Ale się wykończyli… cz. III – F1

Spośród wszystkich sportów motorowych o globalnym zasięgu, to właśnie Formuła 1 w ciągu ostatniego roku uległa największym zmianom, które z resztą dalej są w toku. Wymiana wieloletniego „cara” F1, nieprzerwanie panującego od dekad i pewnie dzierżącego całą niemal władzę, to bodaj największa z nich. Nowe regulaminy to kolejna zmiana większego kalibru i poniekąd przyznanie, że do tej pory działało się źle. Jaki to wszystko będzie miało wpływ na rywalizację, szczególnie teraz, kiedy F1 rządzą Amerykanie, którzy bardzo szybko i bez ukrywania zaczęli się przymierzać do amerykanizacji królowej sportów motorowych?

Najmniejszą (niestety) i najmniej zauważalną zmianą w roku 2017 będzie brak jednego z zespołów. Manor ostatecznie przegrał walkę o fundusze na działanie. Przegrał ją dokładnie w momencie, kiedy Sauber wyprzedził zespół w klasyfikacji konstruktorów po wyścigu w Brazylii. Wyczekiwane z nadzieją dziesiątki milionów za 10. miejsce w stawce nie pojawiły się na koncie ergo zespół nie miał środków na działalność nie posiadając potężnego zaplecza sponsorów. Dla mnie oznacza to kompletną klęskę obecnego systemu panującego w F1, o którego bolączkach wiadomo z resztą od lat. Czemu nic z tym się nie robi? Sprawa jest prosta – żaden z zespołów nie ma interesu by stan rzeczy zmienić, a większość zdecydowanie wolałaby go utrzymać. Owszem Force India, Toro Rosso i reszta mniejszych graczy czasem podnoszą temat o nierównym i niesprawiedliwym podziale zysków, ale bardzo szybko o nim zapominają spotykając się z resztą z murem nie do przeskoczenia. Dla nakreślenia lub przypomnienia na czym problem polega: w takim 2015 F1 przyniosła jakieś 2 mld $ zysku. Połowa z tego trafia do podziału między zespoły, druga do właścicieli praw. Jeśli chodzi o takie np. zespoły to poza nagrodami za miejsca w klasyfikacji konstruktorów od 1 do 10, przyznawane są także różne „bonusy”. I tak bonusy historyczne otrzymują np. McLaren, Williams, czy Ferrari. Różne dodatkowe bonusy otrzymują także Red Bull i Mercedes. Największy jednak trafia do Ferrari. To jakieś 100 mln $ za to, że… Ferrari po prostu startuje w sezonie. Czerwoni mają tak ogromną władzę w F1 (podobno jako pierwszy zespół skorzystali już z możliwości kupienia udziałów w sporcie), że wpływa to na całą rywalizację. Swoją drogą to wstyd, że przy takich układach nie są w stanie dominować, ale to temat na inny wpis.

Niemniej cały system, co oczywiste, nie działa. To znaczy działa, ale na pewno nie na korzyść widowiska. Liberty, jako nowy właściciel F1, podobno zamierza go zmienić, ale nie uczyni tego przed 2020 rokiem, czyli datą podpisania nowego Concorde Agreement. Na chwilę obecną pojawienie się nowego zespołu, tym razem był to Haas, oznaczało odpadnięcie innego, ze względu na brak środków. Świetny układ…

Nowe bolidy to taki „Powrót do przyszłości”

Wspominane nowe regulaminy mogą nieco namieszać w stawce. Przynajmniej patrząc na dotychczasowe wyniki testów przedsezonowych. Przede wszystkim jednak regulaminy to porażka podejścia do zarządzania sportem. Oto, po latach, okazało się, że coś z czego wcześniej zrezygnowano na rzecz tzw. „rozwoju sportu” i ekologii, jest pożądane. Pożądane przez fanów, a może nawet konieczne by rywalizacja była bardziej widowiskowa, a sport odzyskał koronę najbardziej wymagającej kategorii sportów motorowych, którą ostatnio dzierżył raczej tylko teoretycznie. Szersze opony i większa siła docisku to może niewiele, ale może zrobić wielką różnicę. Po czasach w Barcelonie już to widać. Obecne okrążenia testowe są nawet o ponad 3 sekundy szybsze niż zeszłoroczne na Pole Position. Kierowcy też wspominają o tym, że nowe auta są dużo bardziej wymagające fizycznie ze względu na większe przeciążenia na zakrętach. Te zmiany premiują także innych kierowców, na przykład kierownictwo Williamsa twierdzi, że nowe bolidy idealnie pasują pod styl prowadzenia powracającego Massy. Co z tego wyniknie zobaczymy w trakcie sezonu. Na pewno jednak wolę by samochody były porażająco szybkie i tak jak wcześniej trudne do wyprzedzenia, a nie jak teraz: wolno, wolno, DRS, pozycja w górę. Kpina ze sportu i kibiców. Czekam z niecierpliwością czy i kiedy ów wynalazek wreszcie zlikwidują.

