Poznań Motor Show 2015

Trzeba przyznać, że ilość imprez motoryzacyjnych w naszym kraju, w ciągu ostatnich lat, stała się całkiem zadowalająca. Od wyścigowych pucharów klasyków, przez imprezy wyścigowe (prawda – ciut podupadające), rajdowe, driftingowe, pokazy i targi. Poznań Motor Show to bodaj największa tego typu impreza w naszym kraju i starająca się nawet czasami konkurować o miano największej „na wschód od Niemiec”. W tym roku i ja sam udałem się do Poznania, zobaczyć jak prezentują się największe targi motoryzacyjne w kraju, gdzie sprzedaż nowych aut dalej jest przecież daleko w tyle za resztą Europy.

Zacznę od samego Poznania, który mnie całkiem pozytywnie zaskoczył. Ostatnie moje odwiedziny przypadały tam na (nomen omen) rok 2008 i wyjazd na GP Belgii. Muszę przyznać, że od tego czasu widać całkiem sporo zmian, szczególnie w okolicy dworca będącego głównym miejscem dla przyjezdnych, a zarazem mieszczącego się naprzeciwko hal targowych. Dobrze wiem wprawdzie o niekończącym się od lat remoncie Ronda Kaponiera tuż obok, ale szczególnie dla przyjezdnych nie jest to tak istotne. Tyle na początek dygresji o tym, że powoli, ale jednak coś się w naszym kraju zmienia. W ogóle poznaniacy to mili ludzie i polecam odwiedziny w tym urokliwym mieście nie tylko z okazji targów.

Porsche 919 Hybrid

Wracając do samej imprezy. Jeśli ktoś myśli, że wpadnie tam na jeden dzień i to jeszcze bez noclegu, w normalny dzień dla odwiedzających, i wszystko bez problemu obejrzy, to grubo się myli. Teren jest naprawdę ogromny, ilość hal też spora, a każda z nich to całkiem spory obiekt sam w sobie. Dodajcie do tego tysiące odwiedzających i na zwiedzanie poświęcicie około czterech godzin, przy czym jest to „wersja light”. Jest jeszcze wyjście w postaci dnia prasowego, gdzie oczywiście warunki są inne, ale jasne jest, że akredytacja nie jest dostępna dla wszystkich. Zalecam więc przeznaczenie na zwiedzanie po prostu całego jednego dnia, który można zakończyć spacerem po samym mieście. Nie będziecie biegać jak głupi, a uda się też czerpać frajdę z oglądania wszystkiego bez przytłoczenia zmęczeniem.

Cayenne S e-hybrid

Organizacyjnie nie można nic zarzucić. Niezależnie od ilości wchodzących kolejek na bramkach praktycznie nie było, małe powstawały przy kasach biletowych, ale także raczej nie stanowiły problemu. Sama impreza oprócz hal targowych z pojazdami oferowała także pokazy wszelkiej maści na placu wewnątrz terenu, atrakcje dla dzieci i inne.
Jednakże od jednej rzeczy muszę się przyczepić. Być może nie leży to w gestii organizatorów, ale hale gdzie wystawiały się motoryzacyjne koncerny wyglądały, były udekorowane i oświetlone wewnątrz, jak hale targowe z prawdziwego zdarzenia, jak na taką imprezę przystało. Tymczasem hale, gdzie pokazywano klasyki, prezentował się PZMot, pojazdy tuningowe, czy kempingi wyglądały… biednie. Po prostu jak puste hale, gdzie na betonową posadzkę wstawiono w mniejszym lub większym porządku nieco samochodów. Nie było żadnego oświetlenia, niemal same światło słoneczne, czyli kiepsko. Niektóre auta były wręcz wyraźnie zakurzone, co mocno kontrastowało z wypolerowanymi pojazdami na stoiskach wielkich marek w sąsiednich budynkach, ale to już na pewno wina samych wystawców. Także na terenie mogłoby być więcej wskazówek gdzie znajduje się która hala i co w niej można znaleźć bo głównie informowały o tym tablice powieszone przez producentów. Przykro się oglądało taki kontrast.

„Skromne” RS6

Do treści właściwej jednak, czyli samych samochodów. Były oprócz nich jeszcze hale z pojazdami kempingowymi, ciężarówkami, a także motocyklami, lecz te tematy pozostawię dla innych pasjonatów. Po pierwsze główną siłą, królującą w każdym narożniku niemal każdej hali były marki niemieckie. Największe działa wytoczył oczywiście koncern VW, który zajął dla siebie cały pojedynczy budynek. Tam oprócz samego Volkswagena mogliśmy podziwiać także Seaty, Skody, Audi i Porsche. Od końca poczynając na stoisku Porsche najciekawszymi pojazdami było wyścigowe 919 Hybrid znane nam z rywalizacji w WEC, a szerszej publiczności po prostu z Le Mans 24h, następnie uwagę przyciągało Cayenne w wersji S E-Hybrid. Taka mała namiastka technologii z 918, jednak dopiero stojąc obok pojazdu człowiek zdaje sobie sprawę, że pół-elektryczne luksusowe superauta to już rzeczywistość. Ciekawe, a ja dalej uważam, że hybrydy to błąd i ślepa uliczka. Na stoisku Porsche były także premiery, czyli 911 Targa 4 GTS i (dla mnie osobiście wisienka na torcie) Cayman GT4. Z zewnątrz dość niepozorny, jak na Porsche, nie uderza wzroku jako auto o potężnych możliwościach, jakimi w rzeczywistości dysponuje. Dopiero ceny startujące od ponad 420 000 zł nakierowują potencjalnych zainteresowanych, że coś tu jest bardzo nie tak.

Nowa Skoda Superb

Na stoisku Audi z kolei mieliśmy hucznie zapowiadaną premierę nowego Q7. Bez wątpienia auto do małych nie należy, co ciekawe zasiadając we wnętrzu nie mamy poczucia bycia w takim kolosie. Niewiele więcej można niestety powiedzieć po takim kontakcie ze statycznym eksponatem. No może, że jakość wykończenia widać na pierwszy rzut oka i nie daje żadnych powodów do narzekań. Obok stały jednak auta znacznie bardziej przyciągające uwagę, czyli nowe TT-tki oraz przepotężne, budzące grozę i straszące niemałym wydechem oraz dyfuzorem Audi RS6. To niby rodzinne auto w żadnym aspekcie nie ukrywa swoich możliwości i każdym fragmentem nadwozia krzyczy wręcz do innych by uważali na co je stać. Na pewno nie jest to urządzenie dla ludzi skromnych, chcących przemieszczać się po cichu, z gracją i bez zwracania uwagi. Nieco z boku i podwieszone na ścianie stało A3 e-tron, czyli szumnie reklamowana technologia, która w testach życia codziennego nie błyszczy już tak jak w hasłach reklamowych. No ale znów zaczynam o tych nieszczęsnych hybrydach…

Polo WRC

Następne było stoisko Skody. Tu oczywiście najbardziej błyszczał nowy Superb. Przyznam, że design auta jest miły dla oka i tył wreszcie nie wygląda jak bryła na szybko doklejona do reszty. Wrażenie robi potężny bagażnik bo aż 625 litrów w sedanie (!!!) i wierzcie mi, że przestrzeń tą widać gołym okiem. Tak samo jak przestrzeń na tylnej kanapie, która zapewni wygodę, chyba każdemu bo można się tam, za przeproszeniem rozwalić, a miejsca wciąż zostaje. Jakby tego było mało ceny nowego modelu zaczynają się od niecałych 80 tyś. złotych i za tą kwotę dostajemy już naprawdę auto, które można użytkować, a nie pojazd wymagający opcji za kolejne 20 tysięcy. Jest jednak jedno małe „ale”. Mianowicie Superb jest najbardziej luksusowym modelem, ale Skody. Ma to swoje konsekwencje. Wchodząc do niego o poczuciu luksusu raczej nie ma mowy. Jasne jest to porządnie wykonane auto, nieźle spasowane i posiadające multum nowoczesnych gadżetów, jednak o klasie wyższej zapomnijcie. Ja wsiadając do nowego Superba czułem się po prostu jak w ostatniej generacji Octavii, którą mam okazję sporo się poruszać. We wnętrzu oczekiwałem takich zmian jak w karoserii, lecz ich nie znalazłem. Obok stała natomiast Octavia w wersji Scout i przyznam, że była niemniej interesująca, choć już tak dobrze mi znana w podstawowej wersji.

