Koniec mitów II : Kubica i de Villota

Stało się. Dwie ofiary bodaj najpoważniejszych wypadków ostatnich kilkunastu miesięcy w motorsportach wreszcie wykurowały się fizycznie, ale i psychicznie na tyle by pokazać się światu oraz fanom. Choć może w sprawie Roberta Kubicy powyższe stwierdzenie jest nieprawdą bo on prezentuje zupełnie inne podejście, czego wielu do tej pory nie jest w stanie zrozumieć, ale o tym później. Najpierw przyjrzyjmy się może kwestii wypadku Marii de Villoty i tym, że jak zwykle przy wypadkach, winna jest więcej niż jedna osoba.

Słowem przypomnienia. De Villota uległa poważnemu wypadkowi podczas testów bolidu F1 zespołu Marussia na lotnisku Duxford w Anglii w lipcu tego roku. Testów odbywających się na prostej dodajmy. Sam wypadek miał przebieg nieco kuriozalny,gdyż po podjechaniu do mechaników bolid de Villoty po chwili wystrzelił przed siebie i wbił się pod stojącą nieopodal ciężarówkę. Pech chciał, że pierwszym elementem, który uderzył w ciężarówkę był kask kierowcy, gdyż nos bolidu był na tyle niski, że zmieścił się pod nadwozie felernego pojazdu.

Maria może mówić o dużym szczęściu, że w ogóle żyje. Jej czaszka był roztrzaskana w przedniej części. Należy pamiętać, że nawet kask kierowcy F1 nie jest przygotowany na tak ekstremalne obciążenia. W wyniku wypadku de Villota straciła oko, zmysły węchu i zapachu, przynajmniej jak na razie, zapewne kawałek niemały urody, ale też sporo, spoooooro więcej. Mówienie o wadze posiadania obu oczu i generalnie wpływie na psychikę i życie takiego człowieka po wypadku wydaje się zbędne.

Wracając do samego zdarzenia. Po wypadku zespół opublikował wynik wewnętrznego śledztwa, z którego wnioski były jasne. Nie zawinił sprzęt. Zawinił człowiek i to ten najważniejszy, ten za kierownicą. Maria zdaje się nie mogła znaleźć dźwigni odpowiedzialnej za wysprzęglenie silnika, z resztą podobno już nie pierwszy raz miała z tym problemy. W dodatku, że całość działa się podczas delikatnego łuku, który wykonywała podjeżdżając do zespołu bolid zakończył swoją podróż wbity pod ciężarówkę ustawioną zupełnie z boku, tam gdzie nikt nie przypuszczał, że może stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Prowadzone jest jeszcze dochodzenie zewnętrzne, ale szczerze wątpię by jego wyniki się różniły w sposób znaczący od tego co już wiemy.

Należy więc chyba sobie zadać pytanie: jak to DO JASNEJ CIASNEJ jest możliwe, żeby zawodowy kierowca wyścigowy, który w dodatku powinien być obeznany z pojazdami na jakich pracuje, a już na pewno obeznany z najszybszym i najniebezpieczniejszym z nich, czyli bolidem F1, nie potrafił znaleźć przycisku / dźwigni odpowiedzialnej za „neutral”? To tak jakby kucharz nie potrafił używać noża, czy policjant z drogówki fotoradaru…

Być może ktoś mnie teraz oskarży o snucie wydumanych teorii, ale cóż. Wystarczy spojrzeć na karierę Marii. Nigdy nie była więcej niż przeciętniakiem nawet w swoich najlepszych okresach. To jednak jeszcze nic, przecież nawet w F1 mamy przeciętniaków. Jej cała kariera zdaje się być pchana do przodu, czy raczej utrzymywana przy życiu, przez nazwisko, sponsorów, czy może nawet samego ojca, który chciał by córka poszła w jego ślady. Może majaczę i wymyślam, ale moim zdaniem tak właśnie było. Za kierownicą bolidu F1 usiadła osoba nie gotowa na to przede wszystkim psychicznie, ale także pod względem tak oczywistym jak doświadczenie, czy… wiedza o rozkładzie najważniejszych elementów w kokpicie. Bolidy to nie zabawki, a wyścigi to nie zabawa. Czyżbyśmy mieli na to najlepszy przykład? Oczywiście każdy może powiedzieć że to się może zdarzyć każdemu. Może, ale nie powinno.

Kubica za kierownicą swojej Imprezy WRC.

Wybaczcie, że to napiszę, ale wcześniej nie miałem okazji tutaj: ROBERT WRÓCIŁ! Wbrew mediom i wygłodniałym kibicom, którzy wręcz domagali się informacji od niego, jakby im się należały, on robił cały czas swoje. Pracował nad rehabilitacją, aż mógł zacząć jej kolejny etap, na który wybrał rajdy. O ile się nie mylę jak na razie na 3 stary ma 2 wygrane i jeden nieukończony. Ktoś powie, że tak, ale to jakieś lokalne, włoskie i w ogóle. Podobne uwagi wydają mi się śmieszne, zważywszy, że mówimy o człowieku, który rok temu niemal powinien mieć amputowaną rękę, a dziś jeździ najmocniejszą wersją pojazdu rajdowego, wyprzedzając w pełni sprawnych kierowców i jeszcze mówi przy tym, że to tylko kolejny etap rehabilitacji i nie nastawia się na wynik.

Krytykowałem, krytykuję i będę krytykować wszystkich, którzy pluli na Roberta, za to, że nie poczuwa się do ujawniania informacji o swoim stanie zdrowia. Kubica zawsze robił coś za co go niesamowicie szanuję. Pokazywał, że wyścigi są JEGO pasją, JEGO życiem i robi to dla siebie. Jasne wsparcie fanów to ważna i miła sprawa, ale czasem wydawało mi się, że ludzie zapominają, że przecież to jego życie, jego ścieżka i wypadek był największą tragedią właśnie dla niego. Niech najlepiej podsumuje to fragment jednego z wywiadów udzielonego po powrocie, którzy brzmiał mniej więcej tak:

– Dziennikarz : Robert wielu zarzucało Ci, że nie informujesz o niczym i nie kontaktujesz się ze swoimi fanami. Możesz powiedzieć dlaczego przyjąłeś taką postawę?
– RK: Ja po prostu nie mówię niczego jak nie jestem tego pewien. Dziś jestem tu i już wiem, że zaraz wystartuję w rajdzie, więc mogę to powiedzieć.

A co z karierą Roberta? On sam planuje powrót do regularnych wyścigów torowych w 2013 i marzy o powrocie do F1 w 2014, twierdząc przy tym, że nie będzie miał problemów ze znalezieniem miejsca. Czy to się uda? Czy jest to w ogóle możliwe, czy sprawność ręki mu na to pozwoli i czy ktokolwiek będzie go wtedy jeszcze rzeczywiście chciał w F1? Zobaczymy. Ja szczerze mówiąc oczywiście żałuję strasznie tej ogromnej tragedii, szczególnie jeśli Robert zdradza informacje o tym, że pewnie teraz byłby w Ferrari, ale tak naprawdę nic nie jest cenniejsze ponad to jak uśmiech od ucha do ucha człowieka, który widać, że wrócił do swojej pasji i sensu życia. Tak właśnie uśmiechał się Robert Kubica na starcie każdego kolejnego odcinka specjalnego.

2 komentarze do “Koniec mitów II : Kubica i de Villota

  • 17 października, 2012 o 7:20 am
    Bezpośredni odnośnik

    O miejsce dla Roberta w F1 bym się nie martwił, pod warunkiem, że będzie sprawny w stopniu pozwalającym na bezproblemowe prowadzenie bolidu. A gdyby jednak zdarzyło się tak, że Robert do F1 nie wróci, nie będę miał do niego żalu, jeśli osiągnie w WRC to, co Sebastien Loeb 😛

    Odpowiedz
  • 19 października, 2012 o 10:46 am
    Bezpośredni odnośnik

    Szczerze wątpię z tym WRC bo o ile Robert lubi rajdy to zdaje się jedynie jako odmianę, a za swoje miejsce tak naprawdę uważa tor wyścigowy 😉 .

    Odpowiedz

Leave a Reply

Discover more from 4 kolka i nie tylko

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading