F1 Grand Prix Austrii 2017
Po skrajnie emocjonującym GP na torze w Baku i wielkim napięciu jakie powstało pomiędzy dwójką liderów, spodziewaliśmy się znów ogromnych emocji na położonym u podnóża Alp torze firmowanym obecnie przed Red Bulla. Tak wielkich emocji nie było, a sam wyścig był niemal kalką rywalizacji w Rosji, kiedy przez większość czasu niemal nic się nie działo, a na ostatnich kilku okrążeniach mogliśmy obserwować zaciętą walkę liderów.
Treningi przed wyścigiem miały dość typowy przebieg, który znamy z rywalizacji od samego początku sezonu, czyli pokazywały dominację Mercedesa i Ferrari. Tym razem do czołowej dwójki zbliżył się nieco także Red Bull, jakby kontynuując sygnalizację coraz lepszej formy rozpoczętą już w Baku. Dla odmiany po świetnym weekendzie w Azerbejdżanie Williams prezentował się dramatycznie słabo, wręcz najgorzej w sezonie, a pracownicy zespołu pytani o powód takiej postawy rozkładali ręce. Światełko w tunelu pojawiło się także u McLarena, kiedy wprowadzona właśnie trzecia wersja silnika okazała się rzeczywiście zmniejszać stratę do reszty stawki. Radość trwała jednak krótko, bo już w nocy z piątku na sobotę podjęto decyzję o powrocie do starszej jednostki w bolidzie Alonso. Problemy ze sprzętem tym razem nie ominęły także Lewisa Hamiltona. Po treningach stwierdzono, że coś jest nie tak ze skrzynią w jego Mercedesie i zdecydowano się na zamontowanie nowej, co oznaczało karę cofnięcia o pięć miejsc na starcie niedzielnego wyścigu. Kwalifikacje miały być więc dla Lewisa jeszcze ważniejsze. Tymczasem tym razem wcale nie królował podczas nich na torze. W ostatniej sesji najszybciej dobre czasy wykręcili Bottas i Vettel. Hamilton w swoim przejeździe popełnił spory błąd. Jak się okazało większość stawki nie miała już potem możliwości poprawy czasu ze względu na wypadnięcie z toru Verstappena, który jak sam stwierdził naciskał zbyt mocno, a także usterkę Haasa Grosjeana, który zatrzymał się na torze. Nieco zaskakująco więc Pole Position zdobył Bottas przejeżdżając zdecydowanie nieidealne okrążenie, obok na starcie ustawił się Vettel, a za nimi Raikkonen i Ricciardo.
Na pierwszym okrążeniu austriackiego toru zwykle dzieje się bardzo dużo. Ściśnięta stawka rozpoczyna wyścig od dwóch sprintów po prostej zakończonych ostrymi zakrętami. Także i tym razem już na pierwszym zakręcie wydarzyło się naprawdę sporo. Już na samym starcie kontrowersje wzbudził idealny start Bottasa, który wystrzelił przed wszystkimi, jakby popełnił falstart. Za nim natomiast problemy z ruszeniem miał Verstappen. Na pierwszym zakręcie doszło do kraksy, kiedy to rozpędzony Danił Kwiat wbił się w tył McLarena Alonso, a pomarańczowy bolid poleciał z kolei w Red Bulla nieszczęsnego Verstappena. Jak to zwykle bywa los nie okazał się sprawiedliwy i o ile Kwiat pojechał dalej, to pozostali dwaj Panowie musieli zakończyć rywalizację.
Gdy jedni stracili inni zyskali. Po katastrofalnych kwalifikacjach w zamieszaniu na pierwszych okrążeniach do czołowej dziesiątki udało się wbić obu Williamsom. Także Romain Grosjean dotarł wysoko, bo aż na czwarte miejsce, szybko jednak stracił je na rzecz Kimiego Raikkonena. Fin od początku weekendu zdecydowanie nie czuł się dobrze na torze i w bolidzie, teraz jednak miał powód by gonić czołówkę, bo już tuż za tylnym skrzydłem miał rzucającego się w pogoń Hamiltona. Kiedy obaj Panowie uporali się z Haasem okazało się, że zmiana układu sił w czołówce nie będzie wcale taka łatwa i oczywista jak mogło się to wydawać. Bottas, Vettel i Ricciardo jechali jeden za drugim tylko minimalnie zwiększając dystanse między zawodnikami z okrążenia na okrążenie. Raikkonen także nie był w stanie się do nich zbliżyć, ale o dziwo także Hamilton nie mógł poradzić sobie z Kimim, czy nawet zbliżyć na odległość ataku.
Niestety znów, poza dwoma czołowymi teamami i osamotnionym Ricciardo, nikt nie był w stanie dołączyć do walki o czołowe lokaty w wyścigu. Z tyłu wyścigu także niewiele się działo. Force India i Williamsy zajęły swoje pozycje w drugiej połowie pierwszej dziesiątki i nie zanosiło się, by ktoś mógł zmienić kolejność w stawce. Przed nimi przemieszczał się tylko Haas Grosjeana, zaliczający imponujący występ. Także przy okazji jedynych pitstopów warte uwagi były tylko te ścisłej czołówki. Tu pierwszy zjechał Hamilton, szukający agresywnej taktyki by poradzić sobie z Kimim. Chwilę później pojawił się Ricciardo i Vettel. Zupełnie inne podejście zastosowali Bottas i Raikkonen, którzy odwlekali swoje zjazdy. O ile w przypadku Valtteriego miało to logiczne uzasadnienie, bo dysponował odpowiednim tempem, to nie najlepiej radzący sobie Raikkonen był raczej przypadkowym liderem wyścigu przez kilka okrążeń po zjeździe Bottasa. Jedyne logicznym uzasadnieniem by tak długo pozostawał na torze było możliwe spowolnienie Valtteriego by popracować na korzyść Vettela.
Ferrari po raz kolejny nie wykazało się w tym wypadku geniuszem taktycznym i jedyne co udało się zrealizować Kimiemu to stracić po pitstopie lokatę na rzecz Hamiltona. Lewis jazdę na nowych oponach rozpoczął od szaleńczego tempa, co nie było zbyt rozsądnym posunięciem biorąc pod uwagę, że zmienił opony na ultramiękkie i miał na nich do przejechania najwięcej okrążeń z całej czołówki. Na skutki nie trzeba było długo czekać i już raptem po kilku okrążeniach Brytyjczyk zaczął raportować, że z jego oponami nie jest najlepiej.
Kiedy wydawało się, że do końca rywalizacji na żadne emocje nie można już liczyć, tak Vettel jak i Hamilton znaleźli jeszcze zapas tempa by zbliżyć się do swoich rywali. Przez kilka ostatnich okrążeń mieliśmy więc na torze dwie walczące pary. Bottas z Vettelem o zwycięstwo i Hamilton z Ricciardo o najniższy stopień podium. Choć obu Panom udało się zbliżyć przed końcem wyścigu na dystans ataku, a Hamilton nawet jeden przeprowadził, ale został po profesorsku wybroniony przez Ricciardo, to nic w klasyfikacji już się nie zmieniło. Chyba wszyscy się zgodzili, że jeszcze jedno okrążenie wyścigu mogło by zmienić klasyfikację, ale cóż – na tym właśnie to polega.
Drugie zwycięstwo w sezonie i karierze wpisał na swoje konto Bottas finiszujący przed Vettelem i Ricciardo. Ten ostatni, jak sam później powiedział, był bardziej usatysfakcjonowany z trzeciego miejsca w domowym wyścigu Red Bulla i po ciężkiej walce z Hamiltonem, niż z wygranej w Baku. Lewis natomiast nie ukrywał niezadowolenia z osiągniętego wyniku, mimo iż sam twierdził jednocześnie, że był najszybszym zawodnikiem na torze… Większe kontrowersje i to nawet po wyścigu wzbudził za to falstart Bottasa, który FIA ostatecznie potwierdziła po wyścigu, ale sędziowie stwierdzili, że był on w marginesie, który oni dopuszczają jaki poprawny start (?!?!?!!?).
Przed nami kolejny klasyk, tym razem w Wielkiej Brytanii, a potem? Potem jest duża szansa, że dla nas i dla całego świata F1 ważniejsza od samego wyścigu będzie pewna sesja treningowa w piątek, ale to dopiero pod koniec lipca na Węgrzech, gdzie pewien kierowca może zaliczyć niespotykany, drugi debiut w F1 w karierze 😉 .