Bo to tylko sport

Start wyścigu

Choć trudno powiedzieć, żeby tegoroczne GP Monako było wulkanem emocji od startu do końca, to jednak wyścigi na tym niepowtarzalnym torze zawsze dostarczają niemałych wrażeń. Nie tylko tych wynikających z obserwacji najlepszych kierowców przeciskających się z szaleńczą prędkością po ulicach  ciasnego miasteczka bolidami, które są do tego zupełnie nieprzystosowane. W tym roku trudno też będzie zapomnieć o śmieszno-tragicznym błędzie czołowego zespołu Mercedesa, którego ofiarą padł komfortowo prowadzący Hamilton.

Weekend, jak na Monako, nie był pełen emocji. Od początku jazd tempo dyktowali tak naprawdę kierowcy Mercedesa, z plasującym się za nimi Vettelem i resztą ciut dalej. Całkiem nieźle prezentował się także zespół Red Bull Racing. Żadnych rewelacji nie można się było jednak dopatrzeć, no może poza tragiczną formą Williamsa, która daje pojęcie o tym, że ich bolid może sobie radzić gorzej na krętych torach, których kilka będzie w drugiej części kalendarza. Nawet pogoda okazała się łaskawa i poza jednym z treningów, nie spłatała żadnego figla aż do końca wyścigu.

Sam wyścig od startu przebiegał niemal bez większych problemów, choć na pierwszym zakręcie mieliśmy małą niespodziankę w postaci Kvyata, który wyprzedził Daniela Ricciardo. Tymczasem Hamilton komfortowo prowadził i powiększał przewagę nad Rosbergiem, który z kolei nie mógł uciec Vettelowi. Na początku miał również miejsce drobny kontakt między Fernando Alonso i Nico Hulkenbergiem, po którym Alonso został ukarany 5 sekundami kary stop&go. Do tego doszła przebita opona Felipe Massy i nieco zamieszało się w stawce. Tymczasem kierowcy Torro Rosso mieli jasne polecenia w tym wyścigu – jechać jak najszybciej i wyprzedzić ilu się da. Plan realizowali całkiem sprawnie, a pomagały dodatkowe „atrakcje” jak choćby usterka Lotusa Pastora Maldonado.

Lewis Hamilton w marszu po niemal pewne zwycięstwo. Niemal.

Co ciekawe, po pierwszych kilkunastu okrążeniach całkiem dobrze prezentował się McLaren mający dwóch kierowców w punktowanej dziesiątce. Z drugiej strony czego się spodziewać od zespołu mającego dwóch mistrzów świata za kierownicą, na torze, który właśnie umiejętności kierowców wyjątkowo premiuje?

Od pierwszej sesji pitstopów, gdzie mimo prób Ferrari nie udało się wyprzedzić Rosberga, niemal do końca wyścigu niewiele się działo. Usterki po raz kolejny dopadły McLarena i Alonso musiał się wycofać przez niedomagającą skrzynię biegów. Wreszcie, po 2/3 dystansu, coś się zaczęło dziać. Brawurową jazdą popisywał się Max Verstappen, który odrabiał straty po wcześniejszym, spapranym przez mechaników, pitstopie. Siedemnastolatek „podczepił” się za Vettelem by wykorzystać jego manewry dublowania i wyprzedzić rywali. Udało się z Bottasem, jednak następny w kolejce Grosjean dostał informacje o taktyce Maxa i skutecznie zablokował go, puszczając jednocześnie dublującego Vettela. Walka Lotusa i Torro Rosso rozkręciła się na dobre iiii… doszło do kolizji na prostej startowej z Verstappenem zahaczającym o tył bolidu Maldonado i wbijającym się prostopadle w bandę na T1 z ogromną prędkością. Kierowca wyszedł na szczęście bez szwanku, jednak dostał srogą karę na kolejny wyścig i pierwsze punktu karne do licencji. Kraksa spowodowała wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Chwilę wcześniej na twitterze teamu Mercedesa mogliśmy zobaczyć taki oto wpis:

O ironio – ten SC miał okazać się sądny właśnie dla nich. Po informacji o wyjeździe pojazdu bezpieczeństwa na tor Hamilton natychmiast ściągnięty został do pitstopu po nowe opony na ostatnie kilkanaście okrążeń, ale wyjechał na trzeciej pozycji! Nikt z rywali nie odwiedził boksów, nikt nie wiedział co się stało i dlaczego Hamiltona w tak głupi sposób pozbawiono praktycznie pewnego zwycięstwa. Kierowca, choć w komunikatach radiowych zachował opanowanie, brzmiał jakby nie wierzył w to co się stało i tracił kontakt z rzeczywistością. Musiał go jednak szybko odzyskać, gdyż za nim Ricciardo puszczony przez Kvyata za poleceniem zespołowym, już przykleił się do tylnego skrzydła Mercedesa, dysponując świeższymi oponami. Tu ciekawe zachowanie, gdyż Rosjanin poinformowany, że Daniel jest szybszy i ma szansę wyprzedzić Hamiltona puścił go. Po kilku okrążeniach zadał jednak pytanie, czy Ricciardo zyskał pozycję. Okazało się, że nie, a Australijczyk został poproszony by z powrotem oddać lokatę Kvyatowi. Tu przyznam mam dylemat, gdyż z jednej strony owa sytuacja zobrazowała jak zdrowa jest teraz sytuacja w RBR, z drugiej jednak pokazała jak sterowana jest Formuła 1. Choć zawsze była, więc może lepiej, że teraz przynajmniej odbywa to się wprost?

Tak niestety skończyła się niezła jazda Verstappena.

Tak się to skończyło. Rosberg przed Vettelem i kompletnie zbitym z tropu Hamiltonem na najniższym stopniu podium. Przyznam, że ogromna radość Nico nie do końca mi się podobała. Ja wiem, że w tak zaciętej walce każde punkty się liczą, ale kurcze, nie zabraniam się cieszyć, jednak od sportowca tej klasy wymagałbym ciut więcej ogłady i refleksji. Tak po prostu.
Za podium znalazły się dwa Red Bulle z Kvyatem przed Ricciardo po świetnym starcie Rosjanina. Dalej Raikkonen, w ten weekend widocznie odstający od Vettela, Perez i McLaren Buttona, czyli pierwsze punkty w sezonie.

Daniil Kvyat pokazał się jako równorzędny partner dla Ricciardo.

Teraz przed nami wyścig, który zawsze dostarcza ogromnych emocji, a w swej historii dał szczególnie polskim kibicom dawki tych zupełnie skrajnych. Czas na GP Kanady.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading