Akcja się zagęszcza. Autonomicznie.
Pamiętacie przykrą informację o historycznym pierwszym wypadku samochodu autonomicznego w USA, w którym zginął człowiek? Volvo Ubera uderzyło w 49-cio latkę, która wtargnęła na drogę. Taki temat może zaważyć na przyszłości branży, więc zainteresowanie jest ogromne, a sprawa coraz bardziej się rozrasta.
Oto bowiem okazało się, że samochód „zauważył” kobietę na drodze, ale… zdecydował się nie podejmować żadnej akcji! Dlaczego? Otóż całością steruje oprogramowanie, które zbiera dane z sensorów patrzących na przestrzeń dookoła pojazdu. Sensory, jak to sensory, mają różną czułość, generują drobne błędy, powstają tzw. duchy itp. Innymi słowy można by ustalić czułość sensorów na 100%, a wtedy pojazd mógłby stawać dęba jakby zdecydował, że znak zbyt wystaje nad drogę albo pojawiła by się przed nim lecąca siatka, a nawet czasem zupełnie bez powodu. Nikt tego by nie chciał, a więc w oprogramowaniu ustala się pewną martwą strefę sensorów. Czyli dopóki przed pojazdem nie pojawi się obiekt o odpowiednio dużych parametrach (wielkości, gęstości, szybkości, czy innych), auto uznaje ten obiekt za błąd odczytu i ignoruje. W samochodzie, który brał udział w wypadku, ów marginesy martwej strefy były tak duże, że system uznał kobietę na drodze za taki właśnie błąd.

Zawsze jest ryzyko. Samochody autonomiczne to nowa technologia, prace nad jej ulepszeniem trwają. Mimo wszystko nie uważam jej za większe zagrożenie niż człowiek za kierownicą. Myślę, że taka maszyna ma mniejsze szanse popełnić błąd niż człowiek, a wypadki będą się zdarzać bardzo rzadko, jeśli w ogóle. Nie ma co szukać sensacji na siłę.