Na półmetku

Dzień 13. stycznia jest też dziewiątym dniem zmagań na trasie rajdu Dakar 2013. Dla zawodników i ich ekip oznacza to dzień odpoczynku od rywalizacji, którego tak bardzo potrzebują na zregenerowanie sił, a także naprawę sprzętu. Za nami więc już ponad tydzień zmagań na trasie najtrudniejszego rajdu świata. Działo się wiele, faworyci zawodzili, nowości sprawdzały się lepiej niż się spodziewano, ale niestety wynikły też sytuacje bardzo przykre, również dla kibiców z Polski. Spróbujmy więc podsumować to, co już za nami.

Znów niestety rozpocząć muszę od informacji złych, a nawet bardzo złych. Po raz kolejny bowiem na trasie rajdu zginął jego uczestnik, tym razem był to motocyklista Thomas Bourgin. Choć informację tą należałoby doprecyzować, gdyż Francuz zginął na odcinku dojazdowym do OSa 7. dnia rajdu. Oznacza to, ni mniej ni więcej, zwykły wypadek drogowy w normalnym ruchu ulicznym, w dodatku zderzenie z radiowozem chilijskiej policji. Jakby nie dbać o bezpieczeństwo zawodników takie sytuacje niestety będą się zdarzać, szczególnie jeśli zdamy sobie sprawę jak wygląda ruch drogowy w Ameryce Południowej.
Jeśli już jesteśmy przy nie najlepszych informacjach to tu także złe wieści dla nas. Otóż z rajdem pożegnał się już Krzysztof Hołowczyc, który uległ (wydawało by się, że niezbyt groźnemu) wypadkowi już na trasie OSa. Auto spadło z uskoku, praktycznie zatrzymując się w miejscu po uderzeniu w ziemie. Wszystko dlatego, że pod warstwą piachu był bardzo twarde skały. Niestety spowodowało to złamania kilku żeber u naszego kierowcy oraz pęknięcie zrostów po poprzednim urazie kręgosłupa na Dakarze, po którym Krzysztof żartował, że jest niższy o kilka centymetrów. Pilotowi się nic nie stało i prawdopodobnie to też wzrost Hołowczyca przyczynił się do tego, iż wypadek miał takie skutki.

W rajdzie nie jedzie też już inna nasza załoga samochodowa, czyli Szymon Ruta ze swoim francuskim pilotem. Ich Toyota na stromym zboczu przekoziołkowała kilkukrotnie przez przód. Zawodnicy musieli szybko uciekać z pojazdu w obawie przed byciem zgniecionym przez kolejne samochody, które również koziołkowały na tym uskoku tuż za nimi. Auto udało się postawić na koła i mechanicznie było sprawne do dalszej jazdy, jednak pęknięcie klatki bezpieczeństwa oznaczało, że rywalizacji kontynuować nie można.
Skoro już jesteśmy przy rywalizacji samochodów. Tutaj jest ciekawie jak nigdy w czasie ostatnich lat. Zdaje się, że organizatorzy osiągnęli swój cel zmieniając przepisy, które teraz min. zabraniają używać silników prototypowych, co ukróca przewagę zespołów fabrycznych i wyrównuje szanse tańszych pojazdów buggy. Właśnie – buggy walczą jak równy z równym z pojazdami 4×4, co nie miało miejsca od ładnych kilku lat, a na pewno nie od kiedy Dakar przeniósł się do Ameryki. W czołówce jest jeszcze bardzo ciasno i naprawdę jest kilku kandydatów do zwycięstwa. Al-Attiyah w swoim buggy i Peterhansel w Mini toczą zaciętą walkę, obecnie dzieli ich nieco ponad 3 minuty, co jest dla Dakaru przewagą tak naprawdę żadną. Godzinę za nimi jest Novistkiy w Mini i Chicherit w buggy SMG, a więc oni także pozostają w grze. Usterka techniczna wyeliminowała już Carlosa Sainza, a Robby Gordon w tym Dakarze walczy niestety głównie z błędami swoimi, pilota oraz usterkami sprzętu. Szkoda bo mówi się o tym, że to może być jego ostatni Dakar.
Nie można zapomnieć też o załodze Małysz / Marton, która na razie sprawuje się nadspodziewanie dobrze i Adam dotrzymuje obietnicy o trzymaniu się w pierwszej dwudziestce rajdu, będąc obecnie na 17. pozycji w generalce. Ładna jazda jak na drugi Dakar kogoś, kto jeszcze dwa lata temu miał zerowe pojęcie o rywalizacji rajdowej na najwyższym, światowym poziomie!

Ruben Faria na 5. etapie rajdu.

Czas na motocykle. Tutaj dopiero się dzieje! Cyril Despres – wydawało by się pewniak – coraz bardziej oddala się od możliwości wygrania tegorocznej edycji. Uciekają mu młodzi zawodnicy, a także inni wyjadacze. Do tego dochodzą problemy ze sprzętem, które nie skończyły się przedwczesnym zakończeniem rajdu, tylko dlatego, że Marek Dąbrowski pomógł Cyrilowi zamieniając się z nim na silniki (Despresa miał uszkodzoną skrzynię) na etapie maratońskim, na którym nie można korzystać z pomocy serwisantów w czasie pobytu na biwaku. Wszystko dodatkowo pomieszała pogoda, która wczoraj wykraczała daleko poza znane nam pojęcie „oberwania chmury” i miejscami trasa zmieniła się w rzeki mające ponad 1.5 metra głębokości, więc nawet samochody nie mogły przejechać. Jakby tego było mało cała czołówka zawodników na wczorajszym etapie pomyliła drogę jadąc w stronę gór, zamiast wzdłuż rzeki. Dosłownie cała – Cyril Despres, który również się zgubił, mówił, że widział grupki po siedmiu zawodników krążące w kółko jedna za drugą. Skutkiem tego jest dopiero 5. pozycja Despresa w generalce ze stratą niemal pół godziny do liderującego Davida Casteu. Drugi jest Faria, a trzeci Lopez. Polacy plasują się odpowiednio: Przygoński 8.; Czachor 24.; Dąbrowski 79.

Liderujący Marcos Patronelli.

W kategorii quadów lider nie jest już takim zaskoczeniem. Jest nim bowiem Marcos Patronelli, czyli niemal murowany kandydat do wygranej, mający już półtorej godziny przewagi nad drugim Ignacio Casale. Trzeci jest Van Biljon. Rafał Sonik zajmuje obecnie 4. miejsce, Łukasz Łaskawiec plasuje się na 7. Szkoda bo mimo tak świetnej postawy polaków klasyfikacja wyglądała niedawno jeszcze lepiej z naszymi reprezentantami plasującymi się na 3. i 4. pozycji, niestety problemy techniczne i nawigacyjne nieco pogorszyły wyniki. Dalej jednak są szansę na świetny wynik końcowy w kategorii quadów.

Jeśli chodzi o ciężarówki to lider także nie jest zaskoczeniem – De Rooy w swoim Iveco. Pomimo bardzo słabego startu Kamazy zaczęły się rozpędzać i obecnie Nikolaev będąc drugim traci do lidera 22 minuty. Trzecia jest czeska załoga Kolomy/Kilian/Kilian w Tatrze. Polska załoga jadąca Mercedesem Unimogiem Szustkowski/Kazberuk/Białowąs jest na 27. miejscu w klasyfikacji generalnej i na drugiej w klasyfikacji pojazdów produkcyjnych – ze sporymi szansami na zwycięstwo! Na 39. pozycji plasuje się natomiast załoga Baran/Boba/Jachacy.

Nawet takie potwory nie mają lekko.

Do tej pory zawodnicy musieli się zmierzyć nie tylko z pustynnymi temperaturami, ale też stepami zamieniającymi się w rzeki, jak na ostatnim etapie, czy wysokościami rzędu pięć tysięcy metrów (!!!), na której to wysokości już niektórzy zawodnicy musieli korzystać z możliwości oddychania czystym tlenem, a pojazdy odmawiały posłuszeństwa.

Wiele osób twierdzi, że Dakar po przenosinach do Ameryki nie jest już taki trudny. Cóż jeśli tak twierdzą to niech spróbują spać przez dwa tygodnie po dwie – trzy godziny dziennie od 1:00 do 3:00 w nocy. Tak właśnie śpią niektórzy zawodnicy. Choćby motocykliści, którzy dojeżdżają na biwak nieraz po problemach nawet o 22:00, ponieważ nie są w zespołach muszą sami zadbać o sprzęt, a już o 3. rano trzeba wstawać na start kolejnego odcinka, a tam trzeba przejechać często ponad pół tysiąca kilometrów, w tym odcinek specjalny po bardzo trudnym terenie. Dalej ktoś twierdzi, że to kaszka z mleczkiem? Ja nie. Dla mnie to przekraczanie możliwości ludzkiego organizmu i wielka walka, nawet męczarnie, które Ci ludzie znoszą przecież z własnej woli. Należy im się za to podziw.

To tyle na dziś. Dzień odpoczynku dobiega końca, a już jutro powrót do rywalizacji z trasą, sprzętem i samym sobą. Na koniec kilka obrazków przypominających dlaczego warto to wszystko znosić.

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading