Hamilton odleciał
Triumfujący Hamilton |
Sezon 2014 Formuły 1 już za nami. Zakończyło go Grand Prix Abu Dhabi z niesławnym już punktowaniem podwójnym, które na szczęście, nie miało niemal żadnego wpływu na ostateczną kwalifikację mistrzostw świata. Z resztą sytuacja z podwójnym punktowaniem świetnie obrazuje stan, w jakim obecnie znajduje się królowa motorsportów i jak prezentował się zakończony właśnie sezon. Oto bowiem podwójna punktacja została już wycofana i od kolejnego sezonu nie będzie obowiązywać. Chaos. Nieład. Pomyłka. Można by powiedzieć więc, że wszystko w normie, jak to jest od lat.
Oczywiście ja (jak zawsze) mam przesadnie negatywne podejście do tematu, ale z drugiej strony powiedzcie szczerze, czy to nie jest kryzys jeśli już niektórych w pełni uszczęśliwia emocjonowanie się walką dwóch kierowców bo tylko oni w tej stawce cokolwiek znaczyli?
Wracając jednak jeszcze na chwilę do samych mistrzostw. Wygrał, z mojego punktu widzenia, ten który miał. Hamilton zdecydowanie zasłużył na tytuł mistrza świata, jeśli chodzi o dwójkę Mercedesa. Nie twierdzę, że Rosberg jest złym kierowcą bo po prostu nie jest. Brytyjczyk jednak był lepszy i szybszy na przekroju całego 2014, choć szkoda mi Nico, który nie miał szansy pojechać finału na 100% swoich możliwości, gdyż nie pozwolił mu na to sprzęt. Właśnie sprzęt. To on w tym roku odegrał zdecydowanie główną rolę, znacznie bardziej niż w latach minionych. Po pierwsze zdystansował dwójkę Mercedesa od reszty stawki, na tyle że od połowy sezonu przejmowali się jedynie walką wewnątrz zespołu. Po drugie poniekąd miał też wpływ na walkę kierowców czołowego teamu, choć jak wspominałem wygrał ten lepszy. To na korzyść Hamiltona przypada choćby statystyka zwycięstw nad partnerem zespołowym w wyścigach, w których żaden z nich nie miał problemów technicznych.
GP Belgii, czyli jeden z lepszy wyścigów Ferrari w tym sezonie. |
Gdyby jednak pominąć kwestie techniczne – kogo wskazałbym na tegorocznego mistrza świata? Od razu przejdę obok Alonso i nie będę was zanudzał moimi opiniami na temat jego geniuszu bo za geniusza kierownicy go rzeczywiście mam, choć miewał sezony lepszej formy niż tegoroczny. Dla mnie mistrzem tego roku jest… nie kto inny jak Daniel Ricciardo. W życiu nie myślałem, że szczerze wskażę w ten sposób jakiegokolwiek kierowcę teamu Red Bull, ale życie potrafi zaskakiwać. Daniel nie tylko pokazał, wybaczcie, jak łatwo jest zgasić sztucznie wykreowany supertalent Vettela – który talent ma, ale był on przez ostatnie lata komicznie wręcz wyolbrzymiany. To za sprawą Ricciardo właśnie medialna legenda Vettela znikła tak szybko, jak została wykreowana. Australijczyk pokazał przede wszystkim, jak świetnym jest kierowcą. Kierowcą potrafiącym nie tylko jeździć, jakby zupełnie bez wysiłku, bardzo szybko, ale i równo, bezwypadkowo. Przede wszystkim pokazał natomiast, że oprócz tego jest kierowcą bardzo inteligentnym, świetnie odnajdującym się na torze w najróżniejszych sytuacjach. To z kolei świadczyć może o tym, że jeszcze wielka kariera przed Danielem bo to właśnie ludzie inteligentni w znaczeniu ogólnym, jak i stricte sportowym, są w stanie odnosić największe sukcesy. Szczerze mu tego życzę.
Świetne zwycięstwo Ricciardo w Kanadzie |
O reszcie stawki trudno cokolwiek powiedzieć. Na plus na pewno zasługuje Williams, który jedyny obok RBR, potrafił nawiązać czasem walkę z Mercami. Szkoda, że zespół sir Franka nie dysponuje lepszymi kierowcami bo mimo, że lubię Massę, to najszybszy on nie jest, podobnie jak Bottas, który pokazał, że brak mu jeszcze doświadczenia i opanowania, jego jazda i wyniki były nierówne. Od zachwytu, do wyścigów, które lepiej zapomnieć. Lepiej zapomnieć także kolejny sezon staczania się Ferrari i naprawdę nie wiem co więcej dodać w tym temacie. Podobnie z resztą z Lotusem. Sauber w tym roku dno już osiągnął – dość niespodziewanie. Generalnie poza czołowym zespołem i dwoma czasem włączającymi się do walki, sezon w wykonaniu reszty stawki, poza okolicznymi wyskokami, był miałki, nijaki, bez fajerwerków.
Massie, jak i całemu Williamsowi, ten sezon należy zapisać na plus. |
To z kolei prowadzi nas do ostatniej części podsumowania, czyli stanu F1 jako marki i sportu. Wspomniana na początku sytuacja z podwójnymi punktami świetnie pokazuje sposób działania władz F1, które po prostu błądzą na ślepo. Podobnie jak w minionych latach z kształtem nosów, potem nakładkami na nie i w końcu kolejnymi już zmianami ich kształtu na rok 2015. Oczywiście są one podyktowane także strasznym wypadkiem Julesa, ale nie można zapominać, że o niebezpiecznym kształcie nosów mówili projektanci i kierownicy zespołów F1, już na początku sezonu! Winą za wypadek obciążono Bianchiego, jednak już nikt nie pyta się kto ponosi odpowiedzialność za wymuszony przepisami i nieprzemyślany kształt nosa. Mało tego brak walki w stawce jest też wynikiem, już kolejny rok z rzędu, zastosowania cudownego patentu o nazwie DRS, którego bzdurności przecierpieć nie mogę i uważam go za największą pomyłkę w historii sportów motorowych. Idąc jeszcze dalej wciąż mamy trąbienie o redukcji kosztów w F1, tymczasem ze stawki odpadły właśnie dwa i tak na siłę wepchnięte do niej zespoły. Odpadły dzieląc się przy okazji wyliczeniami o ile nowe, wymuszone przepisami jednostki napędowe, zwielokrotniły koszty.
Gdzie to wszystko zmierza? Nie potrafię powiedzieć. Narzekając, czy nie i tak pewnie za kilka miesięcy usiądę przed TV spragniony emocji na Albert Park. Choć mam nadzieję, że wreszcie ktoś da mi powód by do nadchodzącego sezonu podchodzić z większym entuzjazmem.