Na koniec zmiana najważniejsza. Po ponad 40 latach panowania w F1, swoje udziały i władzę oddał Bernie Ecclestone. Można powiedzieć o nim dokładnie tyle samo złego co i dobrego. Kiedy w 1972 roku kupił zespół Brabhama nikt nie spodziewał się kim zostanie dla sportu. Szybko jednak założył stowarzyszenie konstruktorów F1 i powoli zaczął administracyjnie przejmować władzę, ukierunkowując ją w ręce swoje i teamów. Przez lata liczba ludzi ściągniętych do sportu, rozdanej władzy i pieniędzy przez Ecclestone’a przybrała niewyobrażalne wręcz rozmiary. Nie tylko kształt dotychczasowych regulaminów, nierówny podział pieniędzy, władza w rękach zespołów, ale nawet poszczególne kariery i obsadzone stanowiska, jak chociażby Max Mosley, wszystko to jest zasługą/winą „cara F1”.

Nie zrozumcie mnie źle. Bernie Ecclestone jest, a może raczej był, bo jednak wiek zaczął o sobie dawać znać, świetnym organizatorem i biznesmenem. Umiejętności te pozwoliły mu przekształcić zwykły sport w gigantyczną, prężnie działającą instytucję. Jego niepodważalne zdolności negocjacyjne i pewność siebie,wiara w nieomylności decyzji, często granicząca z bezczelnością, pomagały F1 stanąć nie w roli pretendenta, ale sportu narzucającego swoje warunki instytucjom na całym świecie. Wystarczy policzyć ilość torów jakie zbudowano specjalnie pod wymagania F1, ilość umów sponsorskich, koszty praw do transmisji telewizyjnych. Oczywiście Bernie nie dokonał tego wszystkiego osobiście, ale wszystko działo się pod jego twardym przewodnictwem i to zawsze on miał rozstrzygający głos w większości spraw związanych ze sportem.

Bernie i jego następca – Chase Carey

JEDNAK te układy i układziki, niejasne dzielenie, wieloletnie przyjaźnie, ustalenia. Wreszcie jego zakorzeniona w umyśle, nienadążającym za współczesnym światem, nieomylność, a także nienasycony apetyt na kasę, która już czyni go jednym z najbogatszych ludzi na świecie, a mimo to dalej nakazuje działać bardziej na rzecz zarobków niż sportu jako takiego. Wszystko to nakazuje zastanowić się co by było gdyby… Może F1 nie byłaby takim molochem. Może była by bardziej sportem niż biznesem jak obecnie, a może już dawno by jej nie było? Nie wiadomo, ale pamiętając o wielkim wkładzie Ecclestone’a w to, w którym miejscu teraz sport się znajduje, nie można zapominać, że to także jego decyzje doprowadziły do większości negatywów, które teraz obserwatorzy dostrzegają. Władza w rękach zespołów to Bernie, nierówny podział kasy to też Bernie. Nawet współczesne nudne tory to też on. Mało tego. Decyzje FIA, a nawet samo istnienie tej organizacji to także Bernie! Max Mosley, który przekształcił jej poprzednika w FIA właśnie, między innymi by zakończyć odwieczne spory z FOCA kierowaną przez Berniego, pochodził z tego samego kółka zainteresowań (choć trzeba też pamiętać, że próbował zwrócić prawa do transmisji FIA). Podobnie z resztą jak jej obecny prezydent Jean Todt.

Co było, to było. Obecnie właścicielem Formuły 1 jest Liberty Media. Berniego potraktowali podobno nie za fajnie, ale może też ktoś wreszcie musiał mu po tylu latach przypomnieć, że nie jest wszechmocny? Tak czy siak Liberty kupiło Formula One Group za 4,4 mld dolców, przejmując kontrolę. Oczywiście tylko teoretycznie, gdyż dalej część władzy pozostaje w rękach zespołów, a nawet FIA. Firma jest (słowo klucz) amerykańska. Dość powiedzieć, że stanowisko Berniego przejął Chase Carey. Chase, który pomagał odnieść sukces takim markom jak Fox News. Jest przy tym wielkim fanem futbolu amerykańskiego i marzy mu się, by każde Grand Prix przekształcić w wydarzenie niczym Super Bowl.

Jeśli jeszcze nie spadliście pod stół, czytajcie dalej, bo może nie będzie tak źle 😉 . Otóż prezes całego Liberty Media mówi na razie jedynie o tym, że rzeczywiście pragną ekspansji w Ameryce, ale jednocześnie chcą utrzymać i pielęgnować tradycje F1 w Europie Zachodniej, przenosząc też wreszcie sport w XXI wiek, między innymi przez lepsze użycie Internetu i mediów społecznościowych. Mało tego na nowo utworzoną rolę Managing Director w Formula One Group powołany został nie kto inny, ale sam Ross Brawn. Gość, który potrafił prowadzić niejeden zespół do zwycięstwa może będzie potrafił także pomóc w kierowaniu sportem. Już mówi o tym, że trzeba sobie poradzić w przyszłości z niechcianymi „płetwami rekina”. Poza tym Ross ma naprawdę zdrowe podejście i otwarcie mówi, że nie wypowie się o nowych samochodach, dopóki nie zobaczy jaką rywalizację one umożliwiają, podczas normalnego wyścigu. Jak mówi Brawn, nie ma jednak co liczyć na gwałtowne przewroty, bo dla fanów i zespołów ważna jest pewna ufność w przepisy i ich ewolucja, a nie skakanie z kwiatka na kwiatek. Wspomina także, że prawdziwy proces zmian i negocjacji dopiero przed nami, będą się one toczyć pewnie na przestrzeni całego nadciągającego sezonu. Jednak jest parę spraw, jak użycie nowoczesnych środków przekazu, które zostaną naprawione bardzo szybko. Ross nie jest także zadowolony ze sposobu w jaki są ustalane same zmiany. Zbyt często bowiem wprowadzano je nie definiując na dobrą sprawę czemu tak naprawdę mają służyć (coś o tym wiemy..) i przede wszystkim to chciałby zmienić. W tym celu ma powstać grupa inżynierów i naukowców w FOM, która będzie współpracować z zespołami w kwestiach zmian. Zdecydowanie popiera też pozbycie się DRS i sztucznego wyprzedzania, ale nie gwałtownie, a przez proces stworzenia samochodów, które po prostu go nie potrzebują. Na wszystko to chciałoby się powiedzieć – WRESZCIE! Ma nawet zostać ustanowiony wyścig poza mistrzostwami, który będzie służył do testowania nowych pomysłów, jak inny format weekendu wyścigowego.

Nowy dream team kierujący F1

Wszystko to daje nadzieję, że uda się znaleźć kompromis pomiędzy amerykanizacją sportu, a pozostawieniem, czy może nawet powrotem, tego za co uwielbiają F1 Europejczycy. Zresztą, jak na razie widać jedynie pozytywne skutki tej zmiany, czyli zdecydowanie większą ilość oficjalnych materiałów dostępnych w sieci, a także aktywność na portalach społecznościowych. No i GP2 zostało wreszcie F2. Będzie towarzyszyć dziesięciu rundom F1. Pierwsza potężna batalia majaczy dopiero na horyzoncie, czyli podpisanie nowego Concorde Agreement w 2020 roku. Do tego czasu pozostaje nam obserwować jak będzie rozwijać się sport w jego nowej erze, bo chyba tak należy podzielić okres istnienia F1. Pre-Bernie, Bernie i post-Bernie. Panowie z Liberty, jeśli tylko dobrze zajmą się Formułą 1, mają szansę byśmy o Ecclestone zapomnieli równie szybko co o zeszłorocznym Mistrzu Świata. Z góry przepraszam, ogromnie szanuję Nico za tą decyzję, ale też trochę nie rozumiem. Poza tym wydaje mi się, że sport sam w sobie nie narzeka na jego brak i zapomni o jego tytule równie szybko, jak i ja.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading