Wymarzony wyścig przegranych

Ricciardo znów dał popis świetnej jazdy.

Znów spalę na samym początku, ale muszę od razu powiedzieć, że w miniony weekend mieliśmy okazję podziwiać najciekawsze, najbardziej emocjonujące i najbardziej zaskakujące Gran Prix Węgier Formuły 1 XXI wieku. Nie ma w tym ani krzty przesady. Znów przyczyniła się do tego pogoda, znów przyczynił się do tego także Mercedes, a konkretnie kolejna usterka w bolidzie Lewisa Hamiltona, która wykluczyła go z rywalizacji o najwyższe lokaty już w pierwszej części kwalifikacji. Poprawka! Miała wykluczyć, gdyż wyścig i to co się w nim działo to już zupełnie inna historia. Historia kilku kierowców, którzy przegrani niemal od początku, pojechali świetny wyścig nie tylko odrabiając straty, ale nawet dystansując tych, którym los sprzyjał.

Hamilton dostarczył ogromnych emocji już na początku sesji kwalifikacyjnej. Udało się to także Ferrari, choć w niechlubny sposób, gdyż po raz kolejny w tym sezonie już w pierwszej części zespół popełnił błąd taktyczny, dyskwalifikujący jego kierowcę z walki. Tym razem zapewniano kilkukrotnie Raikkonena, że nie musi ponownie wyjeżdżać na tor, gdyż jego czas wystarczy na dostanie się do Q2. Życie pokazało, że było inaczej, więc Kimi mający i tak dość trudny sezon, znów pozostawiony był na przegranej pozycji, w dodatku nie ze swojej winy.

Jakby tego było mało tuż przed startem wyścigu nad torem przeszła niezła ulewa. Było jednak na tyle ciepło, że sam wyścig rozpoczynał się na torze częściowo już niemal suchym, a częściowo kompletnie mokrym. Kierowcy startowali na oponach przejściowych, co w połączeniu z większym momentem obrotowym nowych jednostek i nieco gorszą przyczepnością mechaniczną zaowocowało największym pokazem uślizgów, jazdy bokiem i nerwowych reakcji bolidów na torze, jaki mieliśmy szansę podziwiać przez ostatnich kilka, jak nie kilkanaście, lat jazdy Formuły 1.

Williams znów zmarnował swoją szansę.

Hungaroring nie zbiera często pochlebnych opinii od telewidzów, gdyż jest wąskim i krętym torem, jak na współczesne standardy F1, co poważnie utrudnia wyprzedzanie. Kierowcy przyznają, że na Węgrzech niezwykle trudno wyprzedzać, także dlatego, że większość okrążenia toru pokazuje się skacząc z zakrętu w zakręt, co nie pomaga w przygotowaniu ataku na przeciwnika, czy choćby znalezieniu miejsca by go wykonać. Mimo wszystko tegoroczny wyścig, już od pierwszy okrążeń pokazał, że wyprzedzanie w królowej motorsportów jest możliwe, nawet na takich obiektach. Hamilton popełnił błąd już na drugim zakręcie wyścigu, obracając się po starcie z pitlane i uszkadzając przednie skrzydło. Powiększenie przewagi Rosberga nad Brytyjczykiem w klasyfikacji kierowców wydawało się już niemal pewne. Niezbyt udany początek zaliczył Vettel tracąc dwie pozycje, natomiast Bottas znów pokazał się jako jedna z gwiazd nowego pokolenia F1 i pewnie przesunął się przed czterokrotnego mistrza świata. Rosberg jechał już swoim pewnym, szybkim tempem, niemal od początku wyścigu obierając kurs na niezagrożone zwycięstwo, kiedy to wypadek Marcusa Erricsona, który stracił panowanie nad niestabilnym tyłem auta, spowodował wyjazd Safety Cara. Ten zaś wyjechał wpływając na układ stawki znacznie mocniej niż zwykle, gdyż pojawił się na torze, kiedy czołowa czwórka zdarzyła już minąć wjazd do pitlane, co skrzętnie wykorzystali kierowcy goniący liderów i szybko zjechali na zmianę opon. Po wznowieniu rywalizacji na czele znalazł się Ricciardo, przed Buttonem, i Massą. Rosberg spadł na czwartą pozycję. Wszyscy, poza McLarenem, który spodziewał się kolejnego deszczu, pojawili się już na slickach. Błąd McLarena niestety kompletnie zawalił wyścig dla obu kierowców w dalszej części rywalizacji.

Nie minęło nawet kolejnych piętnaście okrążeń (wyścig na Węgrzech ma ich 70), a na torze mieliśmy już Safety Car po raz kolejny, tym razem po wypadku Pereza, który stracił panowanie nad swoim bolidem na wyjściu na prostą startową. Znów wspomógł on Hamiltona w odrabianiu strat, czego w niedzielę nie potrafił wykorzystać Rosberg. Zjazd jedynie Ricciardo i całego Williamsa, jeśli chodzi o ścisłą czołówkę, dał prowadzenie Alonso, czego raczej również trudno było się spodziewać w obecnym sezonie. Po wyrównaniu zjazdów do mechaników na czele był Ricciardo, przed Alonso i Rosbergiem. Z tyłu dość szybko zbliżał się Hamilton, któremu wyjazdy samochodu bezpieczeństwa pomogły utrzymać nieznaczny dystans do czołówki. Po drodze Bottas znów pokazał się z bardzo dobrej strony w walce z najlepszymi kierowcami królowej motorsportów, jednak naprawdę błyszczał Ricciardo, który bez żadnych kompleksów walczył z obecnymi i byłymi mistrzami świata zupełnie bez strachu. Ba! Nieraz to on pokazał im jak się powinno walczyć bardzo twardo i zaciekle, a jednocześnie nie naruszając przepisów i zasad walki fair play.
Kolejny pitstop Rosberga znów przyczynił się do drobnych zgrzytów między kierowcami Srebrnych Strzał. Hamilton, którego doganiał kolega zespołowy, dostał komunikat by go przepuścić, gdyż jedzie na świeższym komplecie miększej mieszanki. Tymczasem Rosberg zbliżył się do Hamiltona, jednak nigdy nie był w stanie zbliżyć się na tyle by Hamilton musiał rzeczywiście zwolnić i zostawić mu miejsce. O dziwo po dogonieniu Brytyjczyka Rosberg stracił tempo, Lewis zaś był w stanie jechać całkiem szybko, a czas działał na jego korzyść, gdyż twardsze opony wolniej się zużywały. W międzyczasie zawalił się wyścig dla kierowców Williamsa, którzy mimo szybkiej jazdy przez wszystkie okrążenia, byli zmuszeni zjechać na kolejną zmianę opon, co przesunęło, szczególnie Bottasa, do drugiej części pierwszej dziesiątki.

Rosberg, mimo czwartej lokaty, poniósł porażkę.

Tymczasem na czele Alonso, jadący ponad 30 okrążeń na miękkim komplecie opon, walczył o podium z Hamiltonem i Ricciardo. Ten ostatni ograł ich jednak po mistrzowsku, po raz kolejny pokazując się ze świetnej strony. Zaraz potem Daniel zaczął się szybko oddalać, zostawiając w tyle Fernando i Lewisa zajętych walką między sobą. Z tyłu przebudził się Rosberg, który, nie mogąc wyprzedzić Lewisa, zjechał po komplet nowych opon, po czym po wyjeździe szybko wyprzedził Massę i Raikkonena, który również bardzo skorzystał na przebiegu wyścigu, i z końca stawki wylądował na 6. miejscu. Nico doganiał Hamiltona i Alonso nieraz po dwie sekundy na okrążeniu, co oznaczało, że „złapie ich” pod sam koniec wyścigu. Tak też się stało, choć Nico nigdy nie zbliżył się do dwójki rywali na tyle, by podjąć sensowną próbę ataku. Hamilton w końcu uporał się z Alonso, który obronił miejsce na podium przed Rosbergiem. Zwyciężył, po raz drugi w tym roku, Ricciardo.

Patrząc z dystansu nie sposób powiedzieć, jak bardzo w świetnym wyniku Hamiltona, ale także choćby Raikkonena, pomógł Safety Car. Oczywiste jest, iż sytuacja na torze zdecydowanie im sprzyjała, jednak część kierowców wydała mi się niezbyt dobrze dysponowana. Rosberg potrafi przycisnąć dopiero pod sam koniec, podczas gdy resztę wyścigu jakby spał obserwując to, co wydawało się tak niemożliwe, czyli doganiającego go Hamiltona. Podobnie Vettel nie wykazał się niczym specjalnym podczas tego Grand Prix, raczej jakby jechał w średnim zakresie możliwości swoich i bolidu. Trudno powiedzieć, co stało się w Williamsie, którego kierowcy przez większość wyścigu wydawali się kandydatami do podium, a na koniec chyba przeliczyli się ich koledzy na pitlane, przeceniając możliwości opon.

Raikkonen wreszcie dał popis solidnej jazdy.

Wyścig był bardzo interesujący, a wynik rywalizacji zaskakujący. Im dalej w sezon tym wydaje się, że Mercedes wciąż jest najmocniejszy, Red Bull się zbliża, a dalej co się dzieje, nie wie nikt. Williams potrafi zachwycić, Ferrari zaskoczyć (tak pozytywnie jak i negatywnie), a McLaren wykorzystać szansę jeśli tylko się nadarzy. Czy będzie to dobry sezon? Cóż, nie może być zły, jeśli w kalendarzu wyścig na klasycznym torze w Belgii. Na Spa F1 zawita jednak dopiero po wakacyjnej przerwie!

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading