Czy F1 wreszcie podbije Amerykę?
Zastanawialiście się kiedyś czemu F1 nie odniosło sukcesu w tak przyjaznym, do odnoszenia sukcesu i obecności wielkich pieniędzy, środowisku jak USA? Czemu seria z najbardziej zaawansowaną technologią, najlepszymi kierowcami i nie tylko, nie rządzi w kraju, gdzie wszystko musi być „naj”? Cóż, czasem wydaje mi się, że odpowiedź jest niezwykle prosta. Formuła 1 jest po prostu za mało amerykańska. Choć coraz częściej zastanawiam się, czy nie powinienem tu używać czasu przeszłego…
Formuła 1 od zawsze była gwiazdą motorsportów. Miejscem gdzie szukano czasu, którego inni nie widzieli możliwości znalezienia. Miejscem gdzie szukano rozwiązań, które inni uznaliby za śmieszne. Miejscem gdzie szukano prędkości, gdzie inni jej nie mieli i wytrzymałości ludzkiego organizmu, o którą nikt by go nie podejrzewał. Miejscem, gdzie szukano limitów. Pęd za przekraczaniem granic stał się tak wielki, że przestano nad nim panować. Trzeba było wszystko uregulować i ograniczać tak aby nie okazało się nagle, że po torze śmigają myśliwce wojskowe. Od tego momentu rozpoczęły się wielkie szachy. Wyścig technologii z umiejętnościami człowieka, a za tym wszystkim musiały nadążyć regulaminy. Wszystko to doprowadziło nas do stanu w jakim F1 jest dziś. Pomijając kontrowersyjne i nieudane według mnie, grzebanie regulaminami w kształcie rywalizacji. Formułą 1 dziś rządzą detale. Smaczki. Małostki. Wszystko to, czego nie dostrzega się od tak włączając telewizor. Dlatego królowa motorsportów stała się, w pewnym sensie, sportem dla kibiców – koneserów, choć to może słowo na wyrost. Sportem, którym trzeba się interesować, żeby rozumieć o co w nim chodzi i który trzeba znać, żeby umieć docenić to, czym jest.
Przedstawiciele gatunku „americanus cibicus”. |
Tak się składa, że Europę i Amerykę dzielą pewne różnice kulturowe. Cóż, zaraz ktoś mi zarzuci, że żyję stereotypami i nie wiem o czym mówię, ale ja niestety wiem swoje. Europa zawsze była ośrodkiem inteligencji, ludzi wykształconych, ciekawych świata. Ameryka natomiast… cóż Amerykę zasiedlili ludzie, których nie chciano w Europie. Na tym w sumie mógłbym skończyć. Z resztą nie wiem co tu tłumaczyć, każdy wie choćby jak wyglądają wybory w Stanach, że są tam nawet kościoły „drive in”, a mszę można odbyć nie wysiadając z samochodu, że przeciętna amerykańska nastolatka je na śniadanie tyle co my przez tydzień. Nie są to stereotypy, tylko rzeczy dziejące się naprawdę i dla każdego kto był tam lub słucha ludzi jeżdżących do nowego świata – oczywiste. To ma swoje odbicie w kształcie społeczeństwa. W Europie często tworzono lepsze rzeczy lecz kosztem wygody – tak w szerokim ujęciu. Ameryka od zawsze była domem dla wygody stawianej na pierwszym miejscu. Łatwej dostępności. Braku problemów. Ta wygoda i otwartość doprowadziły do kryzysu ostatnich lat, ale także do czegoś innego. Wygoda doprowadziła do spłycenia Amerykańskiego społeczeństwa. Wszystko się robi samo, za nich albo jest proste i niewymagające. Zaniknął pęd do jakiegokolwiek ulepszania siebie, został ten do bezproblemowej i bezcelowej egzystencji. Oczywiście nie tyczy to się całości narodu, ale mówimy o generalnym obrazie. Tu dochodzimy powoli do roli Formuły 1. Amerykanie kochają show. Kolosalnie durne, niemożliwe płytkie, tragicznie nierealne i żenująco naciągane – tak jak oni sami. Show, które da im rozrywkę w najprostszej postaci.
Nascar. Idealny przykład. Nie mam nic do samego sportu i rywalizacji bo nie mnie się wypowiadać, a nawet wielu kierowców, którzy tam przeszli twierdzi, że zaskoczył ich poziom i jakość rywalizacji, choć powiedzmy szczerze… tylko głupiec pluje we własne gniazdo. Ja oglądając amerykańskie serie wyścigowe mam zgoła odmienne zdanie, ale cóż. Wracając do NASCARa. Tor dający się w 3/4 objąć ujęciem jednej kamery. Całość rozgrywająca się na stadionach niemal. Z każdej trybuny blisko do klopa, większość zadaszona, jedzenie i picie pod ręką, wyścig widać cały jak na dłoni patrząc z jednego miejsca. Spektakularne wypadki, duże prędkości, confetti dla zwycięzcy, flagi narodowe przy każdym torze, komentarz jakby ktoś jeszcze nie wiedział co się dzieje na torze. Samochody wypolerowane, jeżdżące często przy sztucznym świetle, połyskujące z daleka. Niewiele rzeczy jest równie amerykańskich jak NASCAR. Nie jest taka też Formuła 1. Nie jest jasne, proste i oczywiste dla każdego drwala, piekarza, czy babci klozetowej (bez urazy dla tych zawodów), która odpali telewizor, czemu ten zmienia opony już teraz, a tamten jeszcze nie musi. Idąc na tor nie ma często zadaszenia, budki z piwem i jedzeniem też trudno się doszukać, czasem trzeba stać w ulewie i płynącym błocie, a samochody widzimy przez 3 sekundy jak nas mijają, podążając na dalszą część toru. Wypadkiem, którym się wszyscy emocjonują, nazywane jest ukruszenie kawałka przedniego skrzydła albo przecięcie opony, wyprzedzaniem jechanie za sobą dwóch samochodów przez 10 okrążeń. Gonieniem nazywane jest pokazywanie różnic czasowych, których ludzkie oko nie jest w stanie wykryć, a jak już coś zobaczy to nie wie czemu tamten ucieka na prostych, a ten drugi dogania go na zakrętach.
NASCAR |
To jednak się zmienia. Niestety dla nas. Formuła 1 się spłyca. Wyprzedzanie zostało sprowadzone do wciśnięcia przycisku, mamy więc teraz dziesiątki manewrów, którymi możemy się „emocjonować”. Konferencje po wyścigu przeprowadzane są przez celebrytów stojących przy podium, gdzie już nawet nie ma normalnych flag, tylko obracane ich imitacje na tablicach. Przed ceremonią na podium tańczą, grają dzwonią i śpiewają ludowe zespoły w swoich oryginalnych ubraniach. Strach pomyśleć aż, czy na GP Polski w takiej sytuacji występowałby zespół Mazowsze, czy Poznańskie Słowiki? Tory buduje się w miejscach wygodnych dla bogaczy, a nie odpowiednich na taką nitkę asfaltu. Wyścigi przenosi się do państw, gdzie liczą się ładne światełka, diody, ładni ludzie i budynki, a nie to co na torze. Rywalizację poprzedzają koncerty.
W skrócie. Wraz z postępującą amerykanizacją świata (synonim – zidiocenie), idiocieje też F1. Dlatego też teraz jest bliżej podbicia Stanów Zjednoczonych, niż kiedykolwiek. Niestety.
PS. Przed GP USA wystąpi min. Enrique Iglesias (bilety do kupienia oczywiście oddzielnie), na stronie toru Circuit Of The Americas każdy nagłówek zakończony jest wykrzyknikiem, a tor, jakby ktoś jeszcze nie zauważył, cały ubabrany jest w „hamerykańskie” barwy…