VW XL1

Na koniec mieliśmy Seata prezentującego sporo modeli FR i ciekawego Leona X-Perience, czyli kolejną propozycję w klasie uterenowionych kombi. W końcu zaś sam VW, gdzie największą uwagę skupiał nowy Passat w odmianach wszelakich. Tam też można było zobaczyć XL-1, czyli teoretycznie najbardziej oszczędny samochód świata produkowany seryjnie. Dla porównania obok stał Polo WRC w ostatniej inkarnacji, otoczony przez usportowione wersje modeli cywilnych.

Mercedes AMG GT

Kolejna hala to pół na pół luksus i auta dla ludu. W pierwszej części mieliśmy więc okazję poruszać się po stoisku Mercedesa, także po wydzielonej części AMG, gdzie prezentowano następcę SLSa, czyli GT, a także sporo innych „podpompowanych” aut cywilnych. Obok z kolei dumnie prezentował się bolid F1 Mercedesa z zeszłego roku. Maniacy mogli więc z bliska przyjrzeć się wielu detalom konstrukcji nadwozia i za to ogromny plus. To dopiero początek luksusu na hali. Zaraz obok prezentował się Jaguar z nowym XE w wersji S, czy usportowionym F-type. Wraz z nim stały Range Rovery, tam też SVR czyli najszybszy SUV w historii, przynajmniej jeśli posługujemy się klasyfikacją z toru Nurburgring. Naprzeciwko muskuły prężył najnowszy RC-F na stoisku Lexusa. Muszę przyznać, że lubię nowy design tej marki, tymczasem ten najszybszy przecież jej model, zupełnie do mnie nie przemówił. Gdzieś zagubiły się te ostre i nieprzewidywalne linie i został całkiem typowy, obły przód z nieco innymi reflektorami i wstawioną jakby na siłę niepomalowaną, karbonową maską oraz dachem.

Lexus RC F

Niedaleko prezentowało się Maserati, przypominając o sportowym dziedzictwie marki umieszczonym na stoisku, wyścigowym Granturismo MC. Tuż obok oglądaliśmy Rolls-Royce’y. Auta te robią wrażenie chyba na każdym. Widać po prostu wręcz otaczający je luksus. Już sam ogrom drzwi tych pojazdów i materiały użyte do ich wykończenia sprawiają, że ma się uczucie obcowania z ogromnym jachtem dla bogaczy, a nie samochodem. Obok stały Astony, czyli nowy Vanquish, czy V12 Vantage S. No i wreszcie koncern Fiata, który owszem miał swoje markowe pojazdy, potem Jeepy, ale główną gwiazdą musiała być Alfa z modelem 4C. Na żywo auto to odbiera się zupełnie inaczej i spodobało mi się, mimo wcześniejszych uprzedzeń. Zdecydowanie różni się od swoich niewłoskich odpowiedników, ma coś, co je wyróżnia. Dalej była Kia z SUVo podobnym konceptem Niro, Ford błyszczący nowym Mondeo, ale przede wszystkim nowym Mustangiem i gdzieś na końcu schowany, choć z niemałym stoiskiem, Hyundai, który błyszczał… nie błyszczał w ogóle szczerze mówiąc. Obchód tej hali należałoby zakończyć wspominając o stoisku koncernu PSA, gdzie najciekawszymi autami były Peugeot 508 RXH i klasyczny Citroen DS. Nie można również zapomnieć o Toyocie z nowym Aurisem, który z zewnątrz przeszedł mocny lift, natomiast w środku… wybaczcie ale na mnie sprawia wrażenie po prostu tandety. Deska rozdzielcza rośnie przed kierowcą i pasażerem, na całej szerokości auta, niczym pionowa ściana, a jej centralne miejsce zajmuje spory wyświetlacz pokryty przydymionym, czarnym i błyszczącym plastikiem, budzącym u mnie najgorsze skojarzenia, jeśli chodzi o jakość.

Maserati Granturismo MC

Kolejną halą stricte samochodową była ta zajmowana w połowie przez PZMot, w reszcie przez marki. Polski Związek pokazywał sporo ładnych i nietypowych klasyków, których nie widziałem nawet na Auto Nostalgii, w tym także auta o rodowodzie wyścigowym. Z drugiej strony mieliśmy stoisko BMW, gdzie muskuły prężyło przerażające wręcz nowe X6 M, ale także najnowsze krzyki mody motoryzacyjnej, czyli i3 oraz i8. Dalej było stoisko Mazdy i co ciekawe, te auta i ich stylistyka nic się nie postarzały, mimo że mamy je na rynku już kilka lat. Wypolerowana szóstka prezentowała się równie świeżo i futurystycznie, co stojące nieopodal i8, tylko ta bardzo prosta i ciut nudna deska rozdzielcza Mazdy, niezbyt mnie przekonuje. Miłą odmianą była nowa Mazda 2, zahaczająca nieco o segment tak modnych miejskich maluchów o opcjach umożliwiających indywidualizację wnętrza. Tu wkradło się do środka nieco koloru i fajne zegary, o zadziornym układzie, nadające charakteru autku. Dalej był Nissan z autami cywilnymi, ale także firmowanymi przez Nismo, no i konceptem Sway, takim konceptem z prawdziwego zdarzenia, sygnalizującym przyszłe kierunki stylistyczne marki, a może nawet wygląd nowej Micry. Obok stoisko Renault z urokliwym Twingo, bardzo ładnym nowym Espace. Było również najnowsze Renault Kadjar, które stylistycznie od razu przypomina mi z kolei nowe wcielenie Hondy CR-V. Z tyłu kilka aut sportowych i mój zgryz z tej relacji, czyli Arrinera Hussarya. Auto samo nawet wjechało na halę, ale całość była oklejona znaczkami „test car” i w dalszym ciągu nie była dla mnie przekonująca. Próbowałem zobaczyć cokolwiek, schylając się pod auto, robiąc zdjęcia z fleszem wlotów powietrza by sprawdzić co kryje się za nimi, patrząc do wnętrza przez maksymalnie przyciemnione, nawet boczne, szyby. Nie widać nic, wszystko jest poukrywane jak się da, więc albo ktoś w tajemnicy buduje najlepszy samochód na świecie, albo wciąż próbuje zbić pieniądze na ściemie marketingowej. W cuda nie wierzę, więc słuchając wypowiedzi prezesa spółki na targach mówiącego językiem laika, że wszystko mają „naj”, że auto robi 390 km/h (w Bugatti pewnie już się obawiają), że już najpierw powstanie wersja wyścigowa, a nie produkcyjna (WTF??), dodając do tego plotki o problemach finansowych całej tej organizacji, nie wiem czy nie mam dość, nawet zwykłego komentowania, tej szopki.

BMW X6 M

Był jeszcze pawilon tuningowy, jednak wspominam jedynie z kronikarskiego obowiązku, gdyż zamienianie samochodu w jeżdżące pudło rezonansowe mogące rozrywać bębenki, wykracza poza moje zrozumienie i pojmowanie świata.

„Nasza polska duma” – Arrinera Hussarya

Generalnie targi uznaję za bardzo fajną, ciekawą i udaną imprezę. Z moich bardziej prywatnych wniosków muszę z kolei powiedzieć, że chyba nie jestem do końca „zwierzęciem targowym”. Jako maniak motoryzacji wolałbym bowiem całe te targi zamienić na dzień jazdy którymkolwiek z przedstawianych tam samochodów. Po to przecież one są – by nimi jeździć. Wtedy też mógłbym coś naprawdę ciekawego o tych konstrukcjach napisać. Kwintesencją motoryzacji nie jest przecież miła w dotyku kierownica i wypasiony plastikowy dyfuzor. Prawda?

PS. Jak przystało na imprezę skierowaną głównie do mężczyzn, nie mogło zabraknąć również takich widoków 😉 .

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading