Jedziemy ile ujedziemy
Dzisiejsze zwycięstwo wyglądało jak spacerek dla Alonso. |
„Tu leży instytucja wyprzedzania, która poległa w nierównym pojedynku z systemem DRS. Cześć jej pamięci.” Tak chyba powinien wyglądać opis wyścigu w Chinach, w którym DRS zabił całą znaną nam rywalizację. Osoby, które ze sportem motorowym mają mniej kontaktu, czy też śledzą F1 dopiero od ery tego systemu, mogą się ze mną nie zgodzić. Jednak nieznajomość innych realiów powinna być oznaką, że nie mamy z czym porównywać obecnych, choć niektórzy twierdzą inaczej…
Z drugiej strony dzisiaj Fernando Alonso zdaje się, że nawet brak DRSu nie przeszkodziłby w odniesieniu przekonującego zwycięstwa w czasie weekendu, w którym nawet sam zespół dziwił się, że miał taką przewagę.
Pominę już lepiej sprawę kumulacji niefarta i usterek w bolidzie Webbera bo oczywiście nie chcę snuć teorii spiskowych o tym, że zawsze coś psuje się u Marka, koła nie są dokręcane (w zespole, które robi najlepsze pity w stawce) bo oczywiste, że to zwykły niefart. Znów…
Ciekawa jest forma Mercedesów, które zawsze były tu szybkie. Nic się w tej materii nie zmieniło, jednak nadmierne zużycie opon w stosunku do reszty czołówki zdecydowanie dało się kierowcom we znaki. Szczególnie Hamiltonowi, który z oszczędnego dla opon stylu jazdy nie jest raczej znany. Choć z drugiej strony dość dobrze trzymał się za Raikkonenem, który dysponuje bolidem najmniej zużywającym opony w stawce. Także dalej nie jest jasne, czy Merc jednak może zużywać nieco mniej ogumienie, czy może w Chinach był tak szybki, że nawet na skrawkach opon mógł utrzymać się za Lotusem?
Gdzie jest granica możliwości Merców, to dalej tajemnica. |
Duet Alonso i Ferrari był dzisiaj bezkonkurencyjny. Końcowa przewaga Fernando nie odzwierciedla tego co było na torze, a tekst do inżyniera zespołowego, który powiedział Nando by zwolnił „I am not pushing!” mówi wszystko. Ferrari samo było zdziwione przewagą tempa wyścigowego jakie uzyskiwali na treningach i co potwierdzili w wyścigu. Ciekawe jak to będzie wyglądać dalej w sezonie. Red Bull natomiast wykonał chyba najlepszą robotę jaką mógł dowożąc Vettela na czwartym miejscu. Choć być może mogli wykonać ostatni pit stop okrążenie wcześniej, a być może Seb mógł zachować bardziej chłodny umysł i nie popełnić błędu na końcówce ostatniego okrążenia, co pozwoliło by mu spokojnie wyprzedzić Hamiltona wcześniej przyblokowanego przez kierowcę Caterhama. Bezsprzecznie na uwagę zasługuje również dobra jazda Daniela Ricciardo, który dowiózł swoje STR na 7. miejscu całkiem ładną i pewną jazdą. Jules Bianchi także znów pokazuje, że gdyby nie bolid, mógłby chyba zaprezentować znacznie większy wachlarz swoich możliwości. Nie sposób nie wspomnieć także o Buttonie, który znów odwalił świetną robotę wpychając swojego McLarena dużo wyżej niż, w teorii, powinien się znaleźć. Z drugiej strony Sergio Perez raczej nie daje żadnych powodów, przynajmniej jak na razie, by uważać go za zawodnika ścisłej czołówki.
Ciekawą sprawą w tym wyścigu są także właśnie różnice, które w tym wyścigu były między zawodnikami poszczególnych zespołów. Ferrari 1 – 6; Lotus 2-9; McLaren 5-11; STR 7-12. Świadczy to o tym, że jak na razie żaden zespół nie dystansuje stawki na tyle by obaj kierowcy spokojnie odjeżdżali reszcie, a także o tym, że dalej jest tyle niewiadomych dotyczących opon i możliwości bolidów, że większą rolę odgrywa kierowca, niż sprzęt.
Nos jest, czy nosa nie ma, jechać przecież trzeba! |
Muszę (znów) ponarzekać na pomylony wynalazek manipulujący wynikami, czyli DRS. Gdyby nie on, Hamilton być może nie zostałby w ogóle wyprzedzony przez resztę czołówki, co pozwoliło by mu (hipotetycznie) obronić swoją pozycję dzięki szybkości bolidu na prostych. Gdyby nie DRS Alonso musiałby się bardziej napocić dla wygranej. Gdyby nie DRS Vettel zapewne nie dobiłby do P4 i nie siedział na ogonie Hamiltona. Ot jak z wyprzedzania zrobić mijanie, które potem przedstawiane jest jako ilość manewrów, pięknie wyglądająca w statystykach, ale niestety nic nie warta. Dodatkowo większość manewrów wyprzedzania poza strefami DRS kończyła się kontaktami. Ciekawe tutaj też, czy Perez dostanie jakieś upomnienie, za nieprzepisową obronę. Przepisy mówią bowiem o tym, że kierowca broniący się może tylko raz zmienić tor jazdy, nie może natomiast wężykować, co zrobił Sergio. Śmieszne w tym wszystkim także jest tempo Raikkonena, który nic sobie nie robił z uszkodzeń aerodynamiki, tak w pocie czoła dopracowanej przez inżynierów i dalej jechał identycznym tempem.
No i zapomniałbym. Guttierez – przestrzelenie dohamowania o 50 metrów i stratowanie innego bolidu już spotkało się z karą, no ale takie coś w najlepszej serii wyścigowej na świecie?
Szkoda mi Felipe Massy. Po kwalifikacjach i starcie wydawać by się mogło, iż stanie na podium. W jego przypadku strategia nieco zawiodła.
O Alonso nie mam co mówić – najlepszy znalazł się tam, gdzie powinien się znaleźć najlepszy.
Niby skrzydło Raikkonena było uszkodzone, ale nie na tyle, aby przeszkodzić mu w jeździe. Pojechał fantastyczny wyścig.
Hamilton nie słynie z oszczędzania opon, a Mercedes narzeka najbardziej na nowe opony Pirelli, tak więc trzecie miejsce Lewisa jest dobrym wynikiem.
O ile trudno stwierdzić, czy Alonso zdobędzie MŚ, to łatwo stwierdzić, że Ferrari zdobędzie tytuł mistrzowski wśród konstruktorów. – nieco optymistyczna myśl, ale Alonso & Massa to obecnie najlepszy duet w stawce z jednym z najszybszych bolidów w stawce, a kto wie, czy Ferrari nie ma obecnie najszybszego samochodu.
No RBR raczej nie stara się o tytuł zespołowy, wręcz przeciwnie, więc Ferrari ma ułatwione zadanie rzeczywiście.
Ja jeszcze patrzę na Raikkonena. Nikt znów nie zwraca na niego uwagi, a on cichaczem, w swoim tempie dowozi swoje punkty. Równa jazda może okazać się w pewnym momencie decydującym czynnikiem, że to on znajdzie się w czubie stawki 😉 .