Rajd Polski 2017

Wyniki są już znane, więc nie będę się nad nimi głęboko rozwodził, z resztą pewnie większość z was miała do nich dostęp przede mną, gdyż na mazurskich łąkach i polach dość łatwo o brak zasięgu Internetu, choć na szczęście zostaje radio. Zapraszam więc na kibicowską relację z imprezy, wrażenia, emocje i wnioski na przyszłość.

Sporo dość prywatnych doświadczeń mogliście przeczytać w moich relacjach z dnia pierwszego i dnia drugiego. Teraz nieco na spokojnie postaram się wszystko zebrać i wspomnieć także o rzeczach, o których wtedy nie było czasu myśleć.Po pierwsze i będę to powtarzał bez końca – nowe WRC naprawdę lata po naszych trasach. Prędkość tych aut robi piorunujące wrażenie. To nie są już „po prostu” auta rajdowe, czyli samochody dość szybko przemieszczające się po terenie. To auta, których prędkość osiągana w terenie, nawet na drodze robiła by już wrażenie. Serio. Porównanie z Mini z zeszłorocznej specyfikacji WRC, które jechało zaraz po ścisłej czołówce w autach na ten rok, nie miało nawet sensu. To po prostu inna liga. Jasne, że wiele zależy od kierowcy, ale różnicy w czystej prędkości po prostu nie da się nie zauważyć. No i od tego rajdu jestem wielkim fanem Otta Tanaka. Od razu powiem szczerze, że nie wiem czy ten człowiek kiedyś zostanie mistrzem świata, bo jego styl jazdy może na to nie pozwolić. Niemniej na trasie jest to taki szaleniec bez choćby odrobiny strachu i marginesu bezpieczeństwa, że szczęka po prostu opada. Patrząc co wyprawia na trasie ma się wrażenie, że w jego wypadku lekiem na zbyt dużą prędkość przed przeszkodą jest… jeszcze mocniejsze dociśnięcie gazu. Kiedy mijał mnie na OS 21 Paprotki, na którym potem uszkodził samochód, miał punkt hamowania przed zakrętem dobre kilkanaście metrów dalej niż reszta stawki, jeśli nie więcej. Teraz widzę, że naprawdę jechał wszystko albo nic. Szczerze szkoda, że nie wygrał, bo kogoś takiego po prostu świetnie obserwuje się z punktu widzenia kibica, już pomijając sportowe sympatie.Przy okazji Tanaka, Fiesty i M-Sportu. Nie wiem czy to kierowcy tego zespołu, czy raczej konstrukcja auta, ale jeśli jakiś samochód zaczynał gubić elementy aerodynamiki, kawałki zderzaków, skrzydełka, części dyfuzora itp. to była to w 9 na 10 przypadków Fiesta WRC M-Sportu właśnie. Także albo kierowcy tak nie oszczędzali swoich pojazdów, albo elementy nadwozia Forda są dość nieodporne na warunki rajdowe, szczególnie takie jakie panowały tutaj, a trzeba nadmienić, że łatwo nie było. Dla odmiany Hyundaie poruszały się równie szybko, ale w sposób mniej agresywny, wydawało się, że bardziej płynny i kontrolowany. Toyoty z kolei wyglądają na zupełnie niepozorne i jakby nie przykuwają uwagi. Z resztą nie ukrywajmy, że wyglądają nieco jak auto miejskie z niedorzecznymi spojlerami zrobionymi w garażu przez domorosłego tunera. Pod tym względem najlepiej prezentują się Hyundaie i Citroeny. Ich aerodynamika jest najmocniej „upakowana” i przylegająca do właściwej bryły samochodu, z mniejszą ilością odstających skrzydełek i innych wynalazków, niż u konkurencji.Ogromne dyfuzory nowych WRC nie wiem czy w ogóle działały, bo raczej zamiast wyrzucać powietrze spod samochodu wyrzucały potężne grudy błota. W ogóle ostatniego dnia rajdu warunki były tak dramatyczne, że na OS 23 w miejscu gdzie stałem wyjście z jednego z zakrętów było niemal nieprzejezdne. WuRCe to tam niemal stawały, mimo gazu wciśniętego do oporu, a problemy miał nawet Kuba Przygoński w wysoko zawieszonym aucie na Dakar. Koleiny i stan przemielenia ziemi pomieszanej z błotem były naprawdę poza skalą. Z drugiej strony gwarantowało to dodatkowe atrakcje. Fontanny błota i piękne poślizgi, w których wydawało się, że kierowcy zupełnie nie kontrolują już auta. W sumie błoto chyba nawet lepsze niż unoszący się potem przez dziesiątki metrów kurz, który dostaje się wszędzie. Przede wszystkim wydawało się, że kierowcy też mają frajdę z jeżdżenia swoimi samochodami na granicy ich możliwości i wpadania przy maksymalnych prędkościach z zakrętu w zakręt i pomiędzy jeszcze na hopę, a tych na Mazurach nie brakuje.Rajd był trudny podobno tak dla zawodników jak i kibiców i organizatorów. Dla zawodników łatwo domyślić się czemu. Warunki pogodowe dawały w kość sprzętowi i ludziom, którzy walczyli z trasą, a przy takiej pogodzie łatwo było, żeby jej aktualny stan rozmijał się mocno z opisem, a wtedy o błąd bardzo łatwo. Kibice także dostali swoje od pogody i momentami trzeba było być gotowym na warunki niemal jak na obozie przetrwania. No i przyznam, że do tej pory bywałem na rajdach tylko w bardziej zurbanizowanych terenach, także warunki momentami nie tyle mnie zaskakiwały, co nieco przekraczały moje przypuszczenia. Nawet dojście do oficjalnej strefy kibica czasem prowadziło kilometrami przez łąki i pola w wodzie czy błocie po kostki, jeszcze z zacinającym w twarz deszczem i momentami w mokrej trawie po pas. Także przygotowanym trzeba naprawdę być, ale jak się już człowiek w te wszystkie folie owinie, nabędzie kalosze i założy czapkę żeby mu się w oczy nie lało, to można swobodnie podziwiać. Dostało się też organizatorom. Z jednej strony przez pogodę, z drugiej przez kibiców. Z ich właśnie winy odwołano szósty OS. Dziennikarz Eurosportu Adam Widomski ładnie to podsumował: Niestety. Kto Polakowi zabroni. W Czechach czy Belgii taśma jest święta. U nas jest wyzwaniem do pokonania. Taka przykra prawda. Estończycy jakoś potrafili szanować ograniczenia, a jeśli już byli poza oficjalną strefą, to ustawiali się w miarę bezpiecznie. Polak nie. Polak musi stać na końcu wyjścia z zakrętu, po zewnętrznej stronie i wystawiać jeszcze rękę z aparatem tuż przed maskę nadjeżdżającego samochodu. Dla równowagi powiem też o drugiej stronie, czyli organizatorach. Sorry Panowie, ale do obsługi odcinków bierzecie ludzi lokalnych, pewnie po kosztach, nie wiem nawet czy przechodzą jakieś szkolenie. Z kilkoma gadałem, większość których widziałem na odcinkach jako tako się starała, część miała w sumie gdzieś co robią, a jeden był naprawdę „z powołaniem” i troszczył się o powierzony mu kawałek terenu. Ba! Inny wspominał, że chcieli wezwać pomoc lub prosić o wstrzymanie odcinka, bo kibice mieli ich gdzieś i podchodzili pod samą trasę, ale…. nawet nie dostali od organizatora radia by taką konieczność zgłosić. Także organizator ma co poprawić, ale nie ukrywajmy – dla ludzi myślących powinna wystarczyć taśma, a nie człowiek za taśmą, który musi przypominać po co ona jest. Także mimo wszystko winię głównie kibiców. Także za to, że nie używają mózgu parkując i na jeden odcinek nie dotarłem w ogóle, gdyż Państwo sobie zaczęli zostawiać samochody wzdłuż drogi po przeciwnych jej stronach, tak że w końcu zablokowali nie tylko nadjeżdżające samochody, ale i te które już na drogę wjechały. Godzinę więc spędziłem stojąc w korku na polnej drodze, który potem cały musiał być wycofany.Podobno jest całkiem spore zagrożenie, że za rok rundy WRC w Polsce nie będzie. Oby się to nie sprawdziło, gdyż po tegorocznej imprezie rajd zyskał przynajmniej jednego nowego fana, no i zebrane doświadczenia „co, gdzie, jak” chciałbym móc też kiedyś wykorzystać 😉 . Poza tym rajd jest doceniany przez kibiców na całym świecie i wystarczy poczytać reakcje w sieci, by zobaczyć jak bardzo się podoba ta szalona jazda po mazurskich trasach. Impreza myślę, że jest jedną z najciekawszych motorsportowych w kraju, z resztą w ogóle w niewielu innych dziedzinach motoryzacyjnych mamy szansę podziwiać u nas ścisłą czołówkę światową. Warto choćby dlatego.

PS. Na dniach opublikuję jeszcze dla was wideo z materiałami, które udało mi się zarejestrować na rajdzie.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading