Stek średnio wypieczony
Patrząc na przebieg pierwszego GP USA na nowym torze w Austin i na oceny atrakcyjności wyścigu nie mogę oprzeć się wrażeniu, że albo ktoś tu popadł w huraoptymizm, albo ktoś zrobił bardzo dobry marketing, albo po prostu nasze wymagania co do jakości widowiska zmalały przez ostatnie lata na tyle, że już cieszymy się takimi wyścigami. Tym niemniej weekendowi wyścigowemu w Stanach nie można odmówić, że był ciekawy z punktu widzenia walki o tytuł mistrza świata oraz pokazania, co się dzieje, kiedy wyścigi takiej klasy odbywają się na torze, po którym nie przejechał jeszcze nawet wyścig kosiarek.
Weekend zaczął się dość ciekawie, jeszcze zanim doszło do wyścigu. Oto Ferrari oficjalnie i bez ogródek, informując wszystkich o przyczynach oraz korzyściach jakie chcą uzyskać, cofnęło o pięć miejsc Felipe Massę. Oczywiście, że oceniam to przez pryzmat swoich sympatii i antypatii, ale dużo bardziej podoba mi się styl działania Ferrari w tych sprawach, niż na przykład Red Bulla. Team orders są w końcu dozwolone, więc nie ma w tym nic złego, a skoro coś jest legalne, a ktoś mimo to załatwia to pod stołem, to chyba nie ma co się dziwić, że ludzie na to krzywo patrzą. Oto ktoś próbuje nam wmówić, że on wcale nie robi tego co naprawdę robi. Jasne, że jacyś widzowie nie mający pojęcia o co w tym wszystkim chodzi się nabiorą i będą zadowoleni, jednak ludzie uświadomieni będą zniesmaczeni tym, że ktoś robi z nich kretynów odstawiając show i cyrk, podczas gdy można to rozwiązać normalnie, tak jak team z Maranello. Skoro jednak muszę już toczyć dyskusję z fanami RBR i Vettela o tym, że złe i „gupie” Ferrari mogłoby brać przykład z RBR, gdzie nie ma team orders, a Webber jest traktowany fair, a nie to co Massa, który w Ferrari jest pionkiem w drugim planie, to najwyraźniej zapotrzebowanie na tego rodzaju, za przeproszeniem, pierdoły jest.
Swoją drogą co do Massy też się nie zgadzam bo i tu Ferrari jest po prostu… szczere. To, że w chwili obecnej wyniki Alonso są poprawiane kosztem osiągnięć Massy, jest konsekwencją tego, iż to ten pierwszy ma wyższą średnią zdobytych punktów na wyścig w tym sezonie i to on ma jeszcze szanse na tytuł Mistrza Świata. Sam Felipe z resztą mówi, że jest tego świadom i że atmosfera w zespole jest dobra. Wątpię by Massa wrócił do dobrej formy po tym co się działo na początku obecnego sezonu, gdyby właśnie nie miał wsparcia zepsołu, który z resztą jak był z niego niezadowolony to też to otwarcie mówił. Można? Można.
Grosejan znów za szybki dla siebie samego by być bezbłednym. |
Wracając do walki o tytuł. Jednego Alonso nie można odmówić. Wszystkie szanse wykorzystuje teraz w 100%. Czy to te dawane przez zespół, przez szczęście, przypadek, czy jego talent po prostu. Podium w ostatnim wyścigu było równie prawdopodobne jak koniec świata, który ma nadejść w grudniu tego roku, a jednak się udało. Choć trzeba oddać też Vettelowi co jego. Wreszcie pokazał, że umie powalczyć bo o Hamiltonie to już wiemy. Umie powalczyć oczywiście na tyle, na ile współczesna Formuła 1 mu pozwala, gdyż sam skwitował całą akcję ciekawym zdaniem „How silly Formula One is these days! What a stupid overtake!”.
Zdanie owo odnosiło się do sytuacji, kiedy Vettel został nieco przyblokowany przez HRT w pierwszym sektorze toru, co pozwoliło Lewisowi Hamiltonowi zbliżyć się na tyle aby, dzięki DRSowi, wyprzedzanie stało się jedynie formalnością. Wreszcie! Chciałoby się powiedzieć. Wreszcie któraś z osób bezpośrednio zaangażowanych w ten sport to powiedziała! Cóż jednak z tego, jeśli powiedziała to osoba, która cały czas wygrywa i wtedy jej wszystko pasuje, a kiedy wreszcie w walce przegrała i przekonała się jak mają wszyscy jadący za nią, nagle dostała „olśnienia”. Nic to nie zmieni, ale może, powoli ktoś tam zacznie myśleć i naciskać na osoby odpowiedzialne za kształt tego sportu. Ot światełko w tunelu i nadzieja głupców.
Co do samego wyścigu. Wszystko jest kwestią indywidualną, jednak moim zdaniem był nieco nudny. Owszem były wyprzedzania i walka nawet na całym torze, jednak nie da się ukryć, że wynikała ona z tego, iż zawodnicy walczyli głównie z torem, a nie ze sobą. Tor też nie powala. Owszem być może jest nieco lepszy od innych nowych obiektów, ale to chyba tylko efekt marketingu. Tak czy siak to dalej bezpłciowy i bez charakteru ten sam, typowy design Pana Tilke. Kalkowania fragmentów innych torów by stworzyć nowy ciąg dalszy.
Kapeluszom akurat odmówić uroku nie sposób 🙂 . |
Tymczasem przed nami ostatnie grand prix sezonu. Wiadomo już, że zespoły gotowe są na wszystko – miejmy nadzieję, że wszystko, ale w ramach przepisów. Wiadomo, że szanse na tytuł w 90% są na koncie Vettela. Alonso ma już tylko te teoretyczne i wynikają one tylko ze ślepej wiary, zapału i chyba zacięcia samego zawodnika. Podobno są szanse, że w Brazylii będzie padać. Jeśliby tak było, możliwe, że zatrą się różnice między bolidami. Vettel mistrzem jazdy w deszczu nie jest, choć nie można zapominać o Monzie 2008. Alonso z kolei powinien mieć przewagę w takich warunkach, ale i jemu zdarzają się wpadki, jak Belgia w 2010 roku.
A wy? Kogo obstawiacie? Czy rozum stawia was po stronie chłodnych, niebieskich kalkulacji, czy serce spływa jeszcze krwistą nadzieją nadziei i pasji?