WEC: Emocjonujące otwarcie dla Audi

Co tu dużo mówić. W ten weekend sezon wyścigowy rozkręcił się już na całego. Obserwować bowiem mogliśmy nie tylko kolejne Grand Prix Formuły 1, ale i inaugurację sezonu World Endurance Championship, czy może po naszemu – Długodystansowych Mistrzostw Świata. Po testach przedsezonowych na Paul Ricard wydawało się, że Porsche dysponuje niemałą przewagą. Jednak weekend wyścigowy na Silverstone zaskoczył nie tylko pogodą, ale i układem sił w stawce, a sześciogodzinny wyścig dał wiele powodów, by wyczekiwać kolejnych.

Wyliczenia z testów i treningów zdały się na nic już po kwalifikacjach. Pomijając nawet małą śnieżycę jaka nawiedziła tor podczas jednej z próbnych sesji. Wszystko dlatego, że cały pierwszy rząd zajęły auta Audi, co było wbrew ogólnemu mniemaniu, że to auta Porsche dysponują lepszym tempem na jednym okrążeniu.

Warunki na treningach były nieco… nietypowe?

Wyścig zapewnił niemałe emocje już od samego początku. Dobrze startujące Audi pewnie trzymały swoje pozycje przed Porsche, których kierowcy jakby nieco przysnęli w początkowej fazie wyścigu. Mark Webber dość szybko postanowił wybudzić się z letargu i rozpoczął świetną pogoń za dwójką Audi, zakończoną dwoma manewrami wyprzedzania i wyprowadzeniem jego 919-stki na prowadzenie w wyścigu. Bolidy Porsche pokazywały świetne tempo wyścigowe i niedługo potem to dwójka pojazdów tej marki liderowała stawce. Widać było, że najnowsze konstrukcje przechodzą jeszcze „choroby wieku dziecięcego”, gdyż dwa prowadzące zespoły co jakiś czas miały drobne problemy z autami, które jednak udawało się rozwiązać.

Świetny start Audi, a chwilę po nim pogoń Porsche

Dramaty rozpoczęły się kiedy po pierwszej zmianie za kierownicą Porsche #1 usiadł Brandon Hartley i podczas dublowania Porsche klasy GTE w barwach zespołu Gulf, wybrał zły tor jazdy po zewnętrznej zakrętu, nie zostawiając zawodnikowi w wolniejszym aucie czasu i miejsca na reakcję. Zakończyło się dość mocną kolizją, podczas której 919-stka przeleciała po masce drugiego auta, upadła na bok, po czym oba samochody zatrzymały się w bandzie, co oznaczało już pewny koniec rywalizacji. W czasie okresu żółtej flagi na torze zatrzymało się z kolei Audi R18 #8 i jak się okazało „zupełna awaria systemów elektronicznych i hybrydy” uniemożliwiła dalszą rywalizację. Tak więc obaj niemieccy potentaci pozostali z jednymi autami. Za nimi swoje jechała Toyota, choć już nie tracąca tyle co w latach ubiegłych, to dalej będąca poza zasięgiem bezpośredniej walki.

Nie na długo jednak. Pęknięta opona w Toyocie #5 Nakajimy wyeliminowała i jedną z załóg japońskiej marki z walki o podium. Wywołała też wyjazd samochodu bezpieczeństwa, gdyż rozerwana opona z którą Kazuki zjeżdżał do boksu, kompletnie roztrzaskała tył nadwozia jego auta i by posprzątać porażającą ilość fragmentów włókien węglowych na połowie okrążenia, trzeba było pozwolić obsłudze toru wejść na asfalt. To zdarzenie jeszcze bardziej zacieśniło walkę o wygraną między Porsche i Audi. Tu trzeba wspomnieć, że kierowcy Audi świetnie radzili sobie dzisiaj z wyprzedzaniem aut wolniejszych klas i świetnie znajdowali sobie miejsce na torze. Zdecydowanie gorzej szło to kierowcom Porsche. Zaczęło się od wypadku Hartleya, potem natomiast doskonale było widać, jak po każdej walce z tłokiem na trasie, Audi zwiększało przewagę nad konkurencją, która potrafiła odrabiać straty tylko na wolnym torze. Kolejny poważny błąd kierowców Porsche znów miał miejsce, gdy goniący Romain Dumas nie zostawił wyprzedzanemu Fordowi GT miejsca i spowodował kontakt. W jego wyniku 919 #2 straciło czas i znalazło się około 10 sekund za Audi #7, które objęło prowadzenie.

Debiut nowego Forda GT wypadł nieźle, ale to Ferrari króluje.

W tym odstępie kierowcy jechali niemal cały czas, zwiększając go minimalnie i zmniejszając w zależności od tego, kto w danym momencie walczył z ruchem na torze. Zbliżała się przedostatnia seria pitstopów i pierwsze rozstrzygnięcia. Audi pozostało na starych oponach, a Porsche zmieniło je… z jednej strony (o ile dobrze wychwyciłem). Plan był chytry, gdyż zakładał oszczędność czasu, przez zamianę gum tylko z lewej strony, która najbardziej dostaje w kość na Silverstone. Los go szybko pokrzyżował i auto numer 2 musiało się ponownie pojawić w boksie już okrążenie później ze względu na przebitą oponę, dla odmiany, po prawej stronie.

Poniesiona strata była już nie do odrobienia. Wygrało więc Audi z zupełnie nową konstrukcją, przed Porsche i Toyotą na podium, choć tempo wyścigowe japońskich aut raczej im na takie wyniki w normalnych warunkach jeszcze nie pozwala.

Niesamowity wyczyn załogi #51 – podium po sporej karze

Poza czołowymi klasami wcale nie było nudno. W LMP2 podziwialiśmy ciekawą walkę najpierw G-Drive z wysłużoną konstrukcją (Gibson) zespołu Strakka, która zakończyła się zwycięstwem zespołu RGR przed Extreme Speed Motorsport, po świetnej pogoni i równej jeździe obu Ligierów tych teamów. W klasach GT dzień dzisiejszy można z kolei zapisać na konto nowego Ferrari 488 GTE oraz AF Corse. Zwycięstwo w GT Pro przypadło załodze AF Corse #71, która zaliczyła weekend idealny. Nie tylko zdobyła pole position, ale prowadziła także przez cały wyścig, nie tracąc pozycji lidera nawet podczas zjazdów do boksów. Dużo cięższą przeprawę i niesamowity wyczyn zaliczyła druga załoga, także AF Corse #51 w Ferrari 488. Panowie startowali do wyścigu z trzyminutową karą za wymianę silnika po kwalifikacjach. Po takiej stracie nie dość, że przebili się przez całą stawkę, to jeszcze finiszowali na drugiej lokacie z okrążeniem straty do lidera, a przypomnę, że tutaj dla GT trwa ono poniżej dwóch minut. W GT Am także wygrało Ferrari od AF Corse, tym razem starsze 458 Italia. Za nimi uplasował się fabryczny Aston Martin i Corvetta Larbre Competition, korzystająca na problemach niektórych załóg Porsche, które dziś cierpiały z powodu wrażliwego zawieszenia, które w 911-stkach różnych zespołów zawiodło w wyścigu przynajmniej trzy razy.

911-stki cierpiały dziś z powodu wadliwego zawieszenia

Rozpoczęcie sezonu niemal wymarzone. Dużo akcji, zaskoczeń i emocji. Do tego widać świetne przygotowanie zespołów już od początku sezonu, tak pod względem technicznym jak i organizacyjnym. Zupełne inne wrażenie, niż w przypadku corocznych inauguracji takiej na przykład Formuły 1. A propos – gdyby królowa motorsportów miała taki oficjalny i płatny streaming jaki ma WEC, płaciłbym bez zająknięcia.

Wszystkie użyte zdjęcia pochodzą ze strony www.fiawec.com

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading