WrEszCie ruszyli! I to jak!

Toyota TS040 Hybrid – jedno z wielu zaskoczeń wyścigu.

Parę osób zarzuca mi, że jestem niepoprawnym fanem wyścigów długodystansowych, że je gloryfikuję, też niepoprawnie. Cóż, jeśli nawet tak było, to po początku obecnego sezonu, po którym wiele mogliśmy się spodziewać w związku z nowymi regulaminami i powrotem Porsche do rywalizacji w topowej kategorii, chyba muszą zmienić zdanie. Tyle dramatów, walki, przepychanek wręcz rodem z wyścigów aut turystycznych, a nie „statecznych długodystansowych”, zaskoczeń i zwrotów akcji dawno nie było, a zapowiada się, że będzie jeszcze więcej. Jedno jest pewne. Sezon 2014 World Endurance Championship rozpoczął się nie tylko z kopyta, ale również od małego trzęsienia ziemi, które zaskoczyło wszystkich krytyków, ekspertów i speców wróżących przed sezonem jaki będzie układ sił. Oj działo się na Silverstone!

Porsche wróciło do rywalizacji w topowej kategorii prototypów po szesnastu latach przerwy i w obronie swojego rekordu, także szesnastu zwycięstw w klasyfikacji generalnej Le Mans 24h. Bronić rekordu trzeba bo Audi z 12 zwycięstwami na koncie zaczęło się zbliżać. Wielu zadawało sobie pytanie, czy to nie jakiś przekręt i jak będzie wyglądać walka dwóch marek jednego koncernu. Cóż, zarząd Volkswagen AG powiedział jasno – mają walczyć ze sobą jak równy z równym, chcemy zobaczyć walkę na miecze i wierzymy, że to będzie dobra rozrywka dla nas i dla innych, a może nawet popchnie rozwój techniczny obu marek do przodu. Nie ma co, Panowie tanie rozrywki sobie wymyślają, ale myślę, że możemy im za to podziękować!

Porsche mocno zbroiło się nie tylko od strony technicznej i ekipy, ale także marketingowej. Z jednej strony wszyscy uwierzyli, że wrócą po koronę, z drugiej każdy dobrze wie, że takie powroty zwykle nie są tym, czego można się spodziewać. Dojście na szczyt, szczególnie po przerwie i szczególnie kiedy na szczycie jest przeciwnik jak Audi, królujący w obecnej erze od wielu lat, nie może być łatwe, nie da się przewidzieć, gdzie wyląduje się z tempem wyścigowym i gdzie wylądują przeciwnicy. Innymi słowy taki projekt ma większe szanse stać się kompletną klapą niż sukcesem. Wiara w Porsche była silna, jednak nie tak jak w Audi, królujące przez ostatnie sezony i z roku na rok dopracowujące swoją zwycięską konstrukcję. Nie można też zapomnieć o Toyocie, która w obliczu tych dwóch gigantów jawiła się przed startem sezonu jako mały szaraczek gdzieś w tle. Toyoty, która od kilku lat, będąc tak naprawdę w większości zespołem Peugeota po wycofaniu się Francuzów, starała się bezskutecznie dogonić Audi, a udawało się jej tylko okazyjnie podgryzać niemiecką markę, nigdy nie stanowiąc poważnego zagrożenia, poza kontrolą konkurencji. Audi przetrwało Peugeota. Przetrwało Toyotę. Czemu miałoby nie przetrwać Porsche?

Porsche 919 Hybrid

Przedsezonowe testy bolidów zbudowanych wedle nowych regulaminów pokazały jednak, że przetrwać Porsche nie będzie tak łatwo. Na Paul Ricard 919 Hybrid potrafiło regularnie dokładać Audi niemal sekundę (!) na czasach okrążeń i to porównując czasy z dnia Audi z czasami z wieczora Porsche. Toyota lokowała się bardzo blisko Audi, ale jednak minimalnie za nim.

Choć wynik kwalifikacji do inauguracji sezonu na Silverstone był pewnym zaskoczeniem, to ich waga dla wyścigów długodystansowych jest znikoma, a forma, gdzie wyciąga się średnią z najlepszych czasów dwóch kierowców, sprzyja drobnym różnicom, nie do końca odzwierciedlającym stan rzeczywisty. Tym niemniej jednak wygrała Toyota, o pięć tysięcznych przed Audi i ponad trzy dziesiąte sekundy przed Porsche, a więc zupełnie odwrotny wynik, jakiego mogliśmy się spodziewać. Start sześciogodzinnej inauguracji sezonu na Silverstone wcale nie przyniósł uspokojenia nastrojów, a wręcz przeciwnie. Kierowcy topowej kategorii nie patyczkowali się i nie obchodzili delikatnie ze swoimi najnowszymi, wypolerowanymi cudeńkami, a walczyli na milimetry, a momentami wręcz na wypychanie z toru i zamykanie drogi w zakręcie w ostatniej chwili. Mało tego działo się to oczywiście pomiędzy autami wolniejszych kategorii, co nie tylko dodawało smaczku, ale powodowało, że manewry nieraz były już poza granicą zdrowego rozsądku. Zacięta rywalizacja Audi z Toyotą, a do której później włączyło się Porsche, okazała się zbyt dużym wyzwaniem dla, czego nikt się nie mógł spodziewać, Audi. Pamiętać należy, że wyścig odbywał się na mokrym torze z dodatkowo padającym co jakiś czas deszczem, który nie pozwalał mu do końca wyschnąć. Toyoty, jadące z pakietem dużego docisku, zaczęły w końcu odjeżdżać, natomiast kierowcy Audi, które wyraźnie nie prowadziło się najlepiej w tych warunkach, zaczęli popełniać błędy. W ich wyniku, a także następujących później problemów technicznych, już po 24 okrążeniach z wyścigu wycofało się Audi z numerem 1. Chwilę później odpadło Porsche nr 14 po odpadnięciu koła i w następstwie, jak oficjalnie podano, problemów z hydrauliką. Na placu boju pozostały więc dwie liderujące Toyoty z goniącym jednym Audi i jednym Porsche.

Audi nie straciło swojej pozycji, ale coś na pewno straciło.

W tym miejscu warto przypomnieć o walce w innych klasach. W LMP2 walka o zwycięstwo była bardzo zacięta do samego końca, jednak stawka…. dość powiedzieć, że mikra bo licząca zaledwie cztery samochody. LMP2 było kategorią liczącą zawsze najwięcej uczestników, co się więc stało? Zapewne nowe regulaminy i inwestycje z tego wynikające nieco przetrzebiły stawkę, wiele nowych konstrukcji jest też dopiero w fazie testów. Należy więc mieć nadzieję i są ku temu podstawy, że kryzys jest chwilowy i stawka odbuduje się w trakcie sezonu.
Kategorie GT już tradycyjnie były źródłem sporych emocji, kiedy to w GT Pro dwa Porsche odpierały ataki Astona Martina i Ferrari niemal przez cały wyścig, by w końcu dowieźć dublet, podobny dublet w GT Am zaliczył Aston Martin. Stawka GT jest jednak tak ciasna i wyrównana, że niemal przez cały wyścig mogliśmy śledzić walkę wszystkich uczestników, co w tych warunkach było niemałą przyjemnością do oglądania i popisem umiejętności kierowców.

Wracając do czoła stawki, który zawsze przykuwa największą uwagę. Audi nr 2 goniło Toyoty wraz z Porsche, które jednak kręciło minimalnie słabsze czasy, ale nie pozostawało daleko w tyle. Wtedy znów przypomniały o sobie warunki i pojawiający się miejscami na torze deszcz sprowokował błąd, który zakończył się uszkodzeniem przodu R18 i wywaleniem 20 kilo żwiru na tor, kiedy auto podróżowało do pitlane z jednym kołem kompletnie urwanym. Porsche załogi Bernhard/Webber/Hartley od razu wskoczyło na trzecie miejsce i nieco podkręciło tempo zbliżając się czasami do Toyoty, a chwilami także odrabiając straty do numeru 7 i wdając się z nim w walkę na torze. Tymczasem podróżujące na czwartym miejscu Audi, które wcześniej odbyło dłuższy pitstop z naprawami, zaliczyło kolejny identyczny wypadek, jak dwa poprzednie aut tej marki. Tym razem jednak uszkodzenia po spotkaniu z barierą w wewnętrznej części toru były tak poważne, że zmusiły Audi do wycofania drugiego pojazdu, co oznaczało kompletną klęskę tej ekipy. Do usunięcia wraku potrzebny był wyjazd Safety Cara na tor. To zaś znów zbliżyło Porsche do drugiej Toyoty i pozwoliło na nawiązanie walki. Z czasem jednak, wraz z padającym deszczem, Toyoty ponownie uciekły. Porsche w deszczowych warunkach z Webberem za kierownicą traciło nieraz ponad sekundę na okrążeniu. Deszcz nasilał się z każdą chwilą, aż mieliśmy na torze jednostajną ulewę. Dość powiedzieć, że z prototypów przez „skrzela” na bokach strzelały ściany wody zagarniętej przez całe podwozie. W tych warunkach, ze względów bezpieczeństwa, wypuszczono na tor znów SC by bezpiecznie poprowadził stawkę do ustania deszczu i polepszenia się warunków. Ulewa jednak nie ustawała i na dwadzieścia minut przed planowanym końcem wyścigu podjęto decyzję o jego przerwaniu. Po prostu nie było sensu kontynuować jazdy za SC do samej mety.

W tych warunkach nie dało się kontynuować rywalizacji.

Tak też Toyota zapewniła sobie dublet na inaugurację sezonu 2014, który miał być starciem Audi i Porsche. Trzeba jednak przyznać, że każda z marek ma warunki, w których wygląda dobrze. Toyota zdaje się królować na wilgotnym, nie można jednak zapomnieć, że sprzyjał temu pakiet wysokiego docisku. Porsche jest świetne jeśli chodzi o prędkości maksymalne i możliwe, że Panowie cały czas patrzą już pod kątem Le Mans. Audi? Audi to, za przeproszeniem, przebiegłe skurczybyki i wierzcie lub nie, ale jestem pewien, że przynajmniej na Le Mans na pewno jeszcze coś wykombinują. Szczególnie po tym jak od samego początku zostali mocno sprowadzeni z tronu na ziemię. Teraz jednak czeka ich niemałe wyzwanie bo oba monokoki są uszkodzone, a to oznacza, że na wyścig na Spa Audi musi zbudować od zera dwa nowe pojazdy, co jest ogromem pracy, nawet dla tak potężnej firmy. Paradoksalnie może to okazać się pomocne przy wykryciu i naprawieniu problemów z balansem docisku / przyczepności / hamulców czy tylnego zawieszenia, który to problem powodował, że kierowcy nie byli w stanie zapanować na śliskim torze nad tyłem auta, który na wejściach w szybkie zakręty bez ostrzeżenia zrywał przyczepność. Porsche też ma sporo roboty by na torach z większym dociskiem nie tracić sekundy na okrążeniu do konkurencji. Toyota? Mówi się o tym, że w połączeniu z hybrydą, kierowcy tej marki mają pod nogą TYSIĄC koni mechanicznych. Dawno nie mieliśmy takich liczb w motorsporcie prawda? Na pewno jednak i Toyota ma swoje obawy, mają nad czym pracować.

Mam nadzieję, że po tym co przeczytaliście, uwierzycie mi, że było co oglądać i jestem pewien, że na kolejną rundę na Spa warto czekać, jak na mało który wyścig!

PS. Muszę też wypowiedzieć się, w sprawie, która wywołała nieco szumu, czyli oficjalnego streamu WEC w sieci. Otóż od tego sezonu jest on płatny – 20 Euro za sezon bez Le Mans, dobowy klasyk jest dodatkowo płatny 15 Euro. Wiem, że niemal 90 zł nie jest dla wielu sumą do wydawania na takie, nazwijmy to, bzdety, ale nie jest to też majątek. Powiem wam szczerze, że jeśli miałbym możliwość tak bezproblemowego oglądania innych serii z taką jakością streamu, profesjonalnym komentarzem i innymi dodatkami, to pewnie zapłaciłbym też choćby za podobną usługę dla F1. Żyjemy w czasach kiedy za darmo dostać to można wiecie czym i w co.  Opłata średnio 12 złotych za transmisję z pojedynczego wyścigu to naprawdę nie majątek, szczególnie, że przez te sześć godzin podejrzewam, że większość z nas spożywa za tyle słonych paluszków czy innych napojów poprawiających humor. Także jeśli ktoś spyta mnie czy warto, odpowiem – TAK, a już na pewno jeśli reszta sezonu będzie wyglądać tak, jak jego inauguracja. Inną sprawą jest to, że można było wprowadzić to w ładniejszy sposób i zawczasu informując fanów, a nie tak wyskakując z pomysłem znikąd i w ostatniej chwili.

4 komentarze do “WrEszCie ruszyli! I to jak!

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading