końców za dwoma srebrnymi bolidami ustawiły się dwa Ferrari, a za nimi z kolei dwa Red Bulle. Dziesiątkę dopełnił Magnussen, Alonso, Sainz i Grosjean.

Pogoda nie postanowiła ułatwiać zadania zawodnikom i nocny deszcz zmył całą gumę, którą udało się wetrzeć w nową nawierzchnię toru. Start w Barcelonie zalicza się do tych kilku w sezonie, gdzie kierowcy mają całkiem spory dystans do pokonania od pól startowych do pierwszego zakrętu. Dlatego każdy błąd przy ruszaniu ma tutaj sporo większe konsekwencje. Tym razem świetnym startem popisał się Sebastian Vettel i wygrał z Bottasem trwającą kilka ułamków sekundy wojnę o to kto wyjedzie za Hamiltonem z pierwszej sekwencji zakrętów. Kiedy wydawało się, że rozpoczęcie wyścigu przebiegnie gładko nagle popisać się postanowił Grosjean. Na trzecim zakręcie toru, bardzo szybkim prawym łuku, zaczął wyjeżdżać na zewnętrzną. W końcu znalazł się na brudnym asfalcie poza torem, a tylne koła straciły przyczepność. Samochód zaczął się obracać i wystarczyło puścić gaz oraz wcisnąć hamulec, by zatrzymał się na (wydawało by się) idiotoodpornym kawałku asfaltu poza torem, skąd mógłby ruszyć do dalszej rywalizacji. Tak by zrobił każdy logicznie myślący człowiek, godny występowania w najwyższej klasie wyścigów samochodowych i legitymujący się superlicencją. Każdy, ale nie Grosjean. Co zrobił Francuz w tej sytuacji? Kiedy tylko tył zerwał przyczepność, on wcisnął gaz w podłogę! Skutkiem tego bolid nie dość, że zaczął się jeszcze bardziej obracać, to po wielkim półkolu wrócił na tor tuż pod nadjeżdżającą wprost na Haasa stawkę! Co dalej zrobił Grosjean? Dalej dzielnie trzymał pedał w podłodze „by się obrócić” jak stwierdził, oczywiście w kłębach dymu z palonych opon. W te kłęby dymu wpadło pół stawki. Jakimś niewyobrażalnym cudem nie skończyło się to wszystko przerażającym wypadkiem i poważnym uszkodzeniem ciała któregoś z zawodników. Ucierpiały jedynie bolidy Romaina oczywiście, a także auta Hulkenberga i Gasly’ego, które urwały zawieszenie po kontakcie z Haasem.

Tak potężny wypadek musiał się zakończyć wyjazdem samochodu bezpieczeństwa. Ten pozostał na torze przez dobre kilka okrążeń. Na całym zamieszaniu w związku z wypadkiem Grosjeana najbardziej skorzystał Leclerc, który wskoczył swoim Sauberem na dziewiątą lokatę. Stracił natomiast między innymi Alonso, który po restarcie stoczył zwycięski bój z Oconem o powrót do punktowanej dziesiątki. Fernando także ledwo uniknął zderzenia z obracającym się Haasem, ale szczęśliwie wybrał zewnętrzną stronę toru by minąć obracający się bolid, przez co nie zderzył się z nim, kiedy ten znów wpadł na środek trasy.

Po restarcie w stawce nie działo się zbyt wiele, co raczej jest typowe dla wyścigu w Hiszpanii. Wreszcie na 18. okrążeniu Vettel zjechał do boksów po nowe opony. Zmienił mieszankę z super miękkiej na miękką. Tymczasem Bottas, który był już tuż za nim, miał przed sobą wolny tor i mógł pokazać prawdziwą szybkość Mercedesów, która znów nie miała sobie równych. Dość powiedzieć, że przed zjazdem Hamilton miał już ponad pięć sekund przewagi nad Vettelem. Taktycy czerwonych znów się nie popisali i Sebastian wrócił na tor zamiast tuż przed, to tuż za Kevinem Magnussenem. Biorąc pod uwagę jak trudno jest wyprzedzać w Barcelonie i jak świetnym tempem okrążenie zjazdowe pojechał Bottas wydawało się, że Srebrne Strzały odzyskają pierwsze dwa miejsca.

Jednak pitstop Valtteriego nie poszedł bezproblemowo i stracił ponad półtorej sekundy do Vettela, za którym wyjechał na tor dokładnie w momencie, kiedy Ferrari wyprzedzało Haasa Magnussena. Kilka okrążeń później wyścig stał się dla czerwonych jeszcze gorszy, bo po usterce w swoim bolidzie wycofać musiał się Raikkonen. Tymczasem po swoim zjeździe do boksów Hamilton powrócił na tor między Red Bullami, a na prowadzeniu wyścigu znalazł się Verstappen.

Byki opóźniły swoje zjazdy, ale w końcu i oni musieli pojawić się w alei serwisowej, a wtedy na czoło wyścigu powróciły Brytyjczyk. Na kilkanaście okrążeń przed końcem wyścigu rozpadła się jednostka napędowa w bolidzie Ocona, przez co wprowadzono okres wirtualnego samochodu bezpieczeństwa. W tym momencie taktycy Ferrari podjęli dziwną decyzję o ściągnięciu na kolejny zjazd Sebastiana Vettela. Ten powrócił na tor za Verstappenem, któremu teraz musiał odebrać miejsce by w ogóle znaleźć się na podium. Max z kolei znów dał popis uderzając w Williamsa podczas jazdy pod wirtualnym safety carem i uszkadzając swoje przednie skrzydło. Po restarcie okazało się, że ów uszkodzenie nie miało większego wpływu na tempo jazdy Holendra, natomiast jadący za nim Vettel, nie był w stanie zbliżyć się na więcej niż półtorej sekundy. O ataku nie mogło być mowy.

Poza pojedynczymi manewrami wyprzedzania np. w wykonaniu Alonso, w wyścigu nie działo się już kompletnie nic. Na metę jako pierwszy wpadł niezagrożony Hamilton, przed Bottasem i Verstappenem. Dalej znaleźli się Ricciardo, Magnussen, Sainz, Alonso i Perez. Pierwszą dziesiątkę zamknął Sauber Leclerca, któremu znów udało się dołożyć punkcik do tegorocznej kolekcji zespołu.

Szczerze mówiąc trudno cokolwiek rozstrzygającego powiedzieć o Grand Prix Hiszpanii 2018. No może poza tym, że kara przesunięcia na starcie kolejnego GP to moim zdaniem żart za to co wykonał Grosjean. Taka akcja powinna skutkować zawieszeniem superlicencji, bo była totalnie kretyńskim i intencjonalnym narażeniem życia i zdrowia reszty zawodników. Co do układu sił w stawce, to wiemy tyle… że nic nie wiemy. Wydaje się, że powróciliśmy do momentu, w którym Ferrari i Mercedes są przynajmniej na równi, a przewaga któregoś z zespołów zależy od specyfiki danego toru.

Jeden komentarz do “F1 Grand Prix Hiszpanii 2018

